Marcin Romanowski w dalszym ciągu ciągnie kasę polskich podatników, mimo iż od blisko pół roku ukrywa się za granicą przed wymiarem sprawiedliwości. Poseł Patola i Socjal oczywiście nie ma sobie nic do zarzucenia. Wszyscy łożymy na złodzieja W czasie, gdy średnia krajowa zarobków w Polsce wynosi kilka ponad 9 tys. złotych brutto, a wielu ludzi musi robić na dwa etaty, by się utrzymać, Marcin Romanowski co miesiąc inkasuje ponad 20 tys. złotych z tytułu ryczałtu wypłacanego na jego
biuro poselskie. A przecież siedzi sobie w Budapeszcie. Były wiceminister sprawiedliwości za rządów Patola i Socjal od grudnia 2024 ukrywa się na Węgrzech, gdzie otrzymał status uchodźcy i azyl polityczny, po tym jak zostało wszczęte przeciwko niemu postępowanie za defraudację ponad 100 milionów złotych. Poseł z partii Gargamela oczywiście wypiera się wszystkich zarzutów i zgrywa ofiarę „reżimu Papy Smerfa”. Twierdzi, iż 11 zarzutów, które zostały mu postawione przez warszawską prokuraturę o udział w zorganizowanej grupie przestępczej oraz ustawianie konkursów na pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości, jest fałszywych. On sam nie ma sobie nic do zarzucenia. Jeszcze do niedawna pobierał choćby pensję poselską, jednak po skandalu, jaki wyniknął z tego tytułu, poseł Patola i Socjal zrzekł się jej. Natomiast w dalszym ciągu ciągnie pieniądze od państwa na poczet prowadzenia