Szwedzka gigafarma wiatrowa przejechała się na zbyt ryzykownej umowie PPA
Splot kilku niekorzystnych czynników, które zmaterializowały się w trakcie zbyt optymistycznej umowy PPA, doprowadził do upadku jednej z największych lądowych farm wiatrowych w Europie - opisuje Bloomberg.
Chodzi o położoną w Szwecji - w pobliżu koła podbiegunowego - farmę wiatrową Markbygden Ett o mocy blisko 650 MW. Wybudowano ją na płaskowyżu, gdzie wiatr osiągał prędkość o 40 proc. wyższą niż w okolicznych dolinach, co dawało nadzieję wysoką produkcję energii.
Te optymistyczne prognozy wpłynęły też na kształt umowy PPA, którą podpisano z Norsk Hydro, norweskim producentem aluminium. Według nieoficjalnych informacji umowa miała zakładać bardzo niską cenę energii, wynoszącą ok. 25 euro/MWh. Tymczasem z analiz BloombergNEF wynikało, iż średnia cena PPA na 10-15 lat dla lądowej energetyki wiatrowej w Szwecji wynosiła w tamtym czasie ponad 60 euro/MWh.
Długoterminowy kontrakt, zawarty aż na 19 lat, dosyć gwałtownie zweryfikował przyjęte prognozy. Wietrzność okazała się niższa niż oczekiwano, a w ramach zawartej 2021 r. umowy operator farmy był zobowiązany do zakupu brakujących wolumenów energii na rynku spot. Sprawa skomplikowała się jeszcze bardziej, gdy na początku 2022 r. Rosja zaatakowała Ukrainę, a ceny energii poszybowały na rekordowe poziomy.
Straty związane z konieczności bilansowania słabszych wyników produkcyjnych farmy wzrosły z 24 mln euro w 2021 r. do 175 mln euro w 2023 r. Pod koniec 2024 r. otwarto restrukturyzację spółki zarządzającej farmą, a problematyczna umowa PPA została rozwiązania. Norsk Hydro w ramach rozliczeń ma otrzymać 248 mln euro, a zobowiązania wobec banków, które sfinansowały inwestycję, opiewają na przeszło 380 mln euro.
Sytuacja, w której znalazła się farma Markbygden Ett, nie należy do odosobnionych. Podobna historia ma dotyczyć co najmniej dwóch innych inwestycji w Szwecji, a kolejnych przypadków można spodziewać się w Niemczech oraz innych krajach nordyckich.
Bloomberg zaznacza, iż Komisja Europejska w umowach PPA upatruje szansy na zapewnienie firmom atrakcyjnych i długoterminowych dostaw energii, a także sposobu na poprawienie konkurencyjności przemysłu. Takie wnioski płyną też z opublikowanego we wrześniu ubiegłego roku raportu Mario Draghiego.
Eksperci podkreślają jednak, iż tego typu umowy powinny być bardziej elastyczne oraz odpowiednio zabezpieczone przed ryzykiem związanym cenami i podażą energii. Norsk Hydro, które odczuło na sobie problemy Markbygden Ett, w końcówce 2024 r. zawarło trzy nowe kontakty PPA. Spółka podkreśla jednak, iż era długich i dużych umów PPA „prawdopodobnie się skończyła” i aktualnie firma planuje zbudować "szerokie portfolio mniejszych kontraktów”.
Brytyjczykom przybywa OZE, ale to gaz wycenia im rachunki za prąd
W 2024 r. Wielka Brytania po raz pierwszy pokryła większość zapotrzebowania na energię dzięki OZE, ale to wciąż gaz ma decydujący wpływ na wysokość rachunków - tłumaczy "The Economist".
Tygodnik zwraca uwagę, iż rządząca od połowy ubiegłego roku Partia Pracy obiecała uczynić Zjednoczone Królestwo "supermocarstwem" czystej energii. Rozwój energetyki wiatrowej i słonecznej ma też pozwolić na obniżenie cen energii. Na razie ten cel wciąż wydaje się być odległy.
Według Międzynarodowej Agencji Energetycznej brytyjski przemysł płaci za prąd najwięcej wśród największych gospodarek. Ceny są o 50-100 proc. wyższe niż w większości państw kontynentalnej Europy i ponad trzykrotnie wyższe niż w USA.
W przypadku gospodarstw domowych ceny są regulowane, ale od kwietnia w życie wejdzie kolejna podwyżka taryf - o ponad 6 proc. W ciągu ostatnich ostatnich kilku lat udział kosztów energii w dochodzie rozporządzalnym przeciętnego gospodarstwa domowego wzrósł z 3,5 do 5 proc. Jednocześnie kilkanaście procent obywateli walczy z ubóstwem energetycznym i mieszka w niedogrzanych domach.
"The Economist" podkreśla, iż energia elektryczna w Wielkiej Brytanii wciąż jest droga, ponieważ to nie OZE, tylko gaz ma najważniejszy wpływ na kształtowanie cen hurtowych - w 2023 r. dotyczyło to 98 proc. przypadków w stosunku do europejskiej średniej wynoszącej 58 proc. Choć moc zainstalowana w wiatrakach czy fotowoltaice rośnie, to wciąż nie są one w stanie zapewnić w dłuższym czasie stabilnych dostaw energii.
Brytyjczykom brakuje też rozwiniętych sieci elektroenergetycznych wewnątrz kraju oraz interkonektorów. Coraz więcej produkcji OZE musi więc być ograniczana, a koszty rekompensat, które za redysponowanie otrzymują producenci, również mają wpływ na wysokość rachunków. Ponadto zdolności magazynowania tanich nadwyżek energii z OZE, w elektrowniach szczytowo-pompowych lub bateriach, są zbyt małe, aby wydłużyć okresy, w których zielona energia jest w stanie kształtować ceny.
