Pół roku od głośnej wycinki 180 km nad Bugiem. „Drzewa zastąpiły zarośla”

1 dzień temu

Zapora na wschodniej granicy Polski ma chronić przed napływem nielegalnych migrantów. Instalacja zbudowana ze stalowego muru o wysokości 5,5 metra, drutu kolczastego i obejmująca monitoring, funkcjonuje od trzech lat na łącznym obszarze ok. 180 km. Rozpościera się wzdłuż woj. podlaskiego i na niewielkim fragmencie woj. lubelskiego, gdzie ogranicza się już do monitoringu i patroli Straży Granicznej. Pół roku po olbrzymiej wycince drzew nad Bugiem okazuje się, iż teren zarasta.

Masowa wycinka cennych lasów łęgowych miała umożliwić Ministerstwu Spraw Wewnętrznych i Administracji (MSWiA) – resortowi odpowiedzialnemu za zaporę, lepszą obserwację granicy z Białorusią. Na przełomie 2024/25 wycięto około 180 km lasu łęgowego w dolinie Bugu. Co ważne, jest to teren rezerwatu przyrody.

  • Czytaj także: 170 kilometrów wycinek nad Bugiem. „Takiej rzezi nie było choćby za PiS”

Na wstępie doprecyzujmy – projekt Tarcza Wschód, za który odpowiada Ministerstwo Obrony Narodowej ma uchronić Polskę przed ewentualną inwazją militarną. Na tej samej granicy realizowany jest odrębny projekt, czyli zapora mająca powstrzymywać nielegalnych imigrantów, za którą z kolei odpowiada MSWiA, a konkretnie Straż Graniczna.

Prof. Żmihorski prezentuje, dokąd sięgają zarośla nad Bugiem. Źródło: Michał Żmihorski/X.com

Wycinka pod słupy z kamerami spełzła na niczym

Porozmawialiśmy z naukowcami monitorującymi prace nad Bugiem, którzy zasilają szeregi Państwowej Rady Ochrony Przyrody (PROP) – z dr Alicją Pawelec-Olesińską, hydrobiolożką z Fundacji WWF Polska oraz z dr hab. Michałem Żmihorskim, profesorem z Instytutu Biologii Saków PAN. O sprawę zapytaliśmy również u samego źródła.

Lasy łęgowe nad Bugiem wycięto bez konsultacji z naukowcami, organizacjami przyrodniczymi, ani choćby z PROP. Badacze wyrażają zaniepokojenie, ale mają nadzieję na dialog z MSWiA. Są też gotowi pomóc resortowi w planowaniu działań z poszanowaniem i wykorzystaniem przyrody.

– Byliśmy nad Bugiem, dokładnie w miejscu zapory. Te działania mogłyby być lepiej zrealizowane – opowiada nam dr Pawelec-Olesińska tuż po lipcowej rewizji newralgicznego obszaru.

Nad Bugiem rośnie pas około 100-letnich drzew. – Zaraz potem przebiega szeroka droga i są pola, łąki, więc jest to genialne miejsce do obserwowania jakichkolwiek ludzi przedzierających się przez naszą granicę. I teraz, zamiast inwestować w wycinkę, w ciężkie sprzęty, które musiały przecież przygotować grunt, wycinać te drzewa, można było wkopać słupy z kamerami trochę dalej, czyli na terenie otwartym, który przecież dużo łatwej obserwować przy pomocy kamer – dodaje.

Byliśmy wczoraj z delegacją PROP (https://t.co/FcYcq1tl3B) nad Bugiem obejrzeć ubiegłoroczne wycinki nadrzecznych lasów. Nie wygląda to dobrze.

Zgodnie z obawami: zieleń bardzo odrosła i naszym zdaniem ten system monitoringu nie będzie funkcjonalny: kamery nie wszędzie wykryją… pic.twitter.com/fOsJWHRQTH

— Michał Żmihorski (@MZmihorski) July 18, 2025

Na terenie są też ambony myśliwskie, które w naturalny sposób mogłyby służyć za miejsca do monitorowania. – Tamten obszar wygląda tak, iż o ile ktoś się przedrze przez rzekę, to będzie musiał przejść przez ten otwarty teren, przez pola, więc strażnicy graniczni i tak by go zobaczyli – opowiada nasza rozmówczyni.

Jednak, jak mówi badaczka, wbrew logice wycięto stare drzewa, Las Łęgowy Doliny Bugu. – Zupełnie bez sensu, bo ten sam efekt można by osiągnąć bez zniszczeń przyrodniczych. Szczególnie, iż jest to rezerwat.

