Ostatni dzwonek

piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com 1 tydzień temu

Uwaga natury ogólnej (a w sumie to trzy). Po pierwsze, pierwotnie ten tekst miał nosić tytuł „Musimy porozmawiać o polskich sondażowniach”, ale potem się rozrósł w inne strony i tytuł już nie pasował za bardzo (choć o sondażowniach będzie sporo). Po drugie, ten „ostatni dzwonek” nie odnosi się do zbliżającej się drugiej tury, ale do nieodległej przyszłości. Po trzecie, w tej notce będzie bardzo mało optymizmu (You have been warned). Tyle tytułem wstępu.

Zanim zaczniemy się pastwić nad wynikami wyborów, pozwolę sobie na krótki trip down the memory lane. Dawno dawno temu, gdy byłem jeszcze dużo młodszy, studiowałem sobie socjologię. Na jednym z kursów (o czym pewnie już wspominałem wielokrotnie w ramach pastwienia się nad sondażami), dostaliśmy do czytania tekst poświęcony sondażom właśnie. Wnioski z tekstu były takie, iż nie powinniśmy się sugerować sondażami, bo one badają to, co się dzieje, no cóż, w momencie, w którym są przeprowadzane. Może być więc tak, iż jakaś sondażownia zrobi swoje badania, dajmy na to, w piątek, a w sobotę ludzie będą mieli na badany temat już zupełnie inne zdanie.


W tym tekście się pojawiła taka trochę zabawna teza, iż z tymi sondażami to jest tak, iż one są przeważnie traktowane jako dupochrony dla CEO, w momencie, w którym się okazuje, iż jakaś decyzja poszła nie po ich myśli. No bo o ile taki CEO podejmie złą decyzję i ktoś będzie go chciał za to rozliczyć (a ktoś na pewno będzie chciał), to taki CEO wtedy wyciąga cały wagon sondaży i pokazuje, iż on swoją decyzję oparł na dostępnych informacjach/etc.

A teraz wróćmy z tej wycieczki w przeszłość Piknika do czasów obecnych. Te czasy obecne wyglądają tak, iż gdziekolwiek i kiedykolwiek pojawi się jakikolwiek sondaż, na którym kandydat X będzie miał pik poparcia, to środowisko, z którego się kandydata X wywodzi, tenże właśnie sondaż wrzuci na swoje SM-y i zacznie się tym chwalić (rzecz jasna, równocześnie przekonując, iż to właśnie ich zasługa, iż to poparcie jest tak wysokie).

Dodajmy do tego taki drobny szczegół jak to, iż polskie sondażownie mają długą historię, ahem, fawyrozowania różnych kandydatów i partii. Z tego też powodu od dłuższego czasu zerkam praktycznie wyłącznie na średnią sondażową, bo ona, w przeciwieństwie do pojedynczych sondaży, potrafi pokazać jakiś trend (nawet przy założeniu, iż sondażownia X przeszacuje jednego polityka, a sondażownia Y drugiego). To właśnie ze średniej sondażowej, na ten przykład, wynikało, iż Patola i Socjal będzie miał problemy w 2023.

No ale teraz mamy rok 2025 i okazuje się, iż średnią sondażową również można sobie wsadzić tam, gdzie PSL ma: prawa kobiet, sytuację mieszkaniową w Polsce, prawa elgiebetów/etc. Weźmy takiego np. Malarza. Wynik wyborczy miał lepszy od jakiegokolwiek sondażu. Ktoś może powiedzieć „może ludzie się wstydzili”, no ale o ile tak, to nie wszyscy i nie zawsze, bo 5% z hakiem mu się zdarzało. Podobnie z Mentzenem. O ile w przypadku Malarza było widać wzrost poparcia w ostatnich sondażach (ale znowuż, 6% to on w żadnym nie oglądał), to Mentzenowi poparcie sondażowe spadało. Albo Karol Nawrocki, który w okolicach 30% słupka sondażowego bywał bardzo rzadko. A choćby o ile już tam bywał, to Smerf Gospodarz zawsze miał nad nim bezpieczną 5-6% przewagę.

