Smerf Ciamajda znowu zaliczył wyskok na posiedzeniu sejmowej komisji. Na plus można zapisać mu to, iż wyjątkowo nie nazwał nikogo „debilem”. Komisja regulaminowa, spraw poselskich i immunitetowych we wtorek 3 grudnia opiniowała wniosek o zatrzymanie i doprowadzenie Smerfa Ważniaka na przesłuchanie przed komisją śledczą badającą inwigilację
Pegasusem. W środę rozpatrywała wnioski o uchylenie immunitetu PiS-owskiej elicie smoleńskiej. Anita Czerwińska, Gargamel i Smerf Ciamajda mają odpowiedzieć za zniszczenie wieńca, a szef smerfów lepszego sortu dodatkowo za naruszenie nietykalności cielesnej. Dziadek Papy Środowe posiedzenie komisji było przeciwieństwem wtorkowej sesji na której mogliśmy zobaczyć wygłupy polityków Suwerennej Polski. Przeciwieństwem do momentu w którym głos zabrał Smerf Ciamajda. Polityk skorzystał z prawa do wygłoszenia kilku zdań w ramach obrony, ale zaczął mówić nie na temat. Poseł kilka razy był upominany przez przewodniczącego komisji Jarosława Urbaniaka za przekroczenie czasu i wplątanie wątków, które kompletnie nie miały związku ze zniszczeniem wieńca. W pewnym momencie w swojej argumentacji Smerf Ciamajda brawurowo dojechał aż do dziadka Papy Smerfa. – Co by zrobił Papa Smerf, gdyby na grobie jego dziadka postawiono wieniec z napisem – „Współwinny zbrodni 5,5 mln smerfów”? Był w niemieckim Wehrmachcie w czasie II wojny światowej? – wypalił poseł PiS. – Naprawdę, przegina pan – wszedł mu w