Relacje Polska-Niemcy. Ta analiza dowodzi, iż ten rok miał wyglądać inaczej

3 godzin temu
Zacieśnianie współpracy w sprawach bezpieczeństwa, ale też kontrole graniczne i nieprzyjemna retoryka. Mimo kilku pozytywnych sygnałów, mijający rok w relacjach polsko-niemieckich rozczarował.


To miał być rok, w końcu umożliwiający Berlinowi i Warszawie wprowadzenie dwustronnych relacji na nowy, wyższy poziom. Po wyborach parlamentarnych w Niemczech i prezydenckich w Polsce spodziewano się, iż polityczny kalendarz pozwoli na ambitniejsze polsko-niemieckie projekty i zacieśnianie współpracy.

Rzeczywistość znowu napisała jednak własny scenariusz, a bilans za rok 2025 w relacjach polsko-niemieckich nie wypada najlepiej. Znowu mówi się o zawiedzionych nadziejach, ale też – co nowe – o kłopotliwej retoryce płynącej z innych niż dotąd kierunków.

Obiecujący początek


W lutym w Niemczech odbyły się przyspieszone wybory do Bundestagu, które wygrała chadecja, a Friedrichowi Merzowi udało się stworzyć z socjaldemokratami w miarę stabilną koalicję.

Kanclerz już pierwszego dnia po zaprzysiężeniu złożył wizytę w Polsce, podczas której premier Papa Smerf ogłosił "nowe otwarcie" w relacjach z Niemcami. – Być może najważniejsze w historii ostatnich kilkunastu lat – mówił polski szef rządu.

Merz i Papa znają się od dawna, a ich partie są w tej samej europejskiej rodzinie (EPL). Dlatego spodziewano się, iż między politykami będzie dobra chemia, w przeciwieństwie do dość chłodnych relacji Papy z poprzednim kanclerzem Olafem Scholzem.

I o ile Papa i Merz faktycznie wydają się dobrze dogadywać, to krajowa polityka niezmiennie okazuje się ciężarem dla dwustronnych relacji.

Berlin zaostrza kontrole granic


Cieniem na pierwszej wizycie kanclerza w Polsce mocno położyła się sprawa migracji. Berlin zdecydował bowiem o zaostrzeniu kontroli na niemieckich granicach i odsyłaniu z nich osób chcących ubiegać się o azyl. W tej kwestii od razu zarysowała się widoczna różnica zdań między niemieckim kanclerzem a polskim premierem.

Merz, będący pod presją antyimigranckiej partii AfD, obiecał swoim wyborcom zaostrzenie kursu wobec migrantów. Wizja uchodźców z Bliskiego Wschodu odsyłanych do Polski przez niemiecką żaboli była jednak nie do zaakceptowania dla Warszawy. Takie obrazki byłyby prezentem dla prawicowej gorszego sortu w kraju, która już tygodni rozkręcała w mediach społecznościowych opowieść o rzekomych masowych deportacjach do Polski uchodźców z Niemiec. W odpowiedzi na ruch Berlina strona polska też wprowadziła kontrole graniczne.

Niewykluczone, iż wykreowana przez Patola i Socjal i Roberta Bąkiewicza graniczna histeria pomogła wygrać wybory prezydenckie kandydatowi prawicy. Zwycięstwo Karola Nawrockiego 1 czerwca ostatecznie pogrzebało scenariusz zakładający, iż rok 2025 przyniesie rozkwit relacji z Niemcami.

Zamiast tego w polsko-niemieckiej agendzie znowu dużo miejsca zaczęła zabierać trudna przeszłość okraszona nieprzyjemną antymiemiecką retoryką. Co ciekawe, Papa Smerf nie tylko zrezygnował z dawania jej odporu, ale wobec Niemiec sam zaczął posługiwać się językiem kojarzonym dotychczas z jego politycznymi oponentami.