Dlatego ceny energii w Wielkiej Brytanii w nadchodzącym czasie mógłby obniżyć przede wszystkim gwałtowny spadek cen gazu. Natomiast w dłuższym terminie szybkiemu zwiększaniu mocy w OZE musi towarzyszyć rozwój magazynów i sieci.
Tania ropa, której chce Trump, może zaszkodzić amerykańskim nafciarzom
Administracja Donalda Trumpa chciałaby spadku ceny ropy naftowej do poziomu 50 dolarów za baryłkę, a choćby niższego. Choć krótkoterminowo przyniesie to korzyść amerykańskim konsumentom, to w dłuższej perspektywie może mocno uderzyć w przemysł naftowy w USA, który prezydent chciałby rozwijać - pisze "Financial Times".
Obniżenie cen paliw było jedną z obietnic Trumpa składanych w kampanii wyborczej. Jego administracja sugeruje, iż spadek cen ropy do 50 dolarów za baryłkę pozwoliłoby ograniczyć inflację. W ostatnich dniach notowania ropy Brent spadły do 68 dolarów, osiągając najniższy pułap od trzech lat.
Jednak według analityków dalszy, znaczący spadek cen wykluczyłby realizację innego celu, który wyznaczył sobie Trump, czyli zwiększenia wydobycia ropy w USA o 3 mln baryłek dziennie do 2028 r. Według Rystad Energy tych dwóch obietnic wyborczych nie da się połączyć, gdyż są one ze sobą sprzeczne. Ostatni raz baryłka ropy Brent kosztowała mniej niż 50 dolarów w listopadzie 2020 r., gdy trwała pandemia COVID-19.
Chris Wright, sekretarz ds. energii USA, uważa jednak, iż dzięki poluzowaniu regulacji sektor naftowy zostanie zachęcony do inwestowania w wydobycie. Dzięki temu zwiększona podaż surowca obniżyłaby jego ceny na rynku do oczekiwanego poziomu, a jednocześnie wciąż byłaby opłacalna dla branży naftowej.
"Financial Times" przypomina, iż w ciągu ostatnich kilkunastu lat "łupkowej rewolucji" wpływ cen ropy na amerykańską gospodarkę diametralnie się zmienił. W 2012 r. USA wydobywały 6 mln baryłek ropy dziennie, a w 2024 r. było to ponad 13 mln baryłek. Dzięki temu Stany Zjednoczone stały się największym producentem ropy na świecie i jej eksporterem netto.
Choć w przeszłości niskie ceny ropy ogólnie były korzystne dla amerykańskiej gospodarki, to w tej chwili ich znaczący spadek - zwłaszcza do poziomu oczekiwanego przez Trumpa - mocno uderzyłby w sektor paliwowy. Ponadto pozwoliłoby to innym krajom, zwłaszcza członkom OPEC, zwiększyć udziały w rynku i podnieść ceny w późniejszym terminie.
Według analityków Standard Chartered poziom 50 dolarów za baryłkę oznacza utratę rentowności wydobycia w większości amerykańskich złóż - w tym na terenach, gdzie Trump miał miażdżącą przewagę nad Joe Bidenem w ostatnich wyborach. Z kolei eksperci Morgan Stanley wskazują, iż w obniżeniu kosztów amerykańskim nafciarzom z pewnością nie pomoże wzrost cen stali, aluminium i innych materiałów, związany z cłami wprowadzanymi przez Trumpa.
Rosyjscy traderzy naftowi rozliczają się kryptowalutami
Niektóre rosyjskie spółki naftowe wykorzystują kryptowaluty, aby usprawnić rozliczanie transakcji związanych z handlem ropą oraz omijać zachodnie sankcje - informuje Reuters.
Agencja powołuje się przy tym na kilku swoich informatorów, którzy mają wiedzę na temat takich transakcji. Do rozliczeń mają być wykorzystywane takie kryptowaluty jak bitcoin, ethereum czy tether.
Co prawda dotyczy to tylko niewielkiej części rosyjskiego handlu ropą, który według Międzynarodowej Agencji Energetycznej w 2024 r. był wart 192 mld dolarów, ale zjawisko to ma tendencję wzrostową.
Choć Kreml zachęca do korzystania z kryptowalut, a latem ubiegłego roku uchwalono przepisy zezwalające na używanie ich w handlu międzynarodowym, to dotychczas oficjalnie nie odnotowano tego typu transakcji w handlu rosyjską ropą. Informatorzy Reutersa wskazują jednak, iż kryptowaluty bywają używane, aby usprawnić wymianę chińskich juanów czy indyjskich rupii na ruble.
W takim schemacie nabywca rosyjskiej ropy z Chin czy Indii płaci pośrednikowi w swojej walucie, a ten wymienia ją na kryptowaluty, które przez wianuszek kont bankowych trafiają finalnie do Rosji, gdzie są wymieniane na ruble. Jeden z traderów, który jest opisywany przez Reutersa, w ten sposób miesięcznie rozlicza transakcje warte kilkadziesiąt milionów dolarów.
Agencja podkreśla, iż dotychczas kryptowaluty pomagały w handlu ropą takim krajom objętym amerykańskimi sankcjami jak Iran i Wenezuela. Dolar jest preferowaną walutą w płatnościach na światowym rynku ropy naftowej. Niemniej eksperci spodziewają się, iż choćby po ewentualnym zniesieniu sankcji kryptowaluty i tak będą dalej wykorzystywane w handlu, gdyż pozwalają przyspieszyć rozliczenia.