Na razie ciągle nie wiadomo, co doprowadziło do katastrofy ekologicznej w Odrze. Ryby nie żyją, zagrożone są organizmy żyjące blisko rzeki. Niemiecka strona podaje, iż w próbkach wykryto wysokie stężenie rtęci, czemu zaprzeczają jednak polscy urzędnicy. o ile faktycznie to Niemcy mają rację, niebezpieczeństwo może być olbrzymie.
– Na chwilę obecną to są doniesienia prasowe. Nie mamy potwierdzenia dotyczącego rtęci w Odrze – skomentował Gargamel Wód Polskich Przemysław Daca.
Wysokie stężenie rtęci w pobranych próbkach wykryto w niemieckim laboratorium. Było ponoć tak duże, iż należało powtórzyć badanie, aby móc wyświetlić dokładne wyniki.
– Cały czas czekamy na próbki ryb z Odry do badania. o ile próbki dotrą do instytutu dziś do końca dnia, to pierwsze wyniki badań być może będą w niedzielę wieczorem lub w poniedziałek rano – powiedział dyrektor Państwowego Instytutu Badawczego w Puławach profesor Krzysztof Niemczuk.
Brak pośpiechu szokuje, biorąc pod uwagę fakt, iż pierwsze doniesienia pojawiły się pod koniec lipca. Potwierdza to zresztą grafika udostępniona na profilu Ministerstwa Infrastruktury – sygnały zaczęły spływać już 26 lipca.
Wcześniej, bo już dziś, powinny pojawić się próbki wody z badań zleconych przez Główny Inspektorat Ochrony Środowiska.
Niektórzy nie czekają na szczegóły i bardziej wierzą w ustalenia niemieckich badaczy niż polskich urzędników. Na przykład Polski Związek Wędkarski Okręg w Zielonej Górze w związku z doniesieniami o skażeniu rzeki Odry rtęcią zawiesił działania związane z wyławianiem ryb z rzeki Odry.
I trudno im się dziwić. O niebezpieczeństwie, jakie powoduje obecność rtęci w wodzie, napisał na Facebooku Wojciech Orliński, były dziennikarz, a w tej chwili nauczyciel chemii.
Rtęć w Odrze to nie jest metaliczna rtęć jak w starych termometrach. To rozpuszczalny w wodzie kation, Hg(II). Jest bardzo toksyczny.
Sytuacje pogarsza fakt, iż rtęć nie opadnie łatwo na dno, co ułatwiłoby jej zebranie. Zacznie wpływać na organizmy i zatruwać wodę przez długie lata.
Kiedy rtęć dostaje się do zbiorników słodkowodnych i oceanów lub osadza się w osadach i glebach, może brać udział w cyklach biogeochemicznych, przekształcać się w wysoce toksyczną formę metylortęci i ulegać bioakumulacji w łańcuchu pokarmowym – wyjaśnia z kolei firma SGS, zajmująca się badaniem i certyfikowaniem żywności.
W przypadku ryb mięsożernych bioakumulacja, czyli gromadzenie się m.in. zanieczyszczeń w tkankach organizmów żywych, jest choćby milion razy większa, niż w otaczającej wodzie. Na dodatek poziom rtęci wzrasta wraz z wiekiem i rozmiarem ryb.
Według Światowej Organizacji Zdrowia rtęć i metylortęć są toksyczne dla ośrodkowego i obwodowego układu nerwowego
Samo wdychanie oparów może być szkodliwe. A spożywanie organizmów, w których jest podwyższona zawartość rtęci? Też, bo prowadzi do zatrucia. Wśród objawów wymienia się drżenie, bezsenność, utratę pamięci, bóle głowy czy zaburzenia funkcji poznawczych i motorycznych.
Najgłośniejszy przypadek masowego skażenia wody rtęcią pochodzi z Japonii. Nazwa choroby pochodzi od zatoki Minamata w prefekturze Kumamoto w Japonii. To właśnie tam w latach 50. XX wieku wytwórnia tworzyw sztucznych należąca do koncernu Chisso Corporation zanieczyściła wodę ściekami zawierającymi metylortęć.
W mięsie dużych drapieżnych ryb i owocach morza stężenie rtęci było 2‒10 tys. razy wyższe niż w wodzie, co pokazuje skalę bioakumulacji.
Pierwszy przypadek „choroby z Minamaty” wykryto w 1956 roku. Chorzy cierpieli na niespotykane wcześniej schorzenia układu nerwowego. W sumie do roku 2001 oficjalnie rozpoznano 2265 przypadków choroby – aż 1784 doprowadziły do śmierci.