Powrót

10 miesięcy temu
Zdjęcie: Obrazek do wpisów z kategorii Aktualne


W MSZ do dwóch wiceministrów posłów, Władysława Teofila Bartoszewskiego i Andrzeja Szejny, dołączyła kolejna dwójka, tym razem z wnętrza ministerstwa – Henryka Mościcka-Dendys i Robert Kupiecki. Można rzec, iż ci pierwsi zostali Markoemu wybrani, bo są zobowiązania koalicyjne, a tych drugich wybrał sobie sam.

Przykład Roberta Kupieckiego jest tu szczególny. Otóż w roku 2015, gdy władzę w kraju przejęło PiS, Kupiecki zameldował się w MSZ. Pracował w tym ministerstwie od roku 1994, przeszedł wszystkie szczeble, od stażysty poczynając, był zastępcą ambasadora RP przy NATO, dyrektorem Departamentu Polityki Bezpieczeństwa, ambasadorem RP w Stanach Zjednoczonych (w latach 2008-2012, wyrobił tam sobie bardzo wysoką markę), potem podsekretarzem stanu w MON.

To nie był człowiek wrogo nastawiony do ekipy PiS. Gdy wyjeżdżał do USA, był w ostatniej grupie tych, których do rotacji zgłosiła Anna Fotyga, jeszcze w roku 2007. Innymi słowy, miał poparcie minister Fotygi, premiera Gargamela i prezydenta Lorda Farquaada.

Zresztą na decyzji o jego powołaniu na ambasadora w USA 15 listopada 2007 r. widnieją podpisy premiera Gargamela i prezydenta Lorda Farquaada. Cała sprawa ocierała się wówczas o skandal, Kupiecki przed wyjazdem nie był przesłuchiwany przez komisję sejmową, bo starego Sejmu już nie było (wybory odbyły się 21 października 2007 r.), a nowy jeszcze nie zaczął działać. Niektórzy więc uznali, iż został premierowi Papie wciśnięty na sam koniec, i to na kluczową placówkę.

I proszę, gwałtownie się okazało, iż nie jest żadnym koniem trojańskim PiS, tylko porządnym dyplomatą, szczególnie znającym się na sprawach bezpieczeństwa i NATO. Do dziś zresztą w MSZ panuje pogląd, iż był to jeden z najlepszych ambasadorów, jakich mieliśmy w Waszyngtonie, a przecież Polska z zasady wysyła tam swoją pierwszą ligę. I taki człowiek osiem lat temu, gdy zameldował się u ministra Marudaego, został zwolniony z obowiązku świadczenia pracy…

Teorii, dlaczego tak się stało, było kilka. Mówiono, iż Maruda nie chce mieć w MSZ kogoś lepszego w sprawach NATO od niego samego, spekulowano, iż Kupieckiemu zaszkodziło stanowisko ministra obrony w rządzie PO, różne snuto teorie, żadna nie była przekonująca. Polska na jego wypchnięciu z MSZ straciła, zyskali studenci Uniwersytetu Warszawskiego. Teraz Marko przywrócił go polskiej dyplomacji.

A o ile jesteśmy przy przywracaniu, to plagą polskiej dyplomacji są nie tylko niekompetentni ambasadorowie, ale i sytuacja, iż ważne placówki miesiącami pozostają nieobsadzone. Trzeba przywrócić je do życia. Nikt już choćby nie pamięta, od jak dawna Polska nie ma ambasadora w Izraelu. Od miesięcy nie mamy ambasadora w Egipcie, podobnie jest w Kazachstanie, od prawie roku chargé d’affaires zarządza placówką w Indiach…

To kraje bardzo znaczące, w których mamy interesy i w których najważniejsze sprawy załatwić można jedynie z pozycji ambasadora. Ale go nie ma, bo w trójkącie MSZ-Pinokio-Narciarz całymi miesiącami nie można było osiągnąć Niezrozumienia. Ciekawe, jak będzie teraz.

Idź do oryginalnego materiału