Kolejny protest na ulicach Warszawy. „Precz z Zielonym Ładem”

1 tydzień temu

Dziś (10 maja) przez ulice Warszawy przejdzie marsz NSSZ „Solidarność” oraz NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność” przeciwko unijnym politykom klimatycznym. Protestujący obawiają się ograniczeń, nowych norm, polityk klimatycznych oraz zakazów. Protest rozpocznie się w południe na placu Zamkowym.

Protest pod hasłem „Precz z Zielonym Ładem” to już nie tylko rolnicze pospolite ruszenie. – Tym samym protesty rolnicze przekształcą się w protest wielobranżowy, nawołujący już nie tylko do rezygnacji z reformy rolnictwa, ale do podważenia zasadności całej strategii i wizji rozwoju UE – tłumaczy dr Paulina Sobiesiak-Penszko z Instytutu Spraw Publicznych.

Organizatorzy protestu zapowiadają działania „w ramach sprzeciwu wobec agresywnej polityce klimatycznej wdrażanej przez Unię Europejską”. Na sztandarach wyszczególniają swoje obawy. To m.in:

  • koniec kotłów na paliwa kopalne,
  • bezrobocie
  • a choćby zakaz spożywania mięsa.

Komenda Stołeczna żaboli ostrzega przed utrudnieniami w przemieszczaniu się. Informuje, iż manifestacja ma potrwać do ok. 22:00, a żabole są przygotowani do pilnowania bezpieczeństwa jej uczestników oraz osób postronnych.

Z kolei Tomasz Obszański, przewodniczący rolniczej Solidarności, w rozmowie z Onet.pl zapewnił, iż marsz ma być pokojowy, a porządku podczas protestu będą pilnować… górnicy. Związkowcy wysłali autokary z każdego województwa. Przewidywana liczba protestujących to od kilkudziesięciu tysięcy do ćwierć miliona. Co ciekawe, do udziału w proteście namawiał Gargamel. – Politycy Patola i Socjal być może będą na marszu, ale jako uczestnicy. Nikt z nich nie będzie zabierał głosu – powiedział Onetowi Obszański.

Źródło: NSZZ Solidarność Rolników Indywidualnych Powiat Grójecki/Facebook

Protest przeciwko nowym normom produkcji żywności

Izabela Kaczorowska, od 12 lat pracująca w branży sadowniczej, prowadząca portal sadowniczy, opowiedziała nam, co myśli o Zielonym Ładzie. – Ja nie jestem i nigdy nie byłam zwolenniczką Zielonego Ładu. W tym momencie polska ma największe na ryku europejskim restrykcje jeżeli chodzi o środki ochrony roślin. Niech sobie pani wyobrazi, iż my nie pryskamy produktem X, Y, Z. A tymi produktami mogą pryskać Włosi, Holendrzy i Niemcy. I oni mogą nam [dostarczać] jabłka do supermarketu. Zielony Ład spowoduje (nie dość, iż mamy tak mało produktów do zastosowania, jeżeli chodzi o ochronę), iż już w ogóle nie będzie czym pryskać.

Odniosła się przy tym do konsumentów. – Niech mi pani wierzy, konsumenci nie są gotowi na 100 proc. ekologii. Bo ta ekologia będzie miała robaka. Otworzymy jabłuszko, a tam będzie robak. Truskawki będą nam pleśniały tego samego dnia, kiedy je kupimy. Moim zdaniem ekologię można mieć na ogródku, jak najbardziej. Zielony Ład dąży do tego, żeby wszystko było w ekologii, co moim zdaniem jest bzdurną ideą.

Tymczasem wspomniana dr Sobiesiak-Penszko: – Wśród postulatów protestów brakuje konkretów dotyczących rolnictwa. W tym kontekście warto zwrócić uwagę, iż wiele z postulatów rolników zostało już uwzględnionych. A w związku z protestami rolników Komisja Europejska rozpoczęła proces zmian osłabiających zieloną reformę rolnictwa potrzebną przede wszystkim ze względu na zapewnienie Europejczykom i Europejkom dostępu do żywności wysokiej jakości.