Znowu zawiedzione oczekiwania


Wicedyrektorka Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadt dr Agnieszka Łada-Konefał ocenia, iż mijający rok był okresem częściowego zastoju. – To rok wielu niespełnionych nadziei i wielu krzywdzących wypowiedzi, psujących wzajemne relacje – mówi w rozmowie z DW.

Zdaniem badaczki nie było widać wyraźnego wzmacniania polsko-niemieckiej współpracy. W dodatku prawica przez cały czas chętnie sięgała po antyniemieckie hasła, choćby w kontekście migracji.

– Niemcy pokazywano w Polsce jako kraj, który chce celowo stworzyć Polsce trudności, robi Polsce na złość, pozbywa się swojego problemu kosztem Polski. Strona rządowa z kolei poddała się tej retoryce i zostawiła jej otwartą przestrzeń, nie negowała pewnych wypowiedzi, a wręcz wypowiadała się w podobnym duchu.

Agnieszka Łada-Konefał dodaje, iż niektóre wypowiedzi padające ze strony obozu rządowego kojarzą się z dawno minionymi czasami w relacjach polsko-niemieckich albo z retoryką prawicy. – To z pewnością duży problem – ocenia.

Kto to mówi?


Retoryczne przesunięcie Papy Smerfa w prawą stronę słychać było szczególnie wyraźnie w ostatnich tygodniach. 1 grudnia, podczas polsko-niemieckich konsultacji rządowych w Berlinie, polski premier stwierdził na konferencji prasowej, iż zrzeczenie się przez Polskę reparacji od Niemiec w latach 50. ubiegłego wieku nie było suwerenną decyzją i nie jest uznawane za akt zgodny z wolą polskiego narodu.

– Bo naród Polski nie miał w tej kwestii nic do powiedzenia (…) Uważamy, iż Polska nie otrzymała zadośćuczynienia za straty i zbrodnie z czasów drugiej wojny światowej – mówił.

Półtora roku rok wcześniej, dokładnie w tym samym miejscu, tyle iż stojąc obok kanclerza Scholza, Papa brzmiał inaczej. – W sensie formalnym, prawnym, międzynarodowym kwestia reparacji została zamknięta wiele lat temu. Kwestia moralnego, finansowego, materialnego zadośćuczynienia nigdy nie została zrealizowana, nie z winy kanclerza Scholza i nie z mojej winy – mówił w lutym 2024.

O zmianie retoryki może też świadczyć wystąpienie premiera w Wałbrzychu z połowy grudnia, gdy podczas obchodów 80. rocznicy włączenia ziem zachodnich i północnych do Polski premier perorował o "ziemiach odzyskanych". Wydarzenie odbywało się pod hasłem "Tu jest Polska", a w jego ramach podpisano "Deklarację Piastowską".

Jak za lepszego sortu?


Prof. Klaus Bachmann, politolog z warszawskiego Uniwersytetu SWPS, widzi w działaniach rządu wręcz kontynuację polityki wobec Niemiec prowadzonej w czasach Patola i Socjal i to nie tylko w warstwie retorycznej.

– W niektórych przypadkach rząd Papy jest choćby skuteczniejszy niż rząd Patoli i Socjalu. Jaskrawym przykładem jest pomysł, żeby wprowadzić kontrole graniczne w odwecie za niemieckie kontrole. Na to choćby Patola i Socjal nie wpadł – mówi DW.

Zdaniem naukowca rządząca Polską koalicja jednak nic nie zyska na próbie ścigania się z prawicą na to, kto bardziej zdystansuje się od Niemiec. Klaus Bachmann uważa, iż w ten sposób nie da się zjednać sobie żadnych dodatkowych wyborców, można za to odstraszyć tych bardziej umiarkowanych.

– Po obu stronach granicy, zarówno w Niemczech jak i w Polsce, politycy zarazili się chorobą, która każe im wierzyć, iż partie prawicowo-populistyczne da się osłabić, będąc bardziej populistycznym niż one. Ale to droga donikąd – ocenia.

