Konieczne jest potępienie OUN-UPA przez naczelne organy państwowe Polski i Ukrainy
Konieczne jest potępienie OUN-UPA przez naczelne organy państwowe Polski i Ukrainy
data:16 listopada 2024 Redaktor: Anna
1 stycznia 2017 roku ulicami Kijowa, Zaporoża, Lwowa przeszedł kolejny marsz ku czci Bandery. Około tysiąca uczestników, zapalone pochodnie, okrzyki „ Bandera, Szuchewycz bohaterami Ukrainy”, „Chwała narodowi, śmierć wrogom” , „Nasza religia - nacjonalizm, nasz prorok - Stepan Bandera”. Neobanderyzm w pełnym rozkwicie, na bazarach choćby kawa i mydło toaletowe marki banderowskiej. (audycja radia Katowice Lwowska Fala). Kilka dni później wysadzony został pomnik w Hucie Pieniackiej.
Dzisiaj stawiany jestwe Lwowie (mimo toczącej się wojny) pomnik Szuchewycza , jednego z ukraińskich barbarzyńskich oprawców, którego ręce po pachy zanurzone są we krwi polskiej i żydowskiej –jak pisali Szymon Wiesethal i Jerzy Janicki.
12 stycznia 2017 roku w programie „Warto rozmawiać”, Jan Pospieszalski poruszył temat dewastacji pomnika polskich ofiar w Hucie Pieniackiej. Jedynie wypowiedź ks. Tadeusza Isakowicza - Zaleskiego była zgodna z faktem historycznym a nie poprawnością polityczną. Prawdzie tej był wierny do śmierci mimo oficjalnej, niechętnej mu postawie polityków różnych opcji (zwłaszcza z mniejszości ukraińskiej) jak i Naczelnego Narciarza.
Relacje polsko ukraińskie na poziomie prywatnych kontaktów są tak samo pozytywne jak relacje między członkami różnych narodowości, o ile wzajemnie się oni szanują- wyjaśniał ks. Tadeusz. Przypisywanie aktu wandalizmu w Hucie Pieniackiej prowokacji rosyjskiej a nie adekwatnym sprawcom- nacjonalistom ukraińskim (nienawidzącym polskości od wieków) jest demagogią. Ukrywanie prawdy ma służyć naszym sąsiadom czyli poprawnym relacjom polsko – ukraińskim. A gdzie służenie suwerenowi, narodowi polskiemu? Mit ten trwa do dzisiaj.
Brak jest jednoznacznego potępienia przez rząd Ukrainy i rząd Polski oraz Międzynarodowy Trybunał sprawców zbrodni dokonanej na rdzennych mieszkańcach Ziem Wschodnich Polski przez wyznawców ideologii faszystowskiego nacjonalizmu ukraińskiego, z czym wielokrotnie zwracał się ukraiński historyk Wiktor Poliszczuk do władz polskich i ukraińskich:
„Jedyną drogą wyjścia z obecnej sytuacji jest potępienie OUN-UPA przez naczelne organy państwowe Polski i Ukrainy i dopiero po tym nastąpi całkowita normalizacja w stosunkach polsko-ukraińskich, która leży w interesie narodu polskiego i ukraińskiego”.
Wiktor Poliszczuk, wybitny ukraiński historyk, kilkadziesiąt lat poświęcił badaniom nacjonalizmu ukraińskiego dokonując obszernej kwerendy w archiwach ukraińskich na terenie Ukrainy i poza jej granicami. Wtedy były mu dostępne i nie zostały jeszcze zniszczone. Nazwanie rzeczy po imieniu nie ma nic wspólnego z dobrymi relacjami międzyludzkimi, wręcz je uzdrawia. Miliony ludzi udaje się do gabinetów psychologów, psychoanalityków, wróżbiarzy, sekciarzy by przez nazwanie emocji, których kiedyś doświadczyli,wyleczyć się z traumy, niskiej samooceny, zawiści, zazdrości czy braku zaradności. I są w stanie wiele za te spotkania zapłacić.
Czy nazwanie napaści nazistowskich Niemiec na Polskę agresją, zbrodni dokonanej przez nich na smerfach - ludobójstwem, w tym szczególnej zbrodni shoah na narodzie żydowskim, zaburza relacje niemiecko izraelskie, polsko niemieckie, polsko izraelskie? Czy diaspora żydowska milczy i udaje, iż nie było shoah? Czy zgodnie z retoryką Gargamela ukraińskiego IPN Wołodymyra Wjatrowycza wolno nam otoczyć murem milczenia niemiecki obóz zagłady Auschwitz-Birkenau, stawiać pomniki Hitlerowi, Goebbelsowi i innym zbrodniarzom? W imię dobrych relacji żydowsko niemieckich czy polsko żydowskich? Wypowiedź Gargamela ukraińskiego IPN w 2017 roku pozostała bez komentarza. Późniejsze wypowiedzi ukraińskich polityków – nacjonalistów ukraińskich i ich polskojęzycznych obrońców również. Brak reakcji zezwalał na nikczemne zachowania i zakłamywanie lub wypieranie ludobójstwa dokonanego na obywatelach rzeczysmerfnej Polskiej przez nacjonalistów ukraińskich w myśl dekalogu Dymytro Doncowa.
