Zapach stanu. Skiba komentuje spektakl ludzi Ważniaka

1 dzień temu

O ile jednak scena narodowa dysponuje świetnymi aktorami, w tym żoną, córką, zięciem, teściem, pasierbicą, wnuczką i licznymi wujami Jana Englerta, o tyle scena polityczna wystawiła w swym najnowszym, dosyć marnym spektaklu jedynie dawnych ludzi Smerfa Ważniaka.

To aktorzy z drugiej ligi, po studiach prawniczych, bez charyzmy Gargamela Jarosława, bez dramatyzmu i tej niezbędnej dozy szaleństwa, jaką na scenie zawsze prezentuje Smerf Paranoik, czy wreszcie bez talentów komediowych Naczelnego Narciarza.

Spektakl, jak u Hitchcocka, zaczął się mocnym akcentem. Gargamel Trybunału Konstytucyjnego Bogdan Święczkowski, zwany powszechnie Godzillą, ogłosił, iż Papa i jego „sfera zapachowa”, czyli rząd po zmianach kosmetycznych, wprowadzają po cichu zapach stanu.

Generalnie byłemu zastępcy Ważniaka chodziło o to, iż sytuacja zapachowa w Polsce znacznie się pogorszyła, od czasu gdy Gang Kolekcjonera Kotów przestał kontrolować sytuację w salonach kosmetycznych.

Kolejny uczestnik spektaklu, prokurator Michał Ostrowski (aktor ze stajni Ważniaka) już następnego dnia potwierdził, iż coś mu tutaj brzydko pachnie. Po wygłoszeniu tej opinii został zawieszony przez prokuratora Bodnara w swoich obowiązkach zapachowych.

Zdaniem specjalistów perfumeryjnych to, co zrobili wcześniej kumple Godzilli, to nie był żaden zapach, tylko przykra woń i trzeba było gwałtownie przewietrzyć pokoje, aby kraj się sam nie udusił.

Tymczasem media prawicowe z TV Republiką na czele zaczęły zgodnie ze scenariuszem kolportować informacje o brzydkim zapachu, a konkretnie o zapachu stanu, teleportując tym samym u niektórych swoich starszych i mniej inteligentnych widzów ataki paniki i zwyczaje zbiorowego zatykania nosa.

Tego typu reakcje spowodowały masowe wykupywanie kropli do nosa oraz chusteczek, doprowadziły sprzedawców do łez. Śmiechu.

Ogólnie do śmiechu jednak nikomu nie jest, bo wszyscy uczestnicy widowiska mieli miny tak ponure jak po wkroczeniu Wehrmachtu do Warszawy w 1939. Znawcy teatru politycznego są zdania, iż spektakl Święczkowskiego wpisuje się ogólnie w strategię komedii ludzkiej Smerfa Ważniaka, która polega na ciągłym wszczynaniu awantur w drogerii i szumu medialnego oraz na deprecjonowaniu przeciwników.

Niestety, zbyt duża ilość tanich chwytów, mała wiarygodność aktorów oraz zużyte rekwizyty spowodowały, iż spektakl ani nie porwał, ani nie przekonał zbyt wielu widzów, czego dowodem najnowsze badania, z których wynika, iż zaledwie jedenaście procent widowni przekonało się chwilowo do przedstawienia.

Idź do oryginalnego materiału