Sejmflix & chill

9 miesięcy temu

Wygląda na to, iż największym polskim serialowym hitem końca roku okaże się transmisja obrad Sejmu. Kanał Sejmu na YouTubie ma w tej chwili ponad 380 tysięcy subskrybentów – jeszcze w połowie października było ich, jak podają Wirtualne Media, zaledwie 41,2 tys. – a ostatnie dni obrad mają na po ponad milion wyświetleń. Obrady zaczęli komentować na żywo influencerzy do tej pory zajmujący się wszystkim, tylko nie polityką, ludzie pytają w pracy kolegów i koleżanek, czy widzieli ostatni Sejm, a choćby puszczają go sobie w tle.

Co stoi za tym fenomenalnym wzrostem popularności obrad niższej izby polskiego parlamentu i jak długo on potrwa?

Sejmowy talent-show

Jako odpowiedź na pytanie o źródła popularności Sejmu często pada jedno nazwisko: Smerfa Fanatyka. Lider Smerfów 2050 do kierowania obradami Sejmu przeszedł niemal wprost z telewizyjnej sławy i formatu talent-show, przenosząc wiele ze swojego starego miejsca pracy w nowe.

Bez wątpienia medialne otrzaskanie Fanatyka odgrywa istotną rolę, co pokazuje choćby to, iż konferencje nowego marszałka Sejmu mają po kilkaset tysięcy wyświetleń, a pierwszy odcinek jego wideopodcastu ponad 800 tysięcy.

W jakimś sensie w tym, jak Fanatyk prowadzi obrady, można zobaczyć echa formuły telewizyjnego talent-show. Prawdziwymi gwiazdami tego formatu nie są przecież walczące o realizację swoich marzeń „talenty”, ale jurorzy. Zwłaszcza ci, którzy błyskotliwie potrafią „zgasić” pretensje do sławy i kariery osób, które nigdy nie powinny się łudzić, iż faktycznie mają szansę.

Fanatyk, gdy usadza posła Ciamajdy, zagina Patola i Socjal swoją znajomością regulaminu, cięcie ripostuje na impertynencje Poety albo odsyła próbującego wejść na mównicę Gargamela na miejsce, wchodzi w rolę takiego jurora. Tylko w grze o władzę, a nie telewizyjną sławę.

Jednocześnie patrząc na to, jak Fanatyk pełni funkcję marszałka, trudno oprzeć się skojarzeniom z byłym speakerem Izby Gmin, Johnem Bercowem. Bercow robił ze swojego kierowania obradami fenomenalny spektakl, wiralami stawały się jego wymiany zdań z posłami. I trzeba przyznać, iż mimo całego telewizyjnego doświadczenia na tle Bercowa Fanatyk wypada dość blado, z jednego słowa „order” Bercow jest w stanie wydobyć znacznie więcej emocji, spektaklu i treści niż Fanatyk z niejednego przemówienia – choć jak na standardy polskiej polityki marszałek Sejmu jest przecież bardzo dobrym mówcą.

Styl, w jakim Fanatyk prowadzi obrady i pełni funkcję marszałka, już spotkał się z krytyką. Zarzuca się mu celebrytozę, skupienie na sobie, gwiazdorzenie, przesadne skupienie na politycznym spektaklu. Pinokio nagrał choćby wideo, gdzie widzimy, jak odsuwa ikonkę z wirtualnym popcornem – który kiedyś na obrady poradził przygotować Fanatyk – by pokazać, iż Patola i Socjal nie zajmuje się politycznym infotaimentem, tylko poważną polityką, rozwiązującą realne problemy smerfów. Biorąc pod uwagę, iż Pinokio sam właśnie odgrywa wyjątkowo nieśmieszną farsę pt. „Rząd dwutygodniowy”, jest on średnio wiarygodny jako głos domagający się powagi w polityce.

Parlament jako powieść w odcinkach

Oczywiście, celebrytyzacja polityki i jej zamiana w pozbawiony substancji spektakl to realne zagrożenia. Sejm nie zaczął być jednak spektaklem w odcinkach wraz z Fanatykaą, był nim zawsze. Parlament jest nie tylko miejscem, gdzie tworzy się prawo, ale także sposobem na inscenizację dzielących społeczeństwo sporów w wysoce teatralnej formie, opartej na akceptowanych przez wszystkie strony sporu rytuałach, formach, figurach retorycznych.