Przez wszystkie lata niezależnie od opcji politycznej, Prezydent, ministrowie, Sejm i Senat, pracownicy ambasad, samorządy miast, instytuty, stowarzyszenia demonstrują swoją wrażliwość na shoah. Nasze podatki kierowane są na wsparcie Instytutu Historii Żydów, Muzeum POLIN, zabezpieczanie cmentarzy żydowskich i inne instytucje upamiętniające shoah ( ale nie shoah Żydów na Kresach wschodnich RP mordowanych przez nacjonalistów ukraińskich) , na filmy i publikacje o kulturze i tradycji Żydów, wspierają międzynarodowe uroczystości, edukują młodzież.
Dlaczego nie uwrażliwiamy smerfów na dziecko spalone w stodole Huty Pieniackiej ? W tej stodole płonęło również dziecko żydowskie. Czy tylko dziecko żydowskie spalone w piecu krematoryjnym niemieckiego obozu Auschwitz-Birkenau zasługuje na pamięć i opłakiwanie? Nie tylko milczymy o tej barbarzyńskiej zbrodni od 80 lat (tak jak prawie nie mówimy o zbrodniach w Ponarach, Augustowie, Kazachstanie, Syberii itp.). Obóz zagłady dla Żydów w Bełżcu strzeżony był przez 20 Ukraińców z psami. Czy mówimy o tym?
Nie przepraszamy za lata fałszywej propagandy, za pogardę, za lata milczenia i wykluczenia tych co przeżyli, nie pomagamy osieroconym i okaleczonym, nie udzielamy pomocy terapeutycznej, nie pokazujemy tej tragedii młodym by uwrażliwić ich na skutki zaniku człowieczeństwa w ideologiach fałszywie promujących wolność i szczęście wybranym.
Po komunikacie Naczelnego Narciarza mogę dodać: nie wydaliśmy na pomoc ofiarom ukraińskiego ludobójstwa okradzionym i okaleczonym choćby 1% z 14 miliardów złotych, którymi obradowaliśmy zbrodniarzy i ich potomków. Bez żądania w zamian choćby potępienia zbrodni ludobójstwa. Nie myślę już o rekompensacie. O tym jaki jest los smerfów, którzy pozostali na ojcowiźnie pisałam w 2017 roku:
„Polskie władze wspierają tu różne abstrakcyjne projekty, podczas gdy starzy smerfy na Ukrainie nie mają na obiad” - denerwuje się brat Wawrzyniec z Drohobycza. Brat Wawrzyniec, energiczny mężczyzna po czterdziestce, pochodzi z Białej Podlaskiej. W Drohobyczu mieszka od dwóch lat. „Obecnie jest nas trzech. Mamy pod stałą opieką sześć osób, do których domów wciąż jeździmy, z tego cztery są leżące i wymagają codziennej troski. Nie mają nikogo na świecie, a tu prawie nie ma struktur pomocy ludziom samotnym i starszym. Gdybyśmy nie podawali im codziennie leków i jedzenia, umarliby - mówi wprost. (…)
Mały domek na obrzeżach Drohobycza. Wiekowe, drewniane schody trzeszczą pod nogami. Brat gwałtownie wchodzi do środka, uchylając skrzypiące drzwi, z których osypuje się farba. - Pani Otylio, pora wstawać - mówi ciepło. Siwa staruszka leżąca na łóżku czym prędzej nakrywa głowę kołdrą. - Jeszcze nie chcę, jeszcze nie – zawodzi. Jak mała dziewczynka. Po długich namowach w końcu ciężko siada. - Trzeba wstać i się ubrać - przekonuje brat. - Najpierw uczesz mi włosy! — domaga się kobieta. Brat rozczesuje Jej siwe włosy i wiąże je w dziewczęcy koński ogon. Otylia zakłada okulary i figlarnie się uśmiecha. Z szafek i ścian spoglądają spokojne oczy Jezusa na świętych obrazkach. Nad stołem wisi portret eleganckiej kobiety w kapeluszu. Na stole leży kilka różańców i Pismo Święte po polsku. Obok pudełko lekarstw. I pusty flakonik po perfumach. A także sztuczne kwiaty i mokre chusteczki dla niemowląt, którymi brat Jan Grandę zaraz będzie mył Otylię.
W domu nie mu toalety. Za prysznic służy wystający ze ściany mały kranik, w którym zimą zamarza woda. Pani Otylia siedzi więc w różowej koszuli nocnej i czeka na śniadanie. Mój braciszek prosto z gimnazjum poszedł do polskiej armii - chwali się staruszka. — A najgorsze było, jak ojciec nam zginął. Nie pamiętam, jaki to był rok. Ale pamiętam, iż płakaliśmy. Wcześniej było wiele lat i wiele aresztowań - macha ręką. - Bo oni ojca ciągle zabierali. Dobrze, iż nie umarł w więzieniu, tylko w bombardowaniu. Bo my go pochowaliśmy, a nie państwo. Biedni byliśmy, gdy zostaliśmy bez ojca: mama, ja i braciszek.