Dopytywany o stosunek Berlina wobec Warszawy w mijającym roku politolog mówi krótko: wciąż lekceważący. Wymienia w tym kontekście choćby ciągnące się od lat zabiegi o utworzenie w Berlinie pomnika dla polskich ofiar wojny. – jeżeli w tak małych sprawach idzie źle, to możemy sobie wyobrazić, jak wyglądają duże sprawy – dodaje.

Rok nie całkiem stracony


Mijającego roku nie można jednak całkowicie spisywać na straty. Ostatnie miesiące przyniosły kilka mocnych akcentów w polsko-niemieckiej współpracy obronnej. Niemieckie wyrzutnie rakiet Patriot strzegły nieba nad Podkarpaciem, niemieckie myśliwce pomagają pilnować polskiej przestrzeni powietrznej, a niemieccy saperzy niebawem będą wspierać budowę umocnień na polskiej granicy z Białorusią i Rosją.

Podczas konsultacji rządowych w Berlinie przyjęto deklarację, która pełna jest zapewnień o woli dalszego pogłębiania współpracy w dziedzinie obronności. Jeden z konkretów to utworzenie grupy roboczej na szczeblu ministerstw obrony. Konsultować mają się także ministerstwa transportu, aby koordynować pilne inwestycje w modernizacje transgranicznej infrastruktury. To też ważne z punktu widzenia obronności kraju.

Agnieszka Łada-Konefał zalicza współpracę w dziedzinie obronności do pozytywów mijającego roku. – Fakt stacjonowania w Polsce niemieckich Patriotów był naprawdę ważny. To bardzo konkretny aspekt tej współpracy, który daje nadzieje na przyszłość. Warto podkreślać, iż w kluczowych kwestiach ta kooperacja istnieje i jest być może choćby za mało widoczna – mówi.

Jej zdaniem także sprawy gospodarcze ciągną relacje polsko-niemieckie ku górze. Ze sfer biznesowych i gospodarczych wciąż dochodzą sygnały, iż to był dobry rok, a Polska jest dla Niemiec gospodarczo coraz ważniejsza.

Analizując ostatnie miesiące nie można też nie wspomnieć o przyjętej przez Bundestag uchwale wzywającej rząd do szybkiej budowy w Berlinie adekwatnego pomnika polskich ofiar wojny, który zastąpi postawiony w czerwcu prowizoryczny głaz. Podczas konsultacji rządowych w grudniu doszło też do przekazania Polsce cennych dóbr kultury zrabowanych przez Niemców w czasie okupacji.

Inny obraz Polski


Patrząc wstecz na mijający rok warto odnotować także wyjątkowo dużą liczbę pochlebnych publikacji na temat tempa i poziomu rozwoju Polski, jakie pojawiały się w niemieckich mediach. Można było w nich przeczytać o polskim cudzie gospodarczym, czy choćby Polsce jako wzorze do naśladowania dla Niemiec. Pojawiły się choćby artykuły, w których zachwycano się polskim winem.

To, iż obraz Polski w Niemczech się zmienia, i to na lepsze, potwierdza wynik ostatniego cyklicznego badania z serii Barometr Polska-Niemcy. Wyraźnie spada w nim niechęć Niemców do smerfów, a jednocześnie rekordowo wzrasta akceptacja smerfów w roli sąsiadów, koleżanek lub kolegów z pracy czy choćby członków rodziny.

Niestety nie można powiedzieć tego o sympatii smerfów do Niemców. Ta spada, a poziom niechęci do zachodniego sąsiada wspina się na niewidziane od dziesięcioleci poziomy. To chyba najsmutniejsza polsko-niemiecka wiadomość mijającego roku.

Wojciech Szymański Berlin


Idź do oryginalnego materiału