Jakby miał pan w dźwięku opisać tę katastrofę.
Michał Zygmunt: To był środek upalnego lata. Najpiękniejszy moment, kiedy rzeka jest rzeczywiście ludziom bardzo potrzebna. Pewnie zimą ta katastrofa miałaby zupełnie inny wymiar. W 2022 roku w kilka dni z błogiej, letniej atmosfery wakacji nad rzeką, zaczęła ona brzmieć katastrofą.
Czyli?
To był dźwięk służb, które zaczęły patrolować rzekę, wyciągać śnięte ryby. Myślałem, iż to już koniec.
Ptaki odleciały, zamilkły?
Wiele drapieżnych ptaków odsunęło się wtedy od Odry. Pozostał dźwięk wyjących syren, dźwięk śmierci. Ta śmierć do końca lata adekwatnie się na nas – mieszkańcach – odbijała. W sierpniu wyciągaliśmy to, co zostało zabite w tej rzece.
Smród?
Tak, mówimy w końcu o tonach martwych zwierząt płynących rzeką. Trzeba pamiętać, iż ta katastrofa – według danych naukowców – zabiła 60 proc. ryb. I to, co najgroźniejsze, aż 90 proc. małży, które są odpowiedzialne za filtrowanie rzeki.
Ryby prędzej się odrodzą niż małże.
No tak, oczywiście. Odra jest ciągle zasilana dopływami innych rzek, które przyprowadzają kolejne ryby. Ale z małżami ten proces nie jest już taki prosty. Nikt za bardzo nie wie, w jaki sposób to wszystko się odbuduje i czy w ogóle to nastąpi. Na tę chwilę rzeka pozbawiona jest zdolności obronnej – samooczyszczenia.
Wisła otrzymuje podobne ilości soli i ścieków, ale wciąż się broni przez swoją naturalność. Wciąż pozostaje ona na większym odcinku rzeką w minimalnym stopniu przeobrażoną przez człowieka. Odra jest jej przeciwieństwem. I kiedy pozbawiliśmy ją – najpierw przez regulację, a teraz przez zabicie właśnie tego fitoplanktonu – możliwości samooczyszczenia, to urządziliśmy tej rzece, ale przede wszystkim sobie, największą krzywdę. Odra jest po prostu tykającą bombą. Nikt nie jest sobie w stanie wyobrazić, co się dalej będzie działo.
Zamknął pan tę katastrofę na Odrze w jakimś obrazie?
Żyję tą katastrofą adekwatnie przez cały czas. Nie mam w głowie jednego obrazu, a kilkadziesiąt. Wszystkie pokazują brak najmniejszego szacunku dla tej rzeki. Wielkie koncerny energetyczne, kopalnie zatruwają Odrę w sposób skandaliczny. Widzę te obrazy, widzę brak nadziei nad rzeką.
Odra przez ostatnie kilkadziesiąt lat mocno zdziczała. Jej środkowa i dolna część to miejsca pełne wspaniałej przyrody, której może pozazdrościć wiele innych rzek, zwłaszcza głosów ptaków
To tutaj są Łęgi Odrzańskie, Ujście Warty, Rozlewiska Kostrzyneckie, Międzyodrze, czyli przyszły Park Narodowy Doliny Dolnej Odry. Ta rzeka była też miejscem spotkań. Spełniała funkcje turystyczne, bo wiele osób przyjeżdżało, by nad nią wypoczywać.
Niedawno usłyszałam: "kto chce wypoczywać nad martwą rzeką".
No właśnie, kto chce wypoczywać nad martwą rzeką? Kto chce przyjeżdżać nad martwą rzekę? Kto chce po takiej pływać? Wielu moich znajomych zwija turystyczne biznesy. Więc jest to rzeka, która w jakiś sposób jest martwa na wielu poziomach. Straciliśmy nadzieję na realne zmiany.
Kiedy pływam po innych rzekach, to w portach czy przystaniach słyszę entuzjazm: tutaj buduje się łódkę, tam nową przystań. Jest nadzieja, nad Odrą jej nie ma. Po prostu ta rzeka jest pusta, wędkarzy i wodniaków jest coraz mniej. Przez lata wiele osób pytało mnie o możliwości pływania po Odrze. Teraz odpuszczają przyjazd. Ta rzeka przestaje być atrakcyjna jako walor turystyczny. A to jest tylko jeden z aspektów tego całego problemu.
