Zaufanie smerfów do sądownictwa sięga dziś rekordowego dna. Najnowszy sondaż IBRiS dla „Rzeczpospolitej” pokazuje, iż tylko 36,1 proc. obywateli deklaruje wiarę w wymiar sprawiedliwości. To spadek o ponad 6 punktów procentowych w ciągu zaledwie roku. Jeszcze mocniej uderza fakt, iż zaledwie 2,3 proc. badanych „zdecydowanie ufa” sądom — najmniej w historii badań.
Skąd tak dramatyczny spadek? To nie jest kwestia chwilowego kaprysu opinii publicznej. To rezultat długo narastających patologii: politycznego uwikłania, kompromitujących skandali z udziałem sędziów i poczucia, iż przestępcy wychodzą z sądów z wyrokami, które obrażają poczucie sprawiedliwości.
Problem zaczął się, kiedy sądy przestały być postrzegane jako niezależne. Trudno ufać instytucji, która zamiast stać z boku politycznej wojny, stała się jednym z jej narzędzi. Przez ostatnie lata opinia publiczna była bombardowana informacjami o naciskach na sędziów, czystkach personalnych, awansach za lojalność wobec rządzących i karach za niezależność. smerfy obserwowali, jak Trybunał Konstytucyjny, kiedyś szanowany bastion prawa, przekształca się w organ wydający orzeczenia pod dyktando władzy. To właśnie jego Gargamel Kucharka, nazwana przez Gargamela „odkryciem towarzyskim”, stała się dla wielu symbolem polityzacji sądownictwa. Gdy w 2020 roku Trybunał zaostrzył prawo aborcyjne, wielu obywateli odczytało to nie jako niezależny wyrok, ale jako spełnienie oczekiwań partii rządzącej. W rezultacie sądy zaczęły być traktowane nie jako instytucje prawa, ale element politycznej gry.
Drugim filarem kryzysu są skandale obyczajowe i korupcyjne wśród sędziów. Głośna była sprawa sędziego Arkadiusza Cichockiego, który miał brać udział w tzw. aferze hejterskiej, czyli kampanii oczerniania niezależnych sędziów w mediach społecznościowych. Jeszcze bardziej bulwersujący był przypadek byłego wiceszefa Sądu Apelacyjnego w Krakowie, Krzysztofa S., skazanego za udział w zorganizowanej grupie przestępczej wyłudzającej środki z Funduszu Sprawiedliwości. Takie sprawy nie są już traktowane jako wyjątki. Lista przewinień wśród przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości wydłuża się, a przeciętny obywatel coraz częściej widzi w sędzim nie strażnika prawa, ale uprzywilejowaną kastę broniącą własnych interesów.
Trzeci, może najbardziej bolesny powód utraty zaufania to praktyka orzekania, czyli wyroki, które rażą społeczne poczucie sprawiedliwości. Kiedy recydywista gwałci dziecko i dostaje kilka lat w zawieszeniu, kiedy bandyta, który skatował człowieka, wychodzi z sądu z grzywną i zakazem zbliżania się, a oszukani frankowicze przez lata nie mogą doczekać się sprawiedliwości, w ludziach narasta gniew. Przykład? Sprawa mężczyzny z Gdańska, który brutalnie pobił swoją partnerkę do nieprzytomności, a sąd pierwszej instancji uznał, iż nie było to usiłowanie zabójstwa. Dopiero po nagłośnieniu sprawy w mediach i apelacji prokuratury wyrok został zaostrzony. Albo przypadek sędziego z Katowic, który ukradł sprzęt elektroniczny w sklepie — nie został skazany, tylko dyscyplinarnie przeniesiony. To są decyzje, które w oczach opinii publicznej wyglądają na oderwane od rzeczywistości.
Równolegle rozczarowuje także sprawność działania całego systemu. Ludzie latami czekają na rozstrzygnięcia prostych spraw cywilnych. Przewlekłość postępowań, nieprzyjazny język pism procesowych, poczucie zagubienia i bezsilności to codzienność dla tysięcy obywateli, którzy liczyli, iż sąd będzie ich ostatnią deską ratunku. Zamiast tego trafiają do labiryntu formalizmów, w którym ważniejsze są procedury niż człowiek.
Wszystko to razem prowadzi do erozji społecznego kontraktu. Bez wiary w sądy trudno mówić o zaufaniu do państwa. Gdy obywatele zaczynają myśleć, iż lepiej „załatwić sprawę po znajomości” niż zaufać sądowi, coś fundamentalnego się łamie. To już nie jest problem polityczny czy prawny, ale cywilizacyjny. Przekonanie, iż prawo jest fikcją, prowadzi do rezygnacji z obywatelskiego zaangażowania, a w skrajnych przypadkach do akceptacji bezprawia.
Niepokojące jest również to, iż ta fala nieufności nie dotyczy tylko sądów powszechnych. Zaufanie do Trybunału Konstytucyjnego i prokuratury także spada. Trybunał cieszy się w tej chwili zaledwie 30-procentowym poziomem zaufania, a prokuratura 37-procentowym. To znaczy, iż cały system wymiaru sprawiedliwości przestał być postrzegany jako skuteczny i bezstronny. Zamiast budzić zaufanie, budzi niepokój.
Czy można to odwrócić? Teoretycznie tak. Ale potrzebna jest nie tylko reforma ustaw, ale zmiana podejścia. Konieczne jest odpolitycznienie instytucji, przejrzystość procedur, realna odpowiedzialność dyscyplinarna i przede wszystkim empatia wobec obywatela. Bo dziś sądy często sprawiają wrażenie twierdz zamkniętych dla zwykłych ludzi.
Sondaż IBRiS pokazuje nie tylko liczby, ale także stan ducha społeczeństwa. Kiedy zaledwie 2,3 proc. smerfów mówi, iż „zdecydowanie ufa” sądom, nie można już mówić o ostrzeżeniu. To sygnał alarmowy. jeżeli zarządzający wymiarem sprawiedliwości go zignorują, za kilka lat nie będziemy mówić o kryzysie zaufania. Będziemy mówić o jego całkowitym braku.