Drzewa zastąpiły dwumetrowe zarośla

Także prof. Żmihorski opisuje nam teren po wycince: – Zgodnie z obawami i oczekiwaniami, roślinność, którą jesienią i zimą w tych miejscach wycięto, bardzo intensywnie odrosła.

– Przyroda momentalnie się odradza. Teren zarósł krzewami i pokrzywami. W zasadzie wzdłuż całego brzegu Bugu są już zakrzewienia wysokości dorosłego człowieka, dochodzącej choćby do dwóch metrów. A więc jest to świetne miejsce, przez które ktoś mógłby się przedrzeć przez naszą granicę i po prostu się tam schować – dodaje badaczka. Są też takie miejsca, które wydają się być ślepymi polami zainstalowanych kamer. – o ile mówimy tu o bezpieczeństwie, to powinniśmy wykarczowywać teren co dwa-trzy miesiące w zasadzie do zera. I teraz z jednej strony jest to ogromne niszczenie roślinności, podkreślam – rezerwatu przyrody. A z drugiej strony to zupełnie bezsensowne działanie.

– Koszenie prawie 200 km to jest ogromna inwestycja – zauważa prof. Żmihorski. Drut żyletkowy dodatkowo to utrudnia.

Gęsta i wysoka roślinność naturalnie zmniejsza widoczność. – Zakładam, iż to w dużym stopniu ogranicza efektywność monitoringu wizualnego. Obawiam się, iż kamery nie spełniają swojej roli. Słupy z kamerami są rozstawione co 100 metrów. Na wielu słupach te kamery są skierowane w jedną stronę – mówi. – Nie bardzo wierzę, iż kamera jest w stanie kogokolwiek wychwycić z takiej odległości i przy tak bujnej roślinności.

– Wybudowane zabezpieczenie granicy państwowej na odcinkach, na których prowadzone inwestycje zostały zakończone, spełnia swoje zadanie, wykrywając próby przekraczania granicy państwowej wbrew przepisom. Od 1 stycznia do 21 lipca 2025 r. na całym odcinku granicy polsko-białoruskiej odnotowano ponad 17 700 prób jej nielegalnego przekroczenia – mówi ppłk SG Andrzej Juźwiak, rzecznik prasowy Komendanta Głównego Straży Granicznej, zapytany przez SmogLab.

Naukowcy przypuszczają, iż człowiek przechodzący blisko słupa powinien być zarejestrowany przez kamerę z sąsiedniego słupa, czyli 100 metrów dalej. Jednak to nie koniec przeszkód.

Drut kolczasty nad Bugiem. Źródło: Michał Żmihorski/X.com

Rzeka pracuje. Słupy monitoringowe mogą zostać podmyte

Dr Pawelec-Olesińska mówi SmogLabowi: – Co ważne, te słupy są nad brzegiem, który jest tam nieumocniony. Rzeka jest w miarę dzika. Ona pracuje w ten sposób, iż meandruje. Czasem wody jest w niej mało, a czasami woda przekracza granice koryta. Akurat teraz byliśmy w okresie niżówki. Natomiast czasem tej wody będzie więcej.

Rzeka podmywa brzeg.

– Za chwilę może podmyć niektóre z tych słupów. Są tam słupy zlokalizowane niepokojąco blisko brzegu rzeki – zauważa. Brzeg jest piaszczysty, wiec podatny na podmycie. To może uszkodzić słupy. – Czyli będzie trochę tak, jakbyśmy zerwali jedno oczko w różańcu – pójdzie cały różaniec. Tu będziemy mieli dokładnie ten sam efekt – wyjaśnia. Zgadza się z tym prof. Żmihorski: – Jakiekolwiek większe wezbranie może zagrozić stabilności tych elementów monitoringowych.

– Przynajmniej część słupów znajdzie się pod ziemią. Część kabli też będzie pod wodą, bo one są wkopane bardzo płytko pod powierzchnią gruntu. Nie było tam żadnych zabezpieczeń kabli. One są po prostu położone na piasku i zasypane ziemią – mówi nam naukowiec.

Ryzyko podmywania słupów przez rzekę nie miałoby miejsca, gdyby słupy umieszczono trochę dalej. Badaczka określa dotychczasowe działania jako niestrategiczne. – A jednak mówimy o zaporze, która ma działać latami.