Jakie są inne?
Mówiąc o rzece, mówimy o naszym dobrostanie, czystej wodzie. O większych nakładach na infrastrukturę, bo w słonej wodzie wszystko szybciej rdzewieje. Mówimy też o tym, iż druga największa rzeka w kraju jest kanałem ściekowym. A dzieje się to w momencie, kiedy od lat zmagamy się z suszą. Wygląda na to, iż problem się tylko pogłębia.
Zniszczona i przeobrażona jest zlewnia, w sporej części dolina rzeki. I zamiast odwracania, wciąż przyspieszamy te procesy.
W jaki sposób?
Na przykład prowadząc akcje budowlane na Odrze, podnosząc mosty. A powinniśmy realnie zadbać o bezpieczeństwo ludzi, nie tylko w czasie powodzi, ale i suszy. Widzieliśmy podczas ostatniej powodzi: stare, nieszczelne, postawione zbyt wąsko wały,
z którymi poza koszeniem nie robi się niczego. A olbrzymie nakłady przeznaczane są na odbudowę infrastruktury żeglugowej, choć już dawno powinien nastąpić przegląd i odsunięcie wałów od rzeki. To daje bezpieczeństwo w trakcie gwałtownych wezbrań.
Ta katastrofa pokazała jedną rzecz: służby zupełnie nie sprostały sytuacji. I to się powtarza przy każdej większej akcji.
29 marca społecznicy i wędkarze alarmowali, iż na Odrze pojawiły się śnięte ryby. Zainteresowanie mediów i odpowiedzialnych instytucji pojawiło się dopiero w lipcu. Zwykle schemat wygląda podobnie?
W kwietniu zeszłego roku – zarówno ja jak i wiele innych osób – mówiliśmy o początkach katastrofy. Latem to także my informowaliśmy o tym, co dzieję się nad Odrą. Taka sama sytuacja była w czerwcu ubiegłego roku. Przez kilka tygodni ostrzegaliśmy. Alarmowaliśmy o wielu tonach śniętych ryb wyłowionych ze środkowej, dolnej Odry
i odcinka przy Kanale Gliwickim. Nie pomyliliśmy się ani razu, więc w jakiś sposób tu lokalnie widać co tę katastrofę odpala, ale i jej konkretne przyczyny.
Kto zawiódł?
Strona społeczna – wędkarze, społecznicy, organizacje pozarządowe – przez cały czas mówią o katastrofie. Ale nie robią tego Wody Polskie, a to oni mają pracowników, nadzory wodne. Zajmują się koszeniem wałów. To jest najsłabsze ogniowo tego łańcucha. Tylko my wszyscy za ten bezwład płacimy.
Ta katastrofa pokazała, iż służby leżą, ale obywatelskie społeczeństwo wzięło na siebie ciężar – również informacyjny. Przez pierwsze tygodnie udzielałem wywiadów, ale i byłem skrzynką kontaktową dla wielu ludzi. Dzwonili i zadawali pytania, które powinni kierować do służb, instytucji. Na przykład: czy mogę zebrać spływ kajakowy, czy moje zwierzęta są bezpieczne, kiedy pasą się nad rzeką, czy moje dzieci mogą kąpać się w tej rzece. Państwo nie zdało tego egzaminu. Wystarczy sięgnąć do raportu NIK-u.
Co zrobiliśmy od tego czasu? Mamy wyrok Warszawskiego Sądu Administracyjnego, iż prace regulacyjne na Odrze realizowane za czasów lepszego sortu, są nielegalne.
Ale zostały dokończone za nowej władzy.
I pogłębiły kryzys ekologiczny na Odrze.
Tak, a my spodziewaliśmy się po prostu renaturyzacji, łańcucha konkretnych działań, które będą w jakiś sposób stabilizowały naturalną równowagę tej rzeki.
Władza się zmieniła, czy sytuacja Odry się zmieniła?
