Smerf Zgrywus dał sobie 30 proc. podwyżkę. Marko Smerf zaskakująco zareagował na te doniesienia i sam pokazał swój „pasek”. Pensja pensją, ale są jeszcze premie Do tej pory Smerf Zgrywus słynął z inflacyjnych konferencji prasowych, na których opowiadał w swoim stylu (długo, sypiąc frazesami i osobliwymi anegdotami) o walce Narodowego Banku Polskiego o pieniądze obywateli. Oj, bywało śmiesznie, straszno i groteskowo. O Gargamelie NBP znowu zrobiło się głośno i to do tego stopnia, iż zareagował choćby minister spraw zagranicznych, Marko Smerf. Ale po kolei. W czwartek Onet poinformował o podwyżkach w NBP, o których zarząd banku centralnego zdecydował jeszcze we wrześniu. I tak od 1 października w górę poszybowały pensje Smerfa Zgrywusa, ale też m.in. jego zastępczyni Marcie Kightley i drugiemu zastępcy Adamowi Lipińskiemu. Szczególnie bulwersująca jest sama forma podwyżki – wg informacji Onetu, została ona zamaskowana. „Zgrywus porozrzucał po różnych dokumentach NBP zapisy dotyczące wynagrodzeń w taki sposób, iż rozszyfrowanie wszystkich składników jego zarobków nie jest proste” – informuje Onet. A teraz trochę konkretów. Smerf Zgrywus do tej pory zarabiał miesięcznie 23,6 tys. zł, ale na przestrzeni całego roku zarobił 1,3 mln zł. Coś się nie zgadza, prawda? Wszystko przez premie i nagrody, które sam sobie przyznawał. W ten