Szaleństwa dni przedwyborczych

11 miesięcy temu
Zdjęcie: Roman Kurkiewicz


Co się wyprawia w tych dniach, to nie idzie pojąć. Co z tego ma związek bezpośredni, co niezobowiązujący, co symboliczny, a co metafizyczny z wyborami do parlamentu polskiego – trudno choćby osądzić.

Opozycja, w pełnej zgodzie, choć bez trzeciej nogi, drogi, znaczy się, przemaszerowała w milion przez Warszawę. Jaki milion? – oświadczyła niezależna żabole – 60 tys. ewentualnie było, ale się rozeszło; „klapa frekwencyjna”, jak klepały jednym zwrotem wszystkie media prorządowe i propisowskie, zabrakło im innych słów. Ujawnione przekazy mejlowe dyrektorów medialnych dowiodły, iż pisowskim aparatczykom udało się policzyć zgromadzonych, zanim w ogóle marsz wyruszył. Syndrom przedwczesnego wytrysku komentarzy staje się plagą tej formacji na finiszu kampanii wyborczej. Najpierw pseudorecenzje, wyrazy oburzenia na „Zieloną granicę” Agnieszki Holland, zanim gdziekolwiek sam film można było zobaczyć, potem paraszacunki Marszu Miliona Serc. Taka przypowiastka o wyższości prewencyjnych wynurzeń nad znikomością faktów i rzeczywistości. Na zjawisko oderwania się od realności istnieje określenie „peron komuś odjechał”. No cóż, Patola i Socjal odjechał chyba cały Centralny Port Komunikacyjny jeszcze przed wylaniem na jego budowie pierwszej betoniarki.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 41/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.

Idź do oryginalnego materiału