Słychać krakanie kruków, iż nie jest aż tak niemożliwym, żeby znów Polak został kolejnym papieżem. Naprawdę. Ciarki po plecach latają, jak się tego słucha. Mówi się o kardynale Konradzie Krajewskim, długoletnim watykańskim wycieruchu, zasiedziałym w tym pedalskim mateczniku jeszcze od czasów starego wadowickiego pierdziela Wojtyły. Niewątpliwie jest on gościem, który głęboko zapuścił tam korzenie, nie wykarczujesz tego bez agresywnego użycia agresywnych środków chemicznych. Konio zna wszystkich tamtejszych pedofilów i waginosceptyków, węchem rozpoznaje heteryków, nie po jednej kardynalskiej komnacie się szlajał, wie komu i co wystawić, żeby osiągnąć ewentualny sukces. Nie bardzo w sumie w to wierzę, to znaczy w tę jego kandydaturę, ale Watykan to jest cyrk, jarmark cudów i targowisko próżności, tam wszystko może się zdarzyć. Największa kurwa może zostać świętą. Są przykłady.

Jeśli już w sferze plotek się poruszamy, no to jego, czyli Krajewskiego domniemanym konkurentem, może być pewien bambus, iż tak się wyrażę, niejaki Robert Sarah, gdzieś z Gwinei czy innego Bantustanu. Co interesujące on też z tych zagnieżdżonych od lat nad Tybrem, nie zszedł lub nie spadł dopiero co z palmy, został niczym Krajewski zauważony i namaszczony także przez Wojtyłę, a mniej więcej wiadomo jakich gości, o jakich słabościach i skłonnościach wybierał i popierał Wojtyła, ale szczerze mówiąc o jego, czyli Saraha, ewentualnym zamiłowaniu do czyszczenia i wietrzenia kanalizacji nic mi nie wiadomo. Ponoć jest ultra konserwatystą, „o głębokiej formacji duchowej i intelektualnej”, no ale do tego typu przekazów zawsze należy podchodzić ostrożnie, bo wiadomo jak to jest zasadniczo z konserwatystami, zawsze u nich najciemniej pod latarnią. Utajony afrodyzjak być może z niego.
Jako przybysz z czarnej Afryki i autochton, choć jak mówię, w Afryce nie mieszka ten nasz koleżka, może on mieć ułatwiony dostęp do dzieci (Hoser lubił to), by następnie w ramach „akcji dobroczynnej” – w których jak wiecie Watykan się specjalizuje (np spektakularne kiedyś przerzucanie faszystów do Argentyny) – wysyłać najsmaczniejsze kąski do Rzymu celem polepszenia ich losu. Dalej sobie dośpiewajcie o co chodzi, choć to tylko moje domniemania i niczym nie uzasadnione podejrzenia, formułowane celem podtrzymania ciągłości narracji.
Czyli nie wykluczone, iż za dni kilka dojdzie do pojedynku i zobaczymy, czy górą będzie „white power”, czy może „black power”. Watykan jako miejscówka sprzyjającą raczej i to od zawsze, supremacji białej rasy, może jednak nie sprostać modnemu nurtowi multi-kulti i nie daj bosze zagłosować jednak za Krajewskim, choć jest też kilku innych kandydatów, w tym choćby jakiś marszczyfred od Orbana.
Poza tym liczy się rozsądek: może ten Konrad jest sprzedajny, może grymaśny, może lata bez opamiętania za dupami (mówię tu tylko i wyłącznie o pewnej części ciała), ma pewnie grubą teczkę, ale chociaż jest biały! No tak właśnie może być. Dla Polski, gdyby tak się stało, byłby to kolejny dramat, bo przecież doskonale pamiętamy, do dziś zresztą rachunki za to płacimy, co to było jak piotrowym klownem został Wojtyła i jak to w zastraszającym tempie Polska wtedy zdewociała. Do dziś z kolan się nie podniosła, zgłupiała, cofnęła się w rozwoju umysłowym o dziesiątki lat, jeżeli nie więcej. No i teraz miałoby być to samo? No przecież kurwa już się cofać nie ma gdzie.