Minister @TomaszSiemoniak podczas konferencji na przejściu granicznym Połowce-Pieszczatka mówił o walce z nielegalną migracją i uszczelnieniu zewnętrznej granicy #UE.

Na zabezpieczenie granicy polsko-białoruskiej przeznaczyliśmy już 2,6 mld zł. W jej ochronę… pic.twitter.com/kTsVVhTm92

— MSWiA (@MSWiA_GOV_PL) July 21, 2025

Straż Graniczna: „W najbliższym czasie nie planujemy nowych inwestycji w rejonie rzeki Bug”

– Ta inwestycja to worek bez dna – mówi wprost prof. Żmihorski.

Pojawiają się głosy za regulacją Bugu, żeby nie meandrował. – Czyli pomysły, żeby zabetonować tą rzekę. No i znów – to jest zupełnie bez sensu. Bo zamiast ją regulować, niszczyć, moglibyśmy po prostu przesunąć te słupy – dodaje hydrobiolożka.

Naukowcy wspominają nam o pomysłach na dalsze wycinki, o których słyszeli już w kuluarach. Tym razem miałoby to być 500 km wzdłuż granicy z Ukrainą. Teren miałby być przygotowywany pod dalszy monitoring „na wszelki wypadek”.

Rzecznik Straży Granicznej (SG), zapytany przez nas o plany dotyczące kolejnych wycinek, podobnych do tej nad Bugiem, odpowiada: – Roboty budowlane w zakresie inwestycji budowy zabezpieczenia granicy państwowej na granicy z Białorusią w rejonie rzeki Bug zostały zakończone. Aktualnie realizowane są szkolenia oraz konfiguracja, kalibracja i integracja urządzeń. W najbliższym czasie Straż Graniczna nie planuje rozpoczęcia nowych inwestycji w rejonie rzeki Bug.

SG powołuje się na ustawę o ochronie granicy państwowej.

– Straż Graniczna ewentualną wycinkę drzew w pasie drogi granicznej – obejmującym obszar o szerokości 15 metrów, licząc w głąb kraju od brzegu wód granicznych lub od linii granicy państwowej [na podstawie ustawy o ochronie granicy państwowej – red.], minimalizuje wyłącznie do zakresu niezbędnego dla realizacji ustawowych zadań formacji. Zgodnie z art. 11 [tej samej ustawy – red.] w pasie drogi granicznej grunty i lasy przylegające do granicy państwowej lub do brzegów granicznych, powinny być utrzymywane w stanie zapewniającym widoczność linii granicy państwowej i znaków granicznych – wylicza rzecznik prasowy KGSG.

Drut kolczasty częściowo zniknął

– Z dobrych rzeczy – widać, iż Straż Graniczna uprzątnęła druty kolczaste, które zimą były jeszcze obficie rozłożone w bardzo wielu miejscach – mówi dr Pawelec-Olesińska.

W rzece i na drogach są jeszcze pozostałości żyletkowego drutu kolczastego. – Jest to niebezpieczne dla osób chcących się wykąpać w rzece, puścić nad nią psa, a choćby dla wędkarzy, których mijaliśmy, gdy stamtąd wracaliśmy.

Drut kolczasty jest niebezpieczny także dla dzikich zwierząt. – Ryzyko jest mniejsze, ale jednak przez cały czas jest.

– Wybudowane przez Straż Graniczną zabezpieczenie granicy państwowej w postaci bariery fizycznej i elektronicznej nie powoduje ranienia zwierząt – odpowiada nam SG.

Czy MSWiA weźmie przykład z MON? Straż Graniczna: „Nie planujemy dodatkowych inicjatyw”

Lipcowe spotkanie MON-u z przyrodnikami, naukowcami i organizacjami pozarządowymi spotkało się z pozytywnym odbiorem wszystkich uczestniczących w nim stron. Resort wyraził otwartość na rozmowy z naukowcami i wspólne działania na rzecz obronności z poszanowaniem środowiska.

– Również po naszej, przyrodniczej stronie, ten odbiór był bardzo dobry. Dlatego mam nadzieję, iż MSWiA i Straż Graniczna wezmą przykład z MON-u i również się z nami spotkają, bo – jak pokazały te rozmowy, przyrodnicy nie gryzą (śmiech). Jesteśmy bardzo chętni do pomocy i do wszelkiego doradztwa – mówi badaczka.