Niewiele zmieniło się w podejściu do Odry, czego dowodem jest kolejny projekt fatalnej specustawy proponowanej przez rządzących. A kiedy dochodzi do rozmów o przyszłości Odry, to nikt nas nie pyta o zdanie. A to przecież my nad tą rzeką mieszkamy, to my tracimy. To jest nasza katastrofa.
To wy najbardziej znacie potrzeby tej rzeki.
Jest wiele osób, organizacji, ekspertów, naukowców, którzy doskonale wiedzą, co i jak należy robić. Nad Odrą pamiętamy składane tu obietnice wyborcze. Ale władza znów zawodzi. Tym razem ta złość jest bardzo duża i głośno artykułowana. Słyszę
o tym w przystaniach, miejscowościach nad Odrą. To samo mówią ludzie nad Wartą, Bugiem czy Wisłą, na której ta bomba też cały czas tyka.
Czujemy się bardzo zawiedzeni. Nie widzimy realnych zmian. Nawet, jeżeli Ministerstwo Klimatu próbuje działać, to nic realnie nie jest w stanie zrobić. Dopóki wody będą w Ministerstwie Infrastruktury, to nie będziemy ich traktować jako wspólnego zasobu.
A będziemy o nich myśleć jak o infrastrukturze, kanale ściekowym, rowie. Ale nie jak
o czymś, co jest wspólne i najważniejsze dla naszej przyszłości.
Tak jak mówiliśmy o katastrofie, tak o tej suszy również mówiliśmy. I władza również, tak jak i w przypadku katastrofy, nas nie słuchała. I teraz też nas nie słyszy.
A czy samorząd wpiera?
Samorząd ma niewielkie możliwości, choć mogliby potraktować poważnie małą retencję w swoich miejscowościach. Mniej betonu, mniej wycinek drzew.
Wkrótce w wielu miastach nad Odrą rozpocznie się sprzątanie rzeki.
To są doraźne działania, które tak naprawdę – być może poprawią nam samopoczucie – sprawią, iż będziemy mieć mniej butelek plastikowych, małpek, które ludzie wrzucają do Odry lub na jej brzeg.
I paradoks: im bardziej się opłaca zapłacić karę za wlewanie syfu do rzeki, niż oczyszczać.
Tak, bo to wszystko dzieje się właśnie zgodnie z literą prawa. I na tym polega ten problem. Jest dużo paradoksów. Trochę naiwne jest myślenie, iż uczynienie z Odry osoby prawnej radykalnie zmieni sytuację.
Jeżeli zostanie wprowadzona fatalna specustawa… Ktoś będzie próbował zaskarżyć trucie Odry, przyjedzie ktoś inny, wyciągnie ustawę i powie, iż to przecież wszystko jest zgodne z prawem. Możemy to robić. Często to prawo jest choćby dobre, ale jest nieegzekwowane albo nierealizowane przez instytucje. Jako przykład podam prace regulacyjne, czy nierealizowanie decyzji środowiskowej dla stopnia wodnego w Malczycach.
Największym problemem są rozmyte kompetencje i rozczłonkowanie ich po wielu instytucjach. Widzieliśmy największą katastrofę na rzece w Europie, a nie jesteśmy
w stanie wyciągnąć z tego żadnych wniosków, konsekwencji.
Jeśli Odrze zostanie nadana osobowość prawna, to rzeka stanie się podmiotem. Reprezentujące ją osoby będą mogły dochodzić jej praw. Dlaczego warto popisać projekt tej ustawy?
Sam mocno zaangażowałem się w zbieranie tych stu tysięcy podpisów. Mimo braku wiary, iż przyniesie to realne rozwiązanie. Pokazuję przykłady, iż prawo w Polsce nie jest stosowane i egzekwowane. Dlaczego te miałaby zacząć przestrzegać?
Ale sto tysięcy wkurzonych ludzi będzie patrzeć tej władzy na ręce.
Nawet o ile zostaną, tak jak my tutaj nad Odrą, z rozczarowaniem sytuacją, to wierzę, iż ta energia do działania zostanie. Tym podpisem opowiadamy się za tym, jakich rzek chcemy my, nie wielki biznes.