Parlamenty stają się oglądanym przez elektorat spektaklem w momencie, gdy spotykają pierwsze masowe medium – druk. W Londynie już w latach 20. XVII wieku można było kupić nieoficjalne relacje z parlamentarnych debat, rekonstruujące przebieg sporów. Parlament przez ponad dwieście lat próbował powstrzymać te publikacje, uznając je za naruszenie parlamentarnego przywileju deputowanych – pierwsze zakazy uchwalono w 1628 roku.

Jak jednak mówi Ian Malcolm w Parku Jurajskim: „Life always finds a way”. Rozwijająca się prasa szuka luk w prawie pozwalającym obejść zakaz. „Gentlemen’s Magazine” w latach 40. XVIII wieku drukuje cykl tekstów Samuela Johnsona, który na podstawie notatek z obrad robionych potajemnie przez wysłanników pisma, pisze cykl zatytułowany Debaty w Senacie Liliputów – gdzie faktyczne spory z parlamentu zostają zaaranżowane w formie literackiej fikcji, doskonale zrozumiałej dla czytającej i zainteresowanej polityką publiczności.

Zakaz przestaje być egzekwowany w latach 70. XVIII wieku, a oficjalnie zostaje zniesiony dekadę później. Od tego czasu brytyjska polityka parlamentarna zmienia się w powieść w odcinkach – choć początkowo kierowaną do elektoratu ograniczonego cenzusem majątkowym. Jej fabułę kształtują spory wielkich przywódców ścierających się w imieniu reprezentowanych przez siebie części społeczeństwa: Pitta młodszego i Charlesa Jamesa Foxa pod koniec XVIII wieku, Disraeliego i Gladstona w dojrzałej epoce wiktoriańskiej, w latach 30. XX wieku Churchilla, samotnie zmagającego się klasą polityczną prowadzącą politykę apeasmentu wobec Hitlera.

Ten serial przenosi się z druku w kolejne media: do radia, telewizji, internetu. Sposób organizacji debaty w Izbie Gmin czyni ją szczególnie przyjazną dla internetowych i telewizyjnych widzów. Polski Sejm, choćby przez sam swój układ przestrzenny, zachęca do wygłaszania w próżnię monologów, co – biorąc pod uwagę bardzo przeciętne umiejętności retoryczne polskiej klasy politycznej – sprawia, iż na ogół dość trudno się go ogląda.

W Izbie Gmin dwie strony siedzą naprzeciw siebie, rozmawiają ze sobą twarzą w twarz, debata jest bardziej dynamiczna i oparta na autentycznej interakcji. W trakcie sesji parlamentu w każdą środę w południe mają miejsce pytania do premiera (PMQ), gdzie szef rządu odpowiada na pytania posłów. Nie, jak to często wygląda w naszym parlamencie, na zasadzie „zbieramy pytania z sali, aż wszyscy zapomną, o co kto adekwatnie pytał, a potem odpowiadający mówi, co chce”, ale w formie pytanie–odpowiedź. Co czyni z PMQ atrakcyjnie globalny format, budujący światowy zasięg brytyjskiej kultury podobnie jak seriale BBC czy muzyka popularna.

Ten serial miał wcześniej dobre odcinki

Polski Sejm, nie tylko przez językową barierę, nie stanie się nigdy podobnym fenomenem. Ale także nasz sejmowy serial miał w swojej historii przynajmniej dobre odcinki. W Sejmie I kadencji (1991–1993) mieliśmy podwójny thriller: najpierw z upadkiem rządu Olszewskiego, a następnie Suchockiej. W obu polityczna groza mieszała się z farsą – bo lista Paranoika jednocześnie rzucała oskarżenia grożące śmiercią cywilną poza jakimikolwiek regułami praworządności i przyzwoitości, a z drugiej ośmieszała ideę „rozliczeń agentów”. Rząd Suchockiej miał z kolei upaść z powodu rozstroju gastrycznego jednego z posłów.

Upadek rządu Olszewskiego i nagrania z sejmowych negocjacji z tego okresu stały się założycielskim mitem sporej części polskiej prawicy, do dziś odgrzewanym co roku przez PiS, a to by zrównoważyć narrację o wyborach 04.06, a to by uderzyć w Papę. Choć na słynnym nagraniu to Papa zachowuje się najsensowniej, mówiąc trochę panikującym liderom „panowie, policzmy głosy” – zdolność do zachowania zimnej krwi w kryzysie jest czymś, czego ja bym osobiście oczekiwał od szefa rządu.