– Chcę być optymistką i cały czas mam nadzieję, iż MSWiA tego wysłucha. Na pewno my jako PROP będziemy próbowali nawiązać z nim dialog. Bardzo prosimy też o ten dialog z ich strony, żeby jednak nie powielać błędów, o których wspomniałam wcześniej.

Apeluje przy tym o konsultowanie koncepcji z naukowcami i strategami. – Można np. porozmawiać o najnowszych rozwiązaniach monitoringowych, oszczędzających środowisko. Absolutnie jesteśmy za obroną naszych granic. Szczególnie w tym trudnym czasie konfliktu zbrojnego za naszą wschodnią granicą, ale można to robić z poszanowaniem przyrody.

Co na to SG?

Ppłk Juźwiak wyjaśnia, iż Straż Graniczna „uczestniczy w pracach Międzyresortowego Zespołu do spraw Obszarów Wodno-Błotnych w zakresie wdrażania Strategii ochrony obszarów wodno-błotnych w Polsce, również z uwzględnieniem kwestii obronnych państwa”. – Biorą w nich udział przedstawiciele resortu środowiska, finansów, gospodarki wodnej, obrony narodowej i rolnictwa. – W związku z tym Straż Graniczna nie planuje dodatkowych inicjatyw w tym zakresie – precyzuje odpowiadając na pytania SmogLabu.

  • Czytaj także: Płk Pietrzak: rozmawiamy o łączeniu obronności z ochroną przyrody

Bagna, mokradła i nieuregulowane rzeki zamiast zapory?

Wykorzystanie dzikiej przyrody na granicy, zwane zdziczeniem, czyli wszelkie nieuregulowane rzeki, gęste, wiekowe lasy, zabagnione tereny, mokradła, torfowiska, mogą pomóc.

– Wszystko to, co sprawia, iż teren jest niestabilny, ciężko się przez niego przedostać, będzie dla nas genialną obroną przed armią, pojazdami pancernymi, czołgami – mówi hydrobiolożka. Pokazują to np. doświadczenia z Litwy czy Ukrainy. Wie o tym MON i zamierza z tej wiedzy korzystać.

Natomiast MSWiA, w opinii naukowców, jest mniej chętne do wykorzystania natury do obrony – w tym wypadku przed migrantami. Walka z nielegalnym przekraczaniem granic może się opierać również na pewnego rodzaju odstraszaniu. Taką pracę wykona dzika, niczym niezmącona przyroda.

– Zamiast budować kilometry muru, czy wytaczać kilometry drutu żyletkowego, możemy po prostu podnieść poziom wód na mokradłach czy na torfowiskach. One są dla nas świetną oszczędnością. jeżeli chodzi o zabezpieczenie przeciwko pojedynczym migrantom, to bagna i torfowiska będą miejscami śmierci. Bardzo trudno jest przejść taki teren nie topiąc się – podkreśla badaczka.

Budżetowe działania, w których Polska ma doświadczenie

Jak może pomóc dzika rzeka, np. Bug? To zależy od aktualnego poziomu wody. – o ile będzie wysoki, będzie to bariera nie do przejścia – zauważa nasza rozmówczyni.

Przy niskim poziomie wody istnieje możliwość przepłynięcia na drugi brzeg. – Ale znów jest to ryzykowanie życiem. Musimy to sobie uświadomić: każde wejście w taką wielką rzekę, czy w torfowisko, bagno, czy choćby wielodniowe podróżowanie przez tak skomplikowane kompleksy leśne, jak Puszcza Białowieska, jest ryzykowaniem własnym życiem.

– Mamy doświadczenie w renaturyzacji rzek. Koniec końców to z naszego portfela idą pieniądze na zabezpieczenie granicy. To są takie działania, które na pewno ten portfel odciążą. I to jest coś, w co warto inwestować.

Bagna, torfowiska, ale też nieuregulowaneturalne rzeki, są rezerwuarem wody, co ma znaczenie w adaptacji do zmian klimatu. – Jednym działaniem realizujemy bardzo wiele celów, czyli obronność i mitygacja do zmian klimatu. To także cel NRL – odbudowujemy zasoby przyrodnicze, w dodatku nisko kosztowo. Widzę same plusy – podsumowuje dr Pawelec-Olesińska.

W najbliższych miesiącach będziemy sprawdzać, czy MSWiA wzięło przykład z resortu obrony narodowej, traktując środowisko naturalne jako sojusznika działań na granicy.

Zdjęcie tytułowe: Michał Żmihorski/X.com

Idź do oryginalnego materiału