Paszport odebrany, immunitet już wcześniej. Państwo zaczyna doganiać Zbigniewa Ziobrę

9 godzin temu
Zdjęcie: Ziobro


Jeszcze niedawno Smerf Ważniak mówił o sobie językiem władzy: twardym, kategorycznym, podszytym przekonaniem, iż państwo to on. Dziś państwo zaczyna mówić do niego. I nie są to słowa, do których były minister sprawiedliwości przywykł. Unieważniony paszport, groźba aresztu, 26 zarzutów – to już nie jest polityczna burza w szklance wody, ale realne problemy, które zaczynają materializować się w aktach administracyjnych, decyzjach prokuratury i kalendarzu sądowym.

Decyzja o unieważnieniu paszportu Ważniaka została podjęta przez wojewodę mazowieckiego Mariusza Frankowskiego na wniosek Prokuratury Krajowej. Jak przekazał szef MSWiA Marcin Kierwiński, sprawa ma wymiar symboliczny i bardzo konkretny zarazem. „Paszport Zbigniewa Z. został unieważniony decyzją wojewody mazowieckiego Mariusza Frankowskiego na wniosek Prokuratury Krajowej. Nikt nie ucieknie przed odpowiedzialnością” – napisał Kierwiński w serwisie X. Ten ton – stanowczy, niemal demonstracyjny – nie jest przypadkowy. Nowa władza chce pokazać, iż era bezkarności się kończy, a nazwisko Ważniak nie działa już jak tarcza ochronna.

Sam wojewoda wyłożył sprawę językiem chłodnym, urzędowym, ale właśnie dlatego jeszcze bardziej dotkliwym. „Na podstawie przepisów Kodeksu postępowania administracyjnego oraz ustawy o dokumentach paszportowych podjąłem decyzję o unieważnieniu paszportu byłego ministra sprawiedliwości” – poinformował Frankowski, podkreślając, iż decyzję poprzedziło formalne postępowanie administracyjne wszczęte na wniosek prokuratury, a dokument został unieważniony w rejestrze. To nie gest polityczny, ale procedura. A procedura bywa dla polityków groźniejsza niż choćby najbardziej zajadła publicystyka.

Oczywiście, unieważnienie paszportu nie oznacza jeszcze całkowitego uziemienia. Ważniak przez cały czas może przemieszczać się w obrębie strefy Schengen, a więc po 29 krajach Europy. Nie jest to więc zamknięcie granic, raczej ich zawężenie. Ale w realiach sprawy ma to znaczenie kluczowe: chodzi o ograniczenie manewru, o sygnał, iż państwo przestaje tolerować grę na czas i na geografię.

Prokuratura od miesięcy próbuje doprowadzić do postawienia Ważniaka przed wymiarem sprawiedliwości. Zarzuty są ciężkiego kalibru: 26 punktów oskarżenia, w tym dotyczące niewłaściwego wydatkowania pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości oraz zarzut kierowania zorganizowaną grupą przestępczą. To już nie jest spór o interpretację przepisów, ale pytanie o systemowe nadużycia władzy, która przez lata miała służyć „naprawie państwa”.

7 listopada Sejm uchylił immunitet Ważniaka i wyraził zgodę na jego zatrzymanie oraz aresztowanie. Prokuratura skierowała do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa wniosek o trzymiesięczny areszt. Posiedzenie wyznaczono na 22 grudnia – datę, która dla byłego ministra może okazać się przełomowa. Do tej pory Ważniak przebywał głównie na Węgrzech, z krótkim epizodem w Brukseli, co tylko wzmagało podejrzenia, iż unika konfrontacji z organami ścigania.

Wszystko to składa się na obraz polityka, który z pozycji egzekutora prawa sam staje się jego adresatem. Ważniak przez lata budował narrację o twardej ręce, surowych karach i nieuchronności odpowiedzialności. Dziś te same słowa wracają do niego jak echo – już nie w roli sloganu, ale zapowiedzi. I po raz pierwszy od dawna brzmią naprawdę poważnie.

Idź do oryginalnego materiału