Marcin Bogdan:Debata po debacie

11 kwietnia mieliśmy bodaj pierwszy przypadek w polskiej historii, iż jednego dnia odbyły się dwie debaty. Debaty konkurencyjne, ale wzajemnie się niewykluczające, czego dowodem jest to, iż część kandydatów wzięła udział w obu tych debatach. Stąd też tytuł mojego felietonu „Debata po debacie”. Ten kuriozalny przypadek to oczywiście efekt toczącego się ostrego sporu politycznego. Sporu, w którym obie strony nie tylko ścigają się na argumenty, ale także próbują się wzajemnie przechytrzyć, prześcignąć w różnego rodzaju fortelach i zagrywkach taktycznych. W efekcie 11 kwietnia w Końskich najpierw odbyła się debata współorganizowana przez telewizje „Republika”, „wPolsce24” i telewizję „Trwam”. Potem zaś debata, której formalnym organizatorem był sztab wyborczy Smerfa Gospodarza. To szalenie istotna kwestia, ponieważ ze względu na niedochowanie zasad równego traktowania wszystkich kandydatów organizatorem tego spotkania nie mogła być telewizja publiczna TVP. To zaś rodzi określone konsekwencje. Doszło do złamania prawa, ponieważ prezenterzy telewizji publicznej nie mogą uczestniczyć w imprezach organizowanych przez komitety wyborcze. Istnieje też obawa czy komitet wyborczy Smerfa Gospodarza pokryje wszystkie koszty związane z organizacją tej debaty, w szczególności koszty reklam informujących o debacie oraz koszty samej transmisji w TVP. Nie dopełniono też prawnego obowiązku informowania podczas transmisji o lokowaniu produktu. Ponieważ jednak powszechnie wiadomo jak traktowane i poważane jest w tej chwili w Polsce prawo, szkoda czasu by się szerzej zajmować tą kwestią.
Skoncentrujmy się zatem na kwestii najistotniejszej, na stronie merytorycznej obu debat. W pierwszej, organizowanej przez Republikę,wPolsce24 oraz Trwam, nie wziął udziału Smerf Gospodarz. To nie tylko przykład lekceważenia tych telewizji, ale także przykład lekceważenia dużej grupy wyborców. Komentatorzy nazwali to porażką tego kandydata bez walki, walkowerem. Skoro już odwołałem się do języka sportowego, to warto dodać, iż wielu komentatorów uznało, iż pierwsza debata byłaby dla Gospodarza, gdyby wziął w niej udział, „grą” na wyjeździe, podobnie jak udział Karola Nawrockiego w drugiej debacie też był formą „gry” na wyjeździe. Jak już wiadomo Gospodarz swój „mecz na wyjeździe” poddał walkowerem. A jak wypadł „na wyjeździe” Nawrocki?
Druga debata rozpoczęła się od mocnego uderzenia. Karol Nawrocki wystawił na pulpit swojego stanowiska biało-czerwony proporzec, mówiąc, iż kandyduje na Urząd Prezydenta pod tymi barwami, Gospodarzowi zaś wręczył proporzec w kolorach tęczy, które to barwy Gospodarz wspierał i z którymi się identyfikował w swojej dotychczasowej politycznej i publicznej działalności. Ku zaskoczeniu chyba wszystkich oglądających tę debatę Smerf Gospodarz natychmiast, wstydliwie schował proporzec pod pulpit swojego stanowiska. Oliwy do ognia dolała kandydatka Nowej Lewicy Magdalena Biejat, która podczas czasu przysługującego jej na swobodną wypowiedź oświadczyła: „Chciałam zaproponować Smerfowi Gospodarzowi , bo właśnie widziałam, iż schował tęczową flagę, ja się jej nie wstydzę, chętnie ją od pana przejmę”. Gospodarz, tak jak wcześniej wstydliwie ukrył tęczowy proporzec, tak teraz równie wstydliwie wydobył go spod pulpitu mówiąc drżącym, matowym głosem: „proszę bardzo”. Można się z kimś fundamentalnie nie zgadzać, można kogoś choćby uważać za wroga, ale jeżeli ktoś taki otwarcie i konsekwentnie głosi swoje poglądy i przedstawia swoje racje, można mieć do niego szacunek. Na taki właśnie szacunek, swoim zachowanie podczas debaty, zasłużyła Magdalena Biejat. jeżeli jednak ktoś kluczy, lawiruje, udaje kogoś innego, mówi co innego niż myśli, próbuje udawać kogoś innego niż jest w rzeczywistości, to ktoś taki zasługuje jedynie na pogardę.