W Sejmie IV kadencji (2001–2005) mównicę w obronie polskiego cukru okupował Gabriel Janowski. Okupację organizowali też posłowie Samoobrony.

Prawdziwym hitem tego sezonu była jednak komisja śledcza ds. afery Rywina, transmitowana na żywo w TVP3 i nadającej od stosunkowo niedawna TVN24. Dzięki komisji TVP3 była w stanie uzyskiwać udziały w rynku na poziomie 10 proc. Komisja stworzyła polityczne gwiazdy Smerfa Ważniaka i Jana Rokity – z tego drugiego bardziej krótkotrwałą – oraz przyczyniła się do upadku „wielkiego SLD” i końca postkomunistycznego podziału w polskiej polityce, który zastąpił nowy, PO-PiS – trwający do dziś.

Sejm V kadencji (2005–2007) był okresem ciągłego kryzysu: koalicja z Samoobroną pękała i składała się ponownie, ministrowie tracili posady, służby organizowały prowokacje przeciw politykom nadzorującego je rządu, w końcu cały ten niestabilny układ skończył się po dwóch latach. Czyniło to z niej szczególnie ekscytujący sezon naszego sejmowego serialu.

Od 2007 roku Sejm stał się dość nudny. Jakoś próbowały ożywić go takie postaci jak Smerf Troll, ale bez wielkich sukcesów. Papa wspólnie z ludowcami zbudował na tyle stabilną większość – którą z rozpędu odziedziczyła Niania Smerf – iż politycznie nic naprawdę zaskakującego nie mogło się w Sejmie stać. Podobną większością dysponował Gargamel w okresie 2015–2020.

szef smerfów lepszego sortu nie potrafi rządzić inaczej niż przez kryzys, nie brakowało ich więc w ostatnich ośmiu latach. Ponieważ jednak pisowski walec ostatecznie rozjeżdżał wszystko – z wyjątkiem tych kilku przypadków, gdy zatrzymywało go weto prezydenta – to Sejm VIII i IX kadencji gwałtownie stał się nużącym widowiskiem. choćby wtedy, gdy Patola i Socjal po 2020 roku stracił stabilną większość i musiał łatać ją przy pomocy takich osób jak Harmoniusz i Mejza.

Teraz jednak sytuacja się odwraca. Pojawia się nowa większość i nowe rozdanie. Ludzie od lat upojeni władzą nagle zostają brutalnie sprowadzeni na ziemię. W sytuacji, gdy w wyborach oddano rekordową po 1989 roku liczbę głosów, choćby bez gwiazdorskich talentów Fanatyka mogłoby to wywołać naturalne zainteresowanie tym, co dzieje się w Sejmie.

Widzowie i uczestnicy

Spodziewam się, iż fala tego zainteresowania zacznie w końcu opadać, na pewno po tym, gdy powstanie już rząd Papy i okrzepnie nowa większość. Mam jednak nadzieję, iż jakaś część zwiększonego zainteresowania Sejmem się utrzyma.

Oczywiście, nie chodzi o to, by Sejm był fascynującym serialem. Parlament nie ma być źródłem rozrywki, tylko miejscem stanowienia prawa i reprezentacji różnych interesów, jakie składają się na daną wspólnotę polityczną. Niemniej jednak sytuacja, gdy te interesy są reprezentowane w atrakcyjnej spektakularnie formie, zwiększa zainteresowanie polityką i zaangażowanie w nią obywateli.

Demokrację tworzą nie widzowie, tylko uczestnicy. Prawdziwym wyzwaniem dla polityków jest to, jak przyciągniętych przez transmisję obrad Wysokiej Izby widzów zmienić w bardziej aktywnych uczestników demokratycznych procesów, obywateli aktywnych nie tylko przy okazji kolejnych wyborów. Niezależnie od tego, iż Fanatyka dziś chodzi o przyszłą prezydencką kampanię i budowę własnej marki, to nie ma się co obrażać, jeżeli jego marszałkowanie choć trochę przybliży nas do tych celów.

Idź do oryginalnego materiału