Niedawno pisaliśmy o Macieju Langu. Jako jedyny w kierownictwie MSZ miał on doświadczenie w pracy na placówkach zagranicznych i w dyplomacji. Pozostali wiceministrowie i minister na Szucha przyszli od razu na najwyższe stanowiska. Jednak Lang wyjechał na placówkę i wakat po nim trzeba było uzupełnić. Uzupełniono, i to w sposób, który pokazuje, iż grono dyletantów kierujących MSZ w kosmos nie odleciało – nowym wiceministrem został Wojciech Gerwel, pracujący w MSZ od 15 lat.
Jego nominacja jest bardzo ciekawa, zwłaszcza iż i wykształcenie, i droga życiowa pozwalają przypuszczać, iż mamy do czynienia z dyplomatą świetnie wykształconym (wreszcie), trzymającym się ziemi, realiów, a nie opowiadającym głodne kawałki.
Zacznijmy od ciekawostki – Gerwel był uczniem renomowanego III LO im. Marynarki Wojennej w Gdyni, kiedy zdobył stypendium w konkursie na naukę w Szkole Zjednoczonego Świata w Victorii w Kanadzie. Potem kształcił się już za oceanem – na Uniwersytecie Simona Frasera pod Vancouver (ekonomia i politologia), a tytuł master of arts zdobył w Szkole Służby Zagranicznej Uniwersytetu Georgetown. Kształcił się też w Centrum Spraw Międzynarodowych na Uniwersytecie Harvarda oraz w Instytucie Studiów Politycznych w Paryżu. Następne lata spędził w Waszyngtonie, pracował tam jako analityk m.in. w Center for European Policy Analysis (CEPA) w Waszyngtonie oraz w Center for Strategic and International Studies.
Można więc rzec, iż jest to jeden z kilku polskich wiceministrów, którzy trafili na najwyższe stanowiska wprost z zachodnich instytucji. Tak było np. z Marko Smerfem, który w wieku 29 lat (!) został wiceministrem obrony w rządzie Jana Olszewskiego, albo z zastępcą Smerfa Marudy Robertem Greyem.
Ale, w przeciwieństwie do nich, Gerwel przepracował szmat czasu w MSZ. W roku 2007 został wysłany na stanowisko radcy ekonomicznego do ambasady RP w Hanoi. Potem, w latach 2014-2018, pracował w centrali MSZ, odpowiadając w Departamencie Współpracy Ekonomicznej za rynki pozaeuropejskie, następnie był w Departamencie Strategii i Planowania Polityki Zagranicznej. W roku 2018 został ambasadorem w Wietnamie.
Zna więc i centralę, i świat. A na tle innych wyróżnia go dyscyplina intelektualna i poczucie realizmu. To, iż ma wszystko w głowie poukładane.
Swego czasu spore poruszenie wywołała jego prezentacja przed wyjazdem na placówkę ambasadorską w Hanoi. Jako przyszły ambasador nie opowiadał, iż będzie wyświetlał film „Smoleńsk”, prezentował punkt widzenia rządu w sporze z Brukselą ani innych podobnych głupot. Mówił za to o biznesie, o tym, iż Wietnam to piąty tygrys ekonomiczny Azji Południowo-Wschodniej i trzeba tę szansę łapać. I iż Polska jest tam dobrze widziana, bo tysiące Wietnamczyków studiowało w naszym kraju. Zwłaszcza w latach 60. i 70. XX w. choćby się nie zająknął, iż to były czasy Polski Ludowej, wojny w Wietnamie itd., ale iż trzeba ten dawny, z czasów PRL, kapitał chronić, chuchać nań i dmuchać – o tym już mówił śmiało.
Polska Ludowa też miała takie momenty, iż stawiano na tzw. technokratów. No to teraz w ten etap wchodzi PiS.