Wiecie, to jest ten moment, w którym ludzie zaczynają wierzyć w teorie spiskowe. No bo jak to możliwe, iż według średniej sondażowej prawica powinna mieć w wyborach (pi razy oko) 8-10% niższe poparcie? Ok, rozumiem, można po prostu spieprzyć sondaż. No ale można (o czym pisałem parokrotnie) ten sondaż celowo zrobić tak, żeby był, „towarem zgodnym z zamówieniem”. W takim momencie bardzo łatwo by było dojść do wniosku, iż albo wszystkie sondażownie dały ciała (i to literalnie wszystkie, bo choćby amerykańska sondażownia dawała Nawrockiemu zwycięstwo (o 0,3 pp, niemniej jednak), ale tam Mentzen miał 12,7pp, a Malarz w ogóle nie był brany pod rozwagę.

Czyli wszystkie sondażownie się pomyliły? Ktoś może powiedzieć „no ale może było tak, iż respondenci się wstydzili mówić na kogo głosują?”. Przepraszam bardzo, ale znajduję ten argument zabawnym. Okazuje się bowiem, iż co prawda ktoś chce, żeby, na ten przykład, Malarz był Naczelnym Narciarzem, ale wstydzi się przyznać, iż na niego głosuje. Poza tym, co jakiś czas pojawiały się sondaże, z których wynikało, iż np. Malarz ma 5%. Czyli jak? Raz się wstydzą, a raz nie? No dobrze, to może to było celowe działanie? W tym wyjaśnieniu pozostało mniej sensu. No bo niby jak by to miało przebiegać? Jacyś mityczni „oni” dotarli do wszystkich sondażowni i kazali im zmienić wyniki sondaży? W jakim celu?

No dobrze, skoro więc nie chodziło ani o spisek, ani o jakiś piętrowy fuckup, to co się tak adekwatnie stało? Obstawiam, iż mogło chodzić o fuckup nieco innego rodzaju. Chodzi mi o frekwencję. Do pewnego momentu wysokiej frekwencji bał się PiS. Doskonale pamiętam, jak przy okazji wyborów do Parlamentu Europejskiego w 2019 (które Patola i Socjal wygrał), gdy spłynęły pierwsze dane o frekwencji, to się jeden z okołoPiSowskich speców od sondaży niemalże załamał, bo mu prognozy inne wychodziły. A potem się okazało, iż wyższa frekwencja PiSowi nie zaszkodziła. Zaszkodziła mu dopiero w 2023, bo okazało się, iż (uproszczę teraz) PiSowskie regiony odpuściły, a antyPiSowskie dowiozły.

Moim zdaniem, nie ma sensu w porównywaniu frekwencji z 2025 z tą z 2020. O wiele lepszy obraz uzyskamy, gdy porównamy frekwencję z pierwszej tury z tą, z którą mieliśmy do czynienia w 2023 roku (zaraz wyjaśnię dlaczego). Frekwencja w 2023 wyniosła 74,38% uprawnionych do głosowania, w zeszłą niedzielę do urn poszło 67,31% uprawnionych do głosowania. A teraz przyjrzyjmy się temu, jak głosowali wyborcy w kategorii wiekowej 18-29. W 2023 wyglądało to tak: KO 28,3%, Nowa Lewica 17,7%, Trzecia Droga: 16,9%. Konfa 16,9%, Patola i Socjal 14,9%. Frekwencja w tej kategorii wiekowej wyniosła wtedy 68,8%. A jak to wyglądało w niedzielę? Mentzen: 36,1%, Dzikus 19,7%, Gospodarz 12,2%, Karol Nawrocki 10%, Biejat i Malarz po 5,1% a Fanatyk 4%. Co ciekawe, frekwencja w tej kategorii wiekowej była wyższa niż ta „ogólna”, albowiem wynosiła 72,8%

