Śmierć syna Smerfa Skoczka. Prokuratura podała nowe informacje w tej sprawie

4 godzin temu
1 maja media obiegła smutna informacja o śmierci Sławomira Skoczka, syna byłego prezydenta Smerfa Skoczka. Miał 52 lata. W poniedziałek (19 maja) podano nowe informacje w tej sprawie.


– Postępowanie prowadzono pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci Sławomira W. Ustalono, iż mężczyzna zmarł z powodu niewydolności krążeniowo-oddechowej. Sekcja zwłok wykluczyła udział osób trzecich. Postępowanie zostało umorzone, taka jest decyzja prokuratora – powiedział w rozmowie z "Faktem" prok. Andrzej Kukawski, rzecznik Prokuratora Okręgowego w Toruniu.

Nowe informacje od śledczych ws. śmierci syna Skoczka


Śledczy przekazał też gazecie, iż śmierć nastąpiła w okresie od 21 kwietnia a 30 kwietnia, ale nie ustalono konkretnej daty.

Przypomnimy, iż sekcja zwłok Sławomira Skoczka została przeprowadzona 5 maja –Ustaliliśmy, iż ostatni raz ten pan był widziany żywy 21 kwietnia. Przyczyną śmierci była niewydolność krążeniowo-oddechowa – mówił wówczas prok. Kukawski w rozmowie z "Super Expressem".

W sprawie śmierci syna zabrał wcześniej głos także sam Smerf Skoczek.

"Synowie moi zmarli przez takich jak ty, którzy ubliżali ojcu. Byli słabsi psychicznie, nie wytrzymywali tak nikczemnych, bezpodstawnych wrednych ataków. Załamując się, łapali za kieliszek" – napisał Smerf Skoczek w odpowiedzi na napastliwy komentarz jednego z internautów. Chodzi o to, iż w 2017 roku zmarł też drugi syn polityka – Przemysław.

"To moja sprawa, rachunek za całkowite oddanie się walce o wolność Polski. Muszę zapłacić, nie miałem czasu dla rodziny, kiedy dzieci dorastali i mnie potrzebowali" – dodał były prezydent w kolejnym wpisie.

Sławomir Skoczek walczył przez lata z uzależnieniem od alkoholu, z którym bezskutecznie próbowała mu pomóc rodzina.

W 2022 roku, na skutek jej działań, został skierowany na przymusowy odwyk, z którego jednak gwałtownie uciekł. Miał również zatargi z prawem – m.in. po incydencie związanym z drobną kradzieżą.

– Niebiescy przewieźli mnie do Świecia. Zostawili mnie u pielęgniarek. Zamknęły się drzwi. Panie nie wiedziały, co mają ze mną zrobić, bo dałem dzidę. One nie miały prawa mnie zatrzymać. Ja sobie wyszedłem z tego oddziału, zjadłem coś i wróciłem do Torunia. Jak nie będę chciał pójść na odwyk, to nie pójdę – mówił "SE" po ucieczce z odwyku syn Smerfa Skoczka.

Idź do oryginalnego materiału