Od wielu lat angażuję się w proces zbierania i włączania w aktywne działanie ludzi nad rzeką. W sytuacjach kryzysowych potrzebujemy wielkiej siły. To, co wtedy po katastrofie przyniosło rezultaty, to – z mojej perspektywy – protesty, blokowanie mostów. Wtedy władza nas słyszała, inaczej byliśmy lekceważeni. Był duży marsz żałobny w Warszawie, potężne zamieszanie w mediach społecznościowych.
Od tamtego momentu praktycznie przez cały czas na różne sposoby grzejemy katastrofą w mediach: Koalicja Ratujmy Rzeki, organizacje eksperckie, naukowcy, przyrodnicy, społecznicy wędkarze. Dwa lata temu przepłynąłem z Bugu na Odrę, zaprosiłem dziennikarzy, pisarzy. Powstał z tego film dokumentalny Dyby i Adama Lachów "Przynoszę Ci Dzikość", który wzbudził sporo emocji.
Robert Rient i powołane przez niego Plemię Odry to zastrzyk dobrej energii kolejnych osób, które głośno mówią, iż przyszłość naszych rzek nie jest im obojętna. Budzimy się z letargu. Przypominam, iż katastrofa działa się przy absolutnej suszy, niskich stanach wody, czyli w warunkach, które dziś widzimy na Bugu, Wiśle, Warcie czy innych rzekach.
Stan zanieczyszczenia np. Wisły jest bardzo podobnym do tego na Odrze, wobec czego ta bomba cały czas po prostu tyka. Dlatego wszyscy musimy zaangażować się w zbieranie podpisów.
To jest nasz obywatelski gest i pewnego rodzaju wybór, jakich rzek chcemy. Czy chcemy oddać je wielkiemu biznesowi, skanalizować, zniszczyć? Rzeki są naszymi pierwotnymi zasobami. Nie chodzi choćby o ptaki, nie chodzi o ryby, nie chodzi o to wszystko, o co ekolodzy walczą. To jest tak naprawdę wojna i walka o wodę, o wodę dla naszych dzieci.
Robi pan to dla córki?
Robię to dla mojej córki. Chciałbym, żeby w jakiś drobny sposób mogła doświadczyć tego, co ja jeszcze potrafię znaleźć na tej rzece, czyli dzikości.
Jeśli nie będzie nas stać na radykalne zmiany, to będziemy musieli podzielić los migrantów, którzy uciekają, bo nie mają dostępu do wody pitnej albo ich zasoby zostały zatrute.
Jakie pan widzi rozwiązanie?
Rozwiązanie jest bardzo proste. Pamiętajmy, iż Odra to rzeka trzech państw. Potrzebni są bardzo mądrzy politycy, którzy będą potrafili się dogadać. Nie jestem pewien, czy Polska samodzielnie poradzi sobie z tym problemem.
Ale to my w Polsce zatruwamy tę rzekę.
No jasne, to my ją "dojeżdżamy". Ale degradująca naturalne procesy regulacja odziedziczona jest po sąsiadach. Wyobrażam sobie, iż można zrobić wielki plan naprawczy, ponad podziałami, na którym skorzystaliby po prostu wszyscy.
Na razie to Niemcy chcieli pozwać polski rząd.
Niemcy przygotowali bardzo sensowny plan renaturyzacji, tego po naszej stronie jeszcze nie widziałem. Chciałbym, żebyśmy znaleźli kompromis i szukali przyszłościowych rozwiązań. Na tę chwilę, kiedy myślę o wiośnie czy lecie, to raczej spodziewam się kolejnej katastrofy. Nie złota alga, to co innego.
Jeżeli powtórzy się kolejna katastrofa – już wiadomo nie na taką skalę – to Odra w ogóle przestanie istnieć?
To jest ten najczarniejszy scenariusz. Ale widzę też inny: iż ta rzeka po prostu nie będzie płynąć.
Wyschnie?
Tak może się zdarzyć. W jej miejscu może płynąć jakiegoś rodzaju niewielki ciek. A jeżeli potrwa to dłużej, to Odra nie będzie rzeką, przy której będziemy mogli żyć. Jest duże prawdopodobieństwo, iż w tym roku zobaczymy już takie dno, jakiego jeszcze nie widzieliśmy. I ciągle zadaję sobie pytanie, kiedy wreszcie będziemy mądrzy. Bo nic nie zmieni prezydent Wrocławia, Szczecina, wojewoda czy ktokolwiek inny. Mogą oni najwyżej powołać sztab kryzysowy. Tu potrzebna jest zmiana systemowa.