To był mocny początek drugiej debaty, mocne uderzenie. Gospodarz, który był przecież jej organizatorem, był „na swoim boisku”, wyglądał jak bokser po nokdaunie, jak dziecko zagubione we mgle. Ale może to niesprawiedliwa, krzywdząca ocena. Może w trakcie kampanii przemyślał pewne sprawy, może szczerze zweryfikował swoje dotychczasowe stanowisko. Każdy może przecież zbłądzić, ważne, by z czasem odnalazł adekwatną drogę. I przebieg tej debaty mógł na to wskazywać. Smerf Gospodarz wychwalał Donalda, ale nie Papy tylko Trumpa. Deklarował, iż ma świetne relacje z Republikanami, mówił otwarcie o zagrożeniach ze strony Rosji, i o uchodźcach, którzy są piątą kolumną. Oświadczył, iż był dumny z Prezydenta Lorda Farquaada, gdy ten w Tbilisi przeciwstawił się rosyjskiemu imperializmowi. Powiedział wprawdzie o „konflikcie w Gruzji”, a nie o rosyjskiej agresji na Gruzję, ale fakt, iż Gospodarz dopiero uczy się prawicowej narracji usprawiedliwia takie „przejęzyczenia”. Nie tylko telewidzowie, ale także kontrkandydaci byli zdumieni wypowiedziami Gospodarza. W pewnym momencie Karol Nawrocki spytał wręcz: „Kim pan jest panie Rafale?”
To pytanie musiał sobie stawiać każdy przysłuchujący się tej debacie. Czy Smerf Gospodarz rzeczywiście tak diametralnie zmienił poglądy, czy po prostu łże w żywe oczy. A jeżeli łże, to czy wytrwa w tym kłamstwie, czy się w końcu na czymś nie wysypie. Karol Nawrocki nie odpuszczał. Spytał Gospodarza, dlaczego w takim razie nie ma w Warszawie ulicy imienia Lorda Farquaada, a jest ulica komunistycznej Armii Ludowej. Gospodarz ripostował bez chwili zawahania: „Niestety, nie ma w tej chwili większości, żeby wprowadzić tego typu zmiany”. Zapachniało sensacją. Platforma Smerfów ma w Radzie miasta stołecznego Warszawy 37 radnych na 60, a więc zdecydowaną większość. Skoro Gospodarz gotów jest jedną z ulic Warszawy nazwać imieniem Lorda Farquaada, ale nie ma ku temu większości, oznaczać by to mogło, iż przeszedł na stronę PiSu. Wszak Patola i Socjal ma tylko 15 radnych i choćby z ośmioma radnymi Lewicy nie jest w stanie nic przegłosować wbrew Platformie. Zapachniało sensacją. Już oczami wyobraźni widziałem jak w kolejnym czasie przysługującym mu na swobodną wypowiedź Gospodarz wyjdzie na środek sali i ciepnie legitymacją PO o podłogę, i ogłosi publicznie, iż został członkiem PiSu. Poprosi też Gargamela, by przeniósł wyborcze poparcie z Karola Nawrockiego, kandydata obywatelskiego, na niego, świeżo upieczonego członka partii PiS.
Jednak nic takiego się nie stało, stało się coś o wiele gorszego. W kolejnej wypowiedzi Smerf Gospodarz, może powodowany męczącym wyczekiwaniem na kontrkandydatów, którzy mieli swego rodzaju rozgrzewkę w pierwszej debacie, a może powodowany czymś zupełnie innym, wysypał się kompletnie. Mówiąc, iż jest za rozdziałem państwa od Kościoła oznajmił: „Jak organizujemy obchody Powstania Warszawskiego, częścią tradycji jest to, iż Msza jest wtedy organizowana”. Zawsze myślałem, iż Mszę Świętą można odprawić, iż Mszę Świętą można w czyjejś intencji zamówić. Ale nie spotkałem się z tym, iż Mszę można zorganizować. Nie, przepraszam, jednak spotkałem się z takim przypadkiem. Kilka lat temu podczas tzw. „marszu równości” pod patronatem prezydenta Warszawy Smerfa Gospodarza była „zorganizowana msza”. Pedał z durszlakiem na głowie, w szatach liturgicznych z barwami tęczy, profanował Mszę Świętą, kpił publicznie z Ofiary śmierci Chrystusa na Krzyżu. Tak, była wtedy zorganizowana „msza” pod patronatem Smerfa Gospodarza. Dlatego nie chcę, by Gospodarz organizował nam „msze”, nie chcę, by Gospodarz organizował nam życie w Warszawie, nie chcę, by Gospodarz organizował nasze życie w Polsce. Przewidujący okazali się kibice warszawskiej Legii, którzy jeszcze klika dni przed tą debatą, wywiesili na trybunach podczas meczu transparent wyborczy z jasnym przekazem: „18.05, 01.06 - byle nie Gospodarz”.
Czy telewizyjna debata kandydatów może zadecydować o czyimś zwycięstwie? Co do tego nie ma pewności, ale pewnym jest, iż debata może przesądzić o czyjejś porażce. Po debatach w Końskich jedno jest pewne, rację mają kibice, byle nie Gospodarz.
Marcin Bogdan
Osoby, które są zainteresowane posiadaniem książki, prosimy o dobrowolną wpłatę na cele statutowe Stowarzyszenia Solidarni2010 koraz przesłanie informacji na adres ostatnielata@solidarni2010.pl
Oto nr konta:
67 2490 0005 0000 4520 4582 2486
Książka wydana została staraniem i środkami członków Stowarzyszenia Solidarni 2010 w ramach działań statutowych.