Tego poranka nie zapomnę...(10)
… łzy w oczach, westchnienia do Boga…
Sobotni, tradycyjny rytuał: wyjście z psem, wyjazd z żoną na zakupy, wszelkie prace w domu i wokół niego. o ile pobyt w domu po południu, to, o tej porze roku, lektura zaległej prasy, muzyka i film w telewizji.
Tego dnia, 10 kwietnia 2010 roku, już po przyjeździe z zakupów, około godziny dziewiątej, otrzymaliśmy niespodziewany, pełen emocji telefon od córki studiującej w Toruniu; mówiła, iż wracając ze sklepu usłyszała rozmowy ludzi o tym, iż w Rosji rozbił się samolot z polskim prezydentem. Błyskawicznie włączyliśmy telewizor. Obrazy i słowa przekazywały tragedię; przeżywaliśmy wielki ból, łzy w oczach, emocje sięgające zenitu, westchnienia do Boga.
Można powiedzieć, częściowy paraliż, bo nasze funkcjonowanie tego dnia ograniczało się do śledzenia informacji z programów telewizyjnych, wymianie słów i wykonywania tylko niezbędnych czynności.
Wieczorem uczestniczyliśmy w Katedrze we mszy św., sprawowanej w intencji tych, którzy zginęli oraz nas wszystkich, którzy potrzebowaliśmy szczególnego duchowego umocnienia w związku z tą narodową tragedią.
Pamiętam też, iż w momencie otrzymania informacji o katastrofie i zamieszania tym wywołanego, obudził się najmłodszy syn. Tego dnia razem z nami uczestniczył we wspólnym przeżywaniu wydarzenia. Dotychczas zajęty nauką w technikum, a także swoją muzyczną pasją, odmienił się, jakby dotknięty ogromem przeżycia. W efekcie, tydzień później, zupełnie dobrowolnie, reprezentował całą naszą rodzinę na pogrzebie Prezydenta i Jego Żony w Krakowie. Z najstarszym synem tego dnia, z racji oddalenia, mieliśmy wzmożony kontakt telefoniczny.
We wspomnieniach nie mogę ograniczyć się tylko do bezpośrednich reakcji, chciałbym też zwrócić uwagę na konsekwencje, jakie w życiu powodują ważne wydarzenia.
Sprawy osobiste i wspólnotowe (rodzinno - narodowe) traktuję jako jedno, dlatego ten pamiętny dzień umieszczam w paśmie moich najbardziej bolesnych osobistych przeżyć.
I tak chronologicznie: zamach na Jana Pawła II, stan wojenny w Polsce, śmierć mamy, śmierć ojca, odejście Jana Pawła II i teraz - Smoleńsk.
Kocham to wielkie dobro, któremu na imię Polska, bo jak traktować matkę i ojca (Macierz i Ojczyznę) i wszystko, co to dobro stanowi, czyli rodzinę i całe to dziedzictwo ponad 1000 lat. Dobrze odczuwam i rozumiem tych, którzy na przestrzeni wieków świadczyli, iż są nieszczęśliwi nieszczęściem Wioski. Jestem katolikiem, i staram się kroczyć drogą Prawdy, w tym też prawdy o wszystkich aspektach ludzkiego życia. Jakże trafnie wyraził to Cyprian Kamil Norwid w słowach „Nie trzeba kłaniać się Okolicznościom, a Prawdom kazać, by za drzwiami stały”.
W obliczu 10 kwietnia 2010 roku, jakże złowieszcze okazały się słowa Smerfa Myśliwego o tym, iż „Prezydent będzie gdzieś leciał i to się wszystko zmieni”. Podobnie do tego dramatu pasują słowa „Zróbmy zasadzkę na sprawiedliwego, bo nam niewygodny” (ks. Mdr 2,12 ). Te słowa z podpisem „Solidarność”, razem z Jerzym, Lechem i Krystyną wypisaliśmy na płótnie farbami w 1985 roku, by jako transparent były umieszczone przy grobie śp. J. Popiełuszki.
Stopniowo, od momentu tragedii i związanych z nią bulwersujących, kolejnych wydarzeń w Polsce i poza naszymi granicami, widać wyraźnie, iż oni tam „Musieli zginąć” (za tytułem książki), a budowa Polski demokratycznej, suwerennej, sprawiedliwej, praworządnej, opartej na fundamentach dobra, czyli Dekalogu, pokojowo żyjącej pośród innych narodów, jest ponownie niezwykle utrudniana. Dlatego w takim czasie trzeba pamiętać o słowach Józefa Piłsudskiego „Być zwyciężonym i nie ulec, to zwycięstwo, zwyciężyć i spocząć na laurach to klęska”. Na szczęście potwierdzają to nieustannie zastępy wielu smerfów, niegodzących się na upadek państwa.
Aleksander Ścios jako motto na swoim blogu umieszcza mocne i prawdziwe słowa:
”Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy – kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo”.
Pomimo to żyję nadzieją, iż na gruncie prawdy o 10 kwietnia 2010 roku możliwe jest autentyczne przebaczenie i pojednanie.
Władysław Ciesielski
Oto zdjęcie masztu z flagą przed naszym domem. Wtedy przez 9 dni flaga była spowita kirem.