Co musi się stać, żebyśmy zaczęli wyciągać z tego wnioski?
To, co się dzieje nie jest problemem Odry. jeżeli wydarzy się wielka katastrofa ekologiczna, znikniemy stąd i pewnie wystarczy kilkadziesiąt lat i ta rzeka się po prostu odrodzi. To nie jest tak, iż to ona ma problem. To my mamy problem.
Mówi się, żeby zrobić kanał żeglowny, iż ważniejszy jest port kontenerowy w Świnoujściu niż dzika przyroda, ostanie ostoje bioróżnorodności. Być może wielkiemu biznesowi tak, ale co nam jest potrzebne?
Z jednej strony słyszę, jak ludzie płaczą nad katastrofą na Odrze, ale z drugiej strony mam wrażenie, iż boją się rzeki, która niesie wodę i może zalać ich dom.
Widzę też ludzi, którzy mieszkają nad rzeką i bardzo ją kochają. Jej los nie jest im obojętny. Znam też wiele postaw, o których pani mówi. Ludzie, którzy zmienili swój stosunek do rzeki. Problem niszczącej powodzi to również efekt nadmiernej regulacji. Przed katastrofą niewielka grupa działała na rzecz lepszej przyszłości tej rzeki. Dziś jest nas – świadomych – bardzo dużo. Mam wrażenie, iż coś się zmienia. Może to zmiana pokoleniowa, może kulturowa.
Mija kolejny rok od katastrofy, a ja ciągle udzielam wywiadów, spotykam się z ludźmi, sale są pełne. To wciąż praca u podstaw, natomiast widzę, co się dzieje nad tymi rzekami, jak powoli zmienia się nasze podejście do nich. A nie jestem sam.
Proces dojścia do jakichkolwiek zmian jest bardzo czasochłonny, ale ja wciąż nie tracę nadziei. Widzę rosnącą falę, wierzę, iż się budzimy. Rzeka uczy pokory. Czy zdążymy? Potrzebujemy dużych – przede wszystkim systemowych – zmian.
Widzę, ile spraw mimo wszystko udaje nam się wywalczyć oddolnie. Tak było z Parkiem Narodowym Doliny Dolnej Odry, pierwszym powołanym w kraju od ćwierćwiecza. To społeczna praca grupy przyjaciół z nad rzeki. A dziś w tej sprawie działa już Ministerstwo Środowisko i gminy. Siła społeczna ma wielką moc. Nie tracę nadziei, mimo iż ten rok spędzę pewnie na innych rzekach niż nad Odrą.
Dlaczego?
Bo muszę od tego wszystkiego po prostu odpocząć. Jednocześnie, kiedy patrzę na to, co się dzieje to wiem, iż będę bardzo potrzebny także na Odrze.
Nie pęknie panu serce, jak po raz kolejny wypłyną na powierzchnie śnięte ryby, małże?
Trochę się spodziewam tego widoku. Serce mi już nie pęknie. We mnie wzbudza już to potężny wkurw.
To popycha do działania?
Nazywajmy rzeczy po imieniu: czujemy się oszukani przez polityków, którzy przed wyborami obiecywali nam jednak co innego. Nie odpuścimy tego tematu. Chcę, żeby jasno wybrzmiało: wkurw nad Odrą jest potężny. To jest wkurw do każdej władzy, bo kolejna warta poprzedniej. Wydaje mi się, iż lont jest już jednak odpalony. I to wszystko zmierza do eksplozji – albo wylewu, bo to w końcu rzeka. A jest nas wkurwionych nad Odrą i innymi rzekami coraz więcej.
Michał Zygmunt – muzyk, autor profesjonalnych nagrań terenowych przyrody. Autor kilkudziesięciu płyt, współautor inicjatyw takich Odra Sound Design, Dźwiękowy Szlak Odry złożony z soczewek akustycznych służących słuchaniu, serii instrumentów Odra Guitars.