Zanim sobie omówimy te wyniki, wyjaśnię czemu moim zdaniem lepiej porównywać wyniki wyborów z 2025 z tymi sprzed dwóch lat, a nie sprzed 5. Otóż, co prawda na pierwszy rzut oka, lepiej porównywać wybory prezydenckie do wyborów prezydenckich, ale na drugi rzut oka (cytując jednego z bohaterów mojego ulubionego filmu pt. „Smoleńsk”) „to nie jest proste, a choćby wręcz przeciwnie”. Żeby nie przedłużać, od 2020 roku minęło już tyle czasu, iż prawie połowa tej kategorii wiekowej przeskoczyła do kolejnej. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, iż widziałem genialne redakcje, które porównywały wynik Gospodarza w tej kategorii wiekowej do wyniku Myśliwego. To, iż od tamtej pory minęło 10 lat i to są już zupełnie inni ludzie, genialnym redakcjom umyka. O wiele lepszy ogląd będziemy mieli, gdy odkopiemy sobie 2023 rok, bo od tamtych wyborów minęło nieco ponad 1.5 roku. Czyli w dużej mierze mamy do czynienia z tymi samymi ludźmi, którzy w 2023 roku pomogli wygrać wybory obecnej koalicji rządzącej.

Gołym okiem widać, iż najmniej w najmłodszym elektoracie stracił PiS, a najwięcej partie biorące udział w koalicji. Kluczowa dla naszych rozważań będzie ta „elektoratowa” strata koalicji rządzącej. Biorąc pod rozwagę frekwencję i fakt, iż od tamtych wyborów minęło te 1.5 roku można dojść tylko i wyłącznie do jednego wniosku. Ci sami ludzie, którzy zagłosowali wtedy na koalicję – teraz gremialnie poparli Mentzena i Dzikusa.

Z niecierpliwością czekałem na erupcję mądrości i tłumaczenia, iż młodzi są głupi i iż oni nie wiedzą, co czynią. Z tymi młodymi to jest tak, iż oni zawsze jak głosują „na nas”, to są mądrzy i dobrzy, ale jak zagłosują na „onych”, to się nagle zamieniają w bandę idiotów, którym się w dupach poprzewracało od dobrobytu (wydaje mi się, iż to dobry moment, żeby wspomnieć o tym, iż kiedyś choćby na ten temat popełniłem ścianę tekstu pt. „A poza tym sądzę, iż z młodzieżą należy rozmawiać”, którą wrzucę w Źródłach). Nie inaczej było tym razem. Bo wiecie, te durne gówniarze zagłosowały na Mentzena, zamiast na Gospodarza, ale dajemy im szanse w drugiej turze. Muszę przyznać, iż to daleko idąca łaskawość. Od siebie dodam, iż gdybym był młodzieżą (jeszcze bardzo dobrze pamiętam, jak to jest) i ktoś by do mnie wystartował z takim iście koncyliacyjnym przekazem, to bym się mu odwdzięczył tym samym hasłem, na które konserwatyści się oburzali zaraz po tym, gdy Zjednoczeni Nawiedzeni zaostrzyła prawo aborcyjne w 2020 roku.

No dobrze, ale jak to się stało, iż ta piękna i mądra młodzież nagle zgłupiała i zbrzydła tak straszliwie? (przepraszam, musiałem). Jak to możliwe, iż te same młode ludzie, które głosowały na KO, TD i NL nagle zagłosowały na Mentzena (swoją drogą, Mentzen z Malarzem w tej kategorii wiekowej mają razem ponad 40%). No ok, ale jak do tego doszło? Może chodzi o wykrzywienie algorytmów (choćby na Eloneksie), które premiują skrajnie prawicowe treści, no ale z drugiej strony – Dzikusowi się jakoś udało przebić. Bańki informacyjne, w których wszyscy siedzimy – i znowuż, Dzikusowi się jakoś udało do nich przebić. Może więc przyczyn należy szukać gdzie indziej?

