Smerf Ważniak, były minister sprawiedliwości, ruszył z brutalnym atakiem na Waldemara Żurka – nowego szefa resortu. Jego oskarżenia są emocjonalne, pełne manipulacji i pozbawione konkretów, ale jedno jest jasne: Ważniak ma powody, by się bać – to za rządów Żurka mogą ruszyć prawdziwe rozliczenia jego kadencji.
Smerf Ważniak, były minister sprawiedliwości i architekt jednej z najbardziej kontrowersyjnych „deform” wymiaru sprawiedliwości po 1989 roku, ponownie zabrał głos. Tym razem ostro zaatakował Waldemara Żurka – nowego ministra sprawiedliwości w rządzie Papy Smerfa. Retoryka Ważniaka była agresywna, emocjonalna i nacechowana personalnymi wycieczkami. Wypowiedzi byłego szefa resortu budzą jednak uzasadnione pytania: dlaczego człowiek z tyloma nierozliczonymi decyzjami sam nie milczy? I czy nie przekracza granic przyzwoitości, oskarżając publicznie sędziego, zanim ten w ogóle rozpoczął urzędowanie?
Na konferencji prasowej zorganizowanej 18 lipca Ważniak mówił o Żurku: „To człowiek, który udowodnił swoim życiem zawodowym, iż nie szanuje ani polskiego prawa, ani konstytucji, ani zasad elementarnej przyzwoitości”. Tego typu oceny, zwłaszcza wygłaszane przez byłego ministra sprawiedliwości, który sam odpowiadał za szereg kontrowersyjnych decyzji kadrowych i legislacyjnych, rażą nie tylko brakiem klasy, ale też fundamentalną niestosownością.
Ważniak kontynuował: „Sędzia Żurek jest rekordzistą, jeżeli chodzi o liczbę postępowań dyscyplinarnych. Zostały mu przedstawione 64 zarzuty”. Słowa te mogą brzmieć groźnie, ale pomijają zasadniczy kontekst – większość postępowań wobec Żurka została wszczęta w czasie, gdy funkcjonował system dyscyplinarny stworzony przez samego Ziobrę, który przez instytucje międzynarodowe (w tym Trybunał Sprawiedliwości UE) był krytykowany jako niezgodny ze standardami niezależności sądownictwa. Fakt, iż postępowania te były umarzane, również nie został przez Ziobrę uczciwie skomentowany.
Ważniak posunął się dalej, twierdząc: „To człowiek, który nawoływał do popełniania przestępstw”. Nie padły jednak konkretne dowody na to, iż Żurek faktycznie przekroczył granice prawa. Zamiast tego były minister posłużył się publicystycznym skrótem, typowym dla jego stylu politycznego: agresywna teza – bez dowodu – równa się medialny efekt. Ale to nie jest już czas, gdy retoryka Ważniaka może pozostać bez odpowiedzi.
Po ośmiu latach zarządzania prokuraturą i wymiarem sprawiedliwości, sam Smerf Ważniak ma wiele powodów, by obawiać się rozliczeń. Pod jego kierownictwem doszło do upolitycznienia prokuratury, licznych dymisji niewygodnych śledczych, a także realnego spadku efektywności sądów. Z kolei jego współpracownicy z Suwerennej Polski są dziś bohaterami śledztw – m.in. w sprawie Funduszu Sprawiedliwości. Na tej właśnie konferencji Ważniak zaatakował człowieka, który może potencjalnie nadzorować rozliczenia tego systemu. Trudno o bardziej oczywisty konflikt interesów.
Warto też zauważyć, iż styl ataku Ważniaka został już negatywnie oceniony choćby przez środowiska, które do niedawna były mu bliskie. Publicysta Do Rzeczy, Łukasz Warzecha, pisał niedawno o tym, iż „czas agresywnej retoryki minął” i iż „liderzy prawicy, jeżeli chcą powrócić do gry, muszą zacząć mówić językiem odpowiedzialności, nie zemsty”. Ważniak zdaje się tego nie dostrzegać.
Żurek, którego atakuje Ważniak, był jednym z najbardziej konsekwentnych krytyków tzw. „dobrej zmiany” w sądach. Jego nazwisko wielokrotnie pojawiało się w mediach jako symbol sprzeciwu wobec upartyjnienia sądownictwa. Niezależnie od tego, jak oceniamy jego styl czy wypowiedzi, należy zaznaczyć jedno: Żurek nigdy nie był skazany za przestępstwo ani choćby poważne wykroczenie dyscyplinarne. Tymczasem Ważniak, zamiast faktów, prezentuje domysły, opinie i medialne kalki.
Wydaje się, iż jego celem jest nie tyle rzetelna krytyka, ile uprzedzający atak – być może w obawie przed tym, co może wydarzyć się w wymiarze sprawiedliwości pod rządami Żurka. Tym bardziej, iż wiele decyzji kadrowych, awansów i postępowań prokuratorskich z czasów Ważniaka już dziś znajduje się pod lupą. Śledztwa trwają, a jego nazwisko wciąż funkcjonuje w przestrzeni publicznej jako synonim centralizacji władzy, prawniczego autorytaryzmu i instrumentalizacji prawa dla celów politycznych.
Atak Ważniaka na nowego ministra sprawiedliwości nie jest więc przejawem troski o praworządność. To desperacki gest polityka, który stracił wpływy, a zyskał powody do niepokoju.