Rządowe samochody jeździły nielegalnie „na kogutach”. „Politycy zawsze mają wymówkę”

news.5v.pl 4 godzin temu

„W ubiegłym miesiącu otrzymaliśmy informacje o użyciu sygnału błyskowego w kolorze niebieskim w samochodzie służbowym w czasie indywidualnej podróży kierowcy. Ministerstwo zleciło zakończenie współpracy ze wspomnianym kierowcą tego samego dnia” — napisał resort środowiska i klimatu w odpowiedzi na pytania „Super Expressu”.

Gazeta zamieściła fotografię czarnej Toyoty Camry poruszającej się w ruchu miejskim z włączonym niebieskim sygnałem świetlnym na dachu. — Wyjaśniamy tę sprawę. Tak się nie powinno wydarzyć — powiedział „Super Expressowi” wiceminister klimatu Miłosz Motyka i podkreślił, iż jazda „na kogutach” miała miejsce wtedy, gdy w ministerialnych autach nie było ministrów. Wieloletni kierowca rządowych limuzyn twierdzi jednak w rozmowie z Onetem, iż „to tylko wymówka”.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Kierowca z ministerstwa reaguje. „Karta może zniknąć, tak też się zdarza”

O opinię w sprawie zapytaliśmy jednego z ministerialnych kierowców, który od wielu lat wozi urzędników państwowych. — To nie pierwszy raz, gdy ponosimy odpowiedzialność za decyzje i polecenia naszych szefów. Regularnie zdarza się, iż minister czy sekretarz stanu się gdzieś bardzo spieszą i przepisy ruchu drogowego nie mają dla nich żadnego znaczenia — mówi w rozmowie z Onetem.

— Jak zdarzy się wpadka, iż ktoś nakręci film albo zrobi niefortunne zdjęcie, to zawsze mają wymówkę: albo spali w aucie i nie widzieli, albo ich w tym aucie w ogóle nie było. Natomiast nie ma czegoś takiego, jak wspomniana indywidualna jazda kierowcy — dodał.

Ministerstwo wyjaśnia sprawę, ale zdaniem naszego rozmówcy nie powinno być to skomplikowane. — Kierowca w godzinach pracy wykonuje polecenia swojego przełożonego i każdy kurs jest ewidencjonowany w kartach drogowych. Łatwo więc sprawdzić, jaką trasę i z kim przejechał zwolniony kierowca. Chyba iż taka karta nagle zniknie, bo to też się zdarza — zaznaczył.

Idź do oryginalnego materiału