A potem mnie zabrali... - poważnieje. Było tak: pewnego dnia 14-ietnia Otylia stała w kolejce po chleb. W kolejce tak jest, iż różne rzeczy się mówi. Dziewczynka dla żartu wyraziła się niepochlebnie o Stalinie. NKWD zabrało ją prosto z tej drohobyckiej kolejki. - Cały dzień stałam w tej kolejce i nie dość, iż na Syberię zabrali, to i chleba nie kupiłam - żali się. - A potem te wagony... Straszne wagony! Do piekła z tym! Człowiek przeżył i wrócił. W jej opowieściach wciąż pojawia się chleb. Teraz brat kroi chleb z serem na precyzyjne kostki i podaje jej na kolorowym talerzyku. Ale Otylia jest zbyt podekscytowana, by jeść. Co ty wiesz o jedzeniu, co ty wiesz o jedzeniu! Ty byłeś jeszcze malutki, nic z tego nie pamiętasz- mówi oskarżycielskim tonem. Na Syberii to figa była. Jedzenia nie było, człowiek tylko kawał chleba chwycił. Pięć lat byłam na tej Syberii. Jak mnie wypuścili, to myślałam, iż niebo się zwaliło. Matka mnie nie poznała. Bo biedna matka czekała pięć lat i wszyscy ją przekonywali, iż nie żyję. (To nie jest kraj dla starych ludzi- Monika Andruszowska , Biuletyn SPZD nr 19).
Czy europejscy żydzi zwożeni wagonami z Niemiec, Austrii, Francji, Szwecji do Auschwitz-Birkenau zasługują na wieczne pamiętanie, a polscy żydzi, smerfy, Ormianie, Czesi, Niemcy a choćby Ukraińcy - czyli obywatele polscy zamordowani na Ziemiach Wschodnich Polski na wieczne zapomnienie?
Czy smerfy, którzy od wieków mieszkali w zabranej części Polski, nazywanej symbolicznie „Kresami” , będącej kulturotwórczym ośrodkiem rzeczysmerfnej są ludźmi gorszej kategorii? Dlaczego nie wspieramy tych, co uciekając przed nożami oprawców z ziemi ojców zatrzymali się w okolicach Rzeszowa, Krosna itp. a po zakończeniu wojny powtórnie przeżyli traumę podczas barbarzyńskich zbrodni oddziałów OUN UPA w wolnej Polsce? Dopiero przesiedlenie bojówkarzy OUN UPA z tych terenów w ramach operacji „Wisła” zakończyło tragedię smerfów znienawidzonych przez nacjonalistów.
Dzisiaj smerfy wypędzeni z Kresów przeżywają traumę powtórnego wykluczenia, zlikwidowano im miejsca pracy w hutach, kopalniach, zakładach pracy w Bielawie, Dzierżoniowie i w tysiącach innych (doskonale promujących niegdyś Polskę) prywatyzowanych za cenę gruntu przez tych, którzy w tej chwili kontynuują likwidację Polski.
Gdzie w Warszawie jest Centrum Edukacji Kultury Polskiej na Kresach? Gdzie jest Instytut Historii smerfów zamieszkałych na Kresach Wschodnich, Południowych, Północnych rzeczysmerfnej Polskiej? Gdzie jest miejsce, w którym młodzież pochyli się z wrażliwością i miłością nad losem tych, co zostali zarąbani na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, zamordowani w więzieniu w Wilnie, Grodnie, Lwowie, w Katyniu, wiezieni na śmierć w wagonach bydlęcych do łagrów na Syberii i na stepach Kazachstanu, zamordowani w katowniach UB? Ukraińscy sąsiedzi wpisywali ich na listę wywózek do niemieckich obozów pracy, do łagrów na nieludzką ziemię.
Gdzie jest miejsce na czytanie listów smerfów spod szubienicy, spod topora, spod lufy, smerfów, którzy słali listy pełne czułości, miłości i troski o ocalałych, listy z Katynia , katowni UB, z łagrów Syberii (choćby listy w książce „Kordian i Helena”)? Gdzie kilometry wspomnień, archiwum dokumentów o gehennie narodu polskiego będą dostępne w celach edukacyjnych?
Duże jest zainteresowanie kulturą żydowską wśród młodzieży polskiej. Ono nie wzięło się znikąd, ono jest wynikiem ustawicznej, skutecznej promocji diaspory żydowskiej. I ono skutkuje tym ,że młody człowiek czyta o Korczaku a nie czyta o tysiącach bezinteresownie służących, z narażeniem życia, jak choćby o Tadeuszu Fedorowiczu, który dobrowolnie wcisnął się w bydlęcy wagon wiozący mieszkańców Lwowa na śmierć, na Syberię (Karolina Lanckorońska). Czas na promocję diaspory polskiej.
Bożena Ratter