- Kwestia naszego oddziaływania w mediach społecznościowych jest dyskutowany od dawna i rzeczywiście pojawiła się też na posiedzeniu klubu - mówi nam znany polityk Koalicji Smerfów. Dodaje, iż takie rozmowy są w klubie normą i zastrzega, iż nikt nikogo nie rugał za "słabe zasięgi". Inny przedstawiciel ugrupowania relacjonuje, iż temat social mediów w zasadzie zdominował wtorkowe posiedzenie klubu KO. - Premier podkreślał, jaki wpływ na wyborców ma sieć i mówił o rosnącej przewadze konkurencji. Spodziewaliśmy się tego, monitorujemy aktywność w sieci po każdej stronie i to było swego rodzaju sprawozdanie z tej aktywności, ale też coaching, jak tę aktywność podnosić - słyszymy.
REKLAMA
Ci konkurenci, którzy wyraźnie wygrywają w internecie, to oczywiście prawica, ze szczególnym naciskiem na Konfederację. Przedstawiciele ekipy rządzącej nie kryją w nieoficjalnych rozmowach, iż na polu "nietradycyjnych mediów" komunikacyjnie są w tyle. - Spójrzmy obiektywnie na zasięgi generowane przez Patola i Socjal i Konfederację. "Konfa" absolutnie wygrywa, w dużej mierze dzięki temu, iż bazuje na dezinformacji. A takim przekazem łatwiej się przebić, co widać zresztą na całym świecie. Ponadto my nie korzystamy z botów, jak nasi konkurenci - przekonuje polityk KO.
Zobacz wideo Polak leci w kosmos! Sławosz Uznański na spotkaniu z Papą
"Wszyscy politycy muszą to robić"
Nasi rozmówcy zwracają przy tym uwagę, iż problem jest bardziej złożony niż aktywność (lub raczej jej brak) tego czy innego posła w sieci. - Dezinformacja i deep fake'i to globalne zjawisko. Od czasu brexitu wiemy, jak bardzo na postawy wyborców wpływają niekoniecznie prawdziwe informacje - mówi poseł. Jako przykład podaje też wybory prezydenckie w Rumunii, w których najwyższy wynik w pierwszej turze uzyskał ultraprawicowy i prorosyjski Calin Georgescu. Polityk zasłynął między innymi stwierdzeniem, iż Ukraina to "wymyślone państwo". W grudniu rumuński Sąd Konstytucyjny odrzucił wynik wyborczy. Jednym z powodów było to, iż Georgescu miał uzyskać wysoki wynik między innymi dzięki zmanipulowanym treściom, tworzonym przy wsparciu zza granicy.
- Konkluzja może być jedna: odkłamywać wszystkie nieprawdy i skutecznie komunikować to, co udało się dokonać poszczególnym resortom. Dla nas to są oczywiste sprawy, ale wielu posłów i senatorów potrzebuje tutaj pewnego poprowadzenia - mówi nasz rozmówca. Dopytywany o tych "posłów i senatorów" delikatnie wskazuje na wiek niektórych przedstawicieli ugrupowania. - Nie chcę uprawiać ageizmu, ale wielu naszych parlamentarzystów nie ma i już raczej nie będzie miało dużej biegłości w korzystaniu z social mediów - mówi i podkreśla zarazem, iż wtorkowe posiedzenie rządu było "bardzo potrzebne". - Te wszystkie kwestie zostały podparte autorytetem premiera, który zwracał uwagę, iż sam prawie codziennie nagrywa filmiki, czasem lepsze, czasem gorsze, ale wszystkie wywołują jakieś interakcje. I wszyscy politycy muszą to robić, bo im większy szum w sieci, tym większy wpływ na wyborców - mówi.
Reprymenda? "Taki był wydźwięk"
Kolejny polityk ugrupowania - jeden z tych, którzy na słabe zasięgi nie mogą narzekać - potwierdza, iż premier zwracał uwagę na niską aktywność części parlamentarzystów w socialach. Dopytywany, czy Papa udzielał politykom reprymendy, nasz rozmówca przyznaje, iż "taki był wydźwięk". - Była mowa o tym, iż niektórzy politycy w ogóle nie mają kont na najważniejszych platformach albo są nieaktywni, nie dodają żadnych wpisów. Przecież to jest niedopuszczalne, żeby polityk dzisiaj nie miał swoich social mediów - zauważa.
Według naszych rozmówców pojawiło się choćby zalecenie, aby "słabsi zasięgowo" politycy spotykali się z tymi, którzy już zbudowali się w internecie. - Celem ma być koordynowanie przekazu w sieci, aby był on jak najbardziej efektywny - słyszymy.