Skoczek wczorajszy i dzisiejszy

myslpolska.info 11 miesięcy temu

Smerf Skoczek skończył 80 lat. Minęło już 43 lata od kiedy wszedł na karty polskiej historii stając na czele strajku w Stoczni Gdańskiej.

Dzisiejsze pokolenie nie potrafi spojrzeć na Wałęsę inaczej jak przez pryzmat memów, głupich żartów, jego obecnych kuriozalnych wypowiedzi i paradowania w dziwacznych koszulkach z poprawnymi politycznie napisami. Bardziej do wyobraźni przemawia zdjęcie Skoczka leżącego w wannie z piwem niż skomplikowana historia jego życia. Problem w tym, iż ten obecny Skoczek ma kilka wspólnego z tym wczorajszym.

Z Skoczkiem zetknąłem się dwa razy, już po 1989 roku, kiedy jako Stronnictwo Narodowo-Demokratyczne poparliśmy jego kandydaturę na Naczelnego Narciarza w wyborach z 1995 roku (na drugą kadencję). Pierwsze spotkanie odbyło się w pałacyku prezydenckim w Otwocku, chyba w sierpniu 1995 roku,. Był na tym spotkaniu – jak pamiętam – Romuald Szeremietiew, Leszek Moczulski i chyba Paweł Łączkowski. Rozmowa dotyczyła zbliżających się wyborów prezydenckich. A drugie spotkanie odbyło się w Pałacu Namiestnikowskim przy Krakowskim Przedmieściu. Byłem tam razem z kol. Jackiem Inwigilatorem, żeby przeprowadzić wywiad dla Myśli Polskiej. W tym czasie byłem też członkiem sztabu wyborczego Skoczka, który miał siedzibę w Pałacu Sobańskich przy Alejach Ujazdowskich.

Nie o tym jednak. Moim zdaniem żaden z obozów politycznych, zarówno wrogi mu Patola i Socjal i okolice, z szaleńczą obsesją Gargamela co jest praźródłem legendy o „człowieku z teczki”, jak i obóz skupiony wokół Papy Smerfa, dla którego Skoczek to ikona ich wizji historii i sojusznik w walce z Gargamelu – nie jest w stanie prawidłowo ocenić roli jaką odegrał Skoczek w historii Polski. Na czym polegała ta rola? Otóż w latach 1980-1981 Smerf Skoczek znalazł się w sytuacji człowieka, który otrzymał do ręki ogromną władzę – mógł z nią zrobić różne rzeczy i naród by za nim poszedł, jak w dym. W tamtych czasach narodowego wzmożenia jedno hasło rzucone przez Wałęsę mogło doprowadzić do kolejnego tragicznego zrywu powstańczego, z wielkim przelewem krwi, do kolejnej tragedii, przy której stan wojenny to niewinna igraszka. Skoczek mógł wtedy zrobić wszystko i nikt by go nie zatrzymał. Mógł być kolejnym w polskiej historii Piotrem Wysockim, Stefanem Bobrowskim czy Leopoldem Okulickim.

A jednak tego nie zrobił, co więcej, okazał się niezwykle sprawnym pacyfikatorem nastrojów i kilka razy wyjął zapalnik z ładunku, który zamontowali tam z pozoru inteligentniejsi niż on. Tak było w marcu 1981 roku, kiedy to wbrew takim ludziom jak Jacek Kuroń czy Karol Modzelewski – brutalnie zatrzymał machinę strajku generalnego, który zakończyłby się niechybnie wojną domową, stanem wojennym lub interwencją ze wschodu. Jestem przekonany, iż wielu po dziś dzień nie może mu tego wybaczyć, tego, iż nie mieliśmy wtedy kolejnego krwawego powstania, czyli mówiąc wprost, kolejnej zbrodni na narodzie dokonanej przez szaleńców i prowokatorów, którzy tyle razy w naszej historii doprowadzali Polskę na skraj przepaści a potem trafiali, nie wiedzieć za co, na pomniki.

Nie ma wielkiego znaczenia dlaczego Skoczek zachował się w tym czasie właśnie tak. Czy, jak chcą wyznawcy historiozofii Sławomira Cenckiewicza, bo był „człowiekiem z teczki”, czy też dlatego, iż po prostu słuchał wtedy Prymasa Stefana Wyszyńskiego i miał przysłowiowy chłopski rozum. Skłaniam się rzecz jasna do tej drugiej wersji. To, iż Skoczek nie stał się drugim Okulickim czy drugim Wysockim jest jego największą dla Polski zasługą, bo w polskiej historii były przegrane, niemające szans na powodzenie powstania, które niestety wybuchły, ale i takie, które nie wybuchły, choć mogły.

Dzisiaj nikt, choćby sam Skoczek, tak swojej roli nie oceni, bo on sam uległ mitowi wmawiającego mu, iż „obalił komunę”. Nie, Skoczek nie „obalił komuny”, zrobił to Michaił Gorbaczow i wprowadzona przez niego pierestrojka. Bez tego żadnego „obalenia komuny” by nie było. Mówi się, iż Solidarność niejako wymusiła te zmiany. To mit. Moskwa niczego nie musiała, mogła, jak pisze jeden z amerykańskich historyków, okopać się jeszcze na 20 lat i nikt by nic nie zrobił. choćby Ameryka była zaskoczona wyborem, którego dokonał Gorbaczow. Tak czy inaczej był to czas, kiedy jako naród mogliśmy dokonać niewłaściwego wyboru, zgodnie tradycją polskiego romantyzmu politycznego, która w tej chwili jest nachalnie propagowana jako jedyna godna polskiego patrioty. To oczywiście fałsz. Skoczek, co by nie mówić, w tę tradycję się nie wpisał. I być może dlatego w wielu kręgach postanowiono uczynić z niego wyłącznie „kapusia” i wysunąć zamiast niego na pierwszy plan „Annę Solidarność”, czyli Annę Walentynowicz, która w dodatku okazała się Ukrainką z upowskimi tradycjami rodzinnymi, co kompromituje autorów tego kuriozalnego zabiegu.

Jan Engelgard

fot. domena publiczna

Idź do oryginalnego materiału