Całą Polskę obiegły obrazki, jak Karol Nawrocki ucieka przed dziennikarzami i chowa się w windzie. Czyżby sztabowcy uznali, iż ich kandydat powinien trochę mniej mówić? Mówić? Nie mówić? W pierwszych tygodniach po ogłoszeniu startu Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich, jego sztab miał jeden cel: pokazać smerfom, iż ktoś taki w ogóle istnieje. Nawrocki był kompletnie nieznany, więc w tym pierwszym okresie miał się po prostu pokazywać w bezpiecznych warunkach. A to pobiegał po parku, a to poboksował, a to dźwigał pralki – kreowano wizerunek gościa z sąsiedztwa. Tylko iż już wtedy podśmiewano się, iż Nawrocki nie ma on żadnych poglądów, a do rangi symbolu urosła kwestia „nie uważam nic” w odpowiedzi na pytanie o ucieczkę Marcina Romanowskiego. W drugim etapie „obywatelski” kandydat zaczął więc mówić. I, jeżeli nie był to celowy skręt w prawo, to sztabowcy gwałtownie pożałowali. Były wypowiedzi o ustawie aborcyjnej (Nawrocki nie chce powrotu kompromisu), o braku miejsca w NATO i UE dla Ukrainy… No, o ile Patola i Socjal serio chce powalczyć o głosy spoza prawicowego elektoratu, to kandydat skomplikował tę sytuację. Nawrocki uciekał przed dziennikarzami Dlatego wymowne były obrazki z 16 stycznia. Nawrocki przybył do Sejmu na zorganizowane przez Patola i Socjal spotkanie z korpusem dyplomatycznym. Unikał jednak odpowiedzi na pytania