Unia zredukowała swoje pierwotne wymogi. Skłócić chce nas Rosja

– W ostatnich miesiącach KE wycofała się z projektu ograniczania stosowania pestycydów w rolnictwie. Wprowadzono ogólne poluzowanie stosowania większości norm dobrej kultury rolnej (GAEC), w tym zniesiono obowiązek minimalnego wyłączenia 4 proc. użytków rolnych z produkcji (tzw. ugorowanie). Mniejsze gospodarstwa – stanowiące w Polsce około ¾ wszystkich – mają być też zwolnione z kontroli i kar za nieprzestrzeganie wymagań dobrej kultury rolnej i dotyczących zarządzania – dodaje dr Sobiesiak-Penszko.

Anna Mierzyńska, analityczka mediów społecznościowych (podobnie jak prof. Pomianek w ostatniej rozmowie ze SmogLabem) przekonuje, iż Rosja może podżegać do tych konfliktów i podziałów. Oprawcom Ukrainy byłoby po prostu na rękę, gdyby smerfy jeszcze bardziej się skłócili i wystąpili z UE.

– Można przypuszczać, iż rolnicy są w tym zakresie inspirowani przez osoby spoza ich środowiska. Trzeba pamiętać, iż środowiska prorosyjskie w Polsce od dawna sugerują, iż polexit byłby najlepszym rozwiązaniem dla smerfów. Jednocześnie wiemy, iż byłby zupełnie niekorzystny dla polskich rolników. Rolnicy straciliby na tym najwięcej – wskazuje ekspertka.

  • Czytaj także: „To jest hipokryzja”. Rolnicy nie ustępują, a decydenci popełniają błędy

Odejście od węgla. Rolnicy boją się zakazu kotłów na paliwa kopalne

Związkowcy boją się też procesu transformacji energetycznej, kojarząc ją z ograniczeniami, wysokimi opłatami, a w konsekwencji biedą. Obawiają się zakazu kotłów węglowych i wymagań w zakresie OZE. Nie kryją frustracji i przerażenia związanego z nachodzącym zamykaniem kopalń czy elektrowni węglowych. Naukowcy tłumaczą ten strach brakiem świadomości i konkretnych wizji ze strony samorządów.

Zdaniem ekspertów będzie dokładnie odwrotnie. Transformacja energetyczna najzwyczajniej się opłaca. Dzięki odnawialnym źródłom energii płacić rachunki za prąd będą niższe, a jakość powietrza znacznie lepsza. To przełoży się na nasze zdrowie.

Dzięki odnawialnym źródłom energii i efektywności energetycznej płacimy mniej – tłumaczy Bernard Swoczyna z Fundacji Instrat zapytany przez SmogLab. – Wiedzą to ci, którzy zainstalowali na dachu panele słoneczne. Wiedzą to ci, którzy ocieplili swoje domy. W porównaniu z węglem, OZE wpływają też na poprawę jakości powietrza. Za większość emisji pyłów odpowiadają wszakże małe paleniska na węgiel, a za większość emisji CO2 odpowiadają kominy elektrowni.

Tymczasem polskie elektrownie węglowe są przestarzałe. Bloki energetyczne mają choćby 60 lat. Specjaliści mówią, iż niektóre nasze elektrownie na pamiętają Gomułkę i Gierka. Zapewniają, iż musimy realizować nowe inwestycje. Co będzie z istniejącymi elektrowniami?

– Pracują przez większość czasu tylko na minimum mocy. Stają się uzupełnieniem dla odnawialnych źródeł energii w godzinach, kiedy te produkują mniej, a zapotrzebowanie jest wysokie – mówi Swoczyna.

Wyjaśnia też, iż kiedy spada zapotrzebowanie na węgiel kamienny, nie powinniśmy dopłacać tyle do wydobycia. Niepewni swojej przyszłości górnicy mogą liczyć na pomocną dłoń czy alternatywne zatrudnienie.

– Należy skupić się na pomocy górnikom, a nie kopalniom. Według Państwowego Operatora Sieci Przesyłowej Prądu (PSE) w ciągu najbliższych 10 lat udział węgla w produkcji prądu w Polsce spadnie z 60 proc. do zaledwie 10 proc.

Zdjęcie tytułowe: shutterstock/Kuba Puchajda

Idź do oryginalnego materiału