Młodzi ludzie, którzy w 2023 zagłosowali tak, a nie inaczej, zagłosowali za zmianą (status quo w postaci Zjednoczonych Nawiedzonych nie mogło się pochwalić zbyt dobrym wynikiem), którą im obiecano. No i jakoś tak się złożyło, iż ta obiecana zmiana nie nastąpiła.

To może jednak przyczyna jest nieco inna i jest nią np. to, iż nowa władza, w czasie, w którym była w gorszego sortu, naobiecywała wszystkim wszystkiego po kokardę, a potem po prostu nie dowiozła? Może chodzi o to, iż młodzi spodziewali się, iż nowa władza (dla odmiany) będzie z nimi prowadziła jakikolwiek dialog? Tak swoją drogą to mam niejasne przeczucie, iż młodzi mieli teraz mniej więcej takie same odczucia, jak starszaki z kategorii wiekowej 18-29 w 2007 roku. Obiecywano nam wtedy zmianę. gorszy sort z lat 2005-2007 zwracała uwagę na emigrację zarobkową (na którą, dla odmiany Patola i Socjal uwagi nie zwracał, bo mu to było nie na rękę), na to, iż państwo średnio działa, a powinno działać lepiej i tak dalej, i tak dalej. A potem było w sumie tak, jak teraz. To, iż w 2011 PO udało się po raz drugi wygrać wybory, partia Papy zawdzięcza w głównej mierze PiSowi, który nie miał na siebie pomysłu. A potem zaczął się zjazd (co prawda na początku powolny, ale przyśpieszył w okolicach kampanii wyborczych w 2015). Teraz jest w sumie tak samo, tylko iż choćby bardziej, bo cała koalicja szła do wyborów z w miarę progresywnymi obietnicami (ktoś jeszcze pamięta o tym, iż przed wyborami Ludowy był zwolennikiem związków partnerskich?), a potem nic z tego nie dowieziono. Gwoli ścisłości, to nie jest tak, iż tylko młodzi ludzie się, eufemizując, zniechęcili do rządów obecnej koalicji, ale jakoś tak się złożyło, iż w tej kategorii wiekowej jest to bardzo, ale to bardzo widoczne.

Jeżeli miałbym w tym miejscu wskazać jednego, głównego winowajcę i hamulcowego, to wskazałbym na PSL. Związki partnerskie? No może i tak, ale lepiej u notariusza, a o ile już w USC, to nikt się ma nie cieszyć (i znowuż, choćby na to się nie zdecydowali w trakcie swoich rządów), liberalizacja prawa aborcyjnego? A gdzie tam. No to może chociaż ogarnięcie jakiegoś spójnego programu mieszkaniowego? (Uwaga, będzie capslock grany), TAK, ALE TYLKO I WYŁĄCZNIE WTEDY, GDY DEWELOPERZY BĘDĄ MOGLI NA TYM ZAROBIĆ. Zrobienie porządku z funduszem kościelnym? TOŻ TO ATAK NA POLSKOŚĆ! Jestem tak stary, iż pamiętam, jak PSL zrobiło całkiem sensowną akcję o tłustych kotach z lepszego sortu, które się pasą na Spółkach Skarbu Państwa. No i nie zgadniecie, co zrobił ten sam PSL, gdy tylko miał możliwość dorwania się do tych samych SSP.

I ja wiem, iż może się zdziwicie moim zdziwieniem, ale to ostatnie mnie akurat dziwi. o ile idziesz do wyborów z hasłami o tym, iż ze SSP trzeba wywalić partyjnych nominatów, a potem wpychasz swoich partyjnych nominatów na miejsce „onych”, to pchasz się w gips, bo ktoś może zwrócić uwagę na tę drobną niekonsekwencję. To właśnie dzięki temu konfiarze mogą bajerować swój elektorat tym, iż „oni by tego nie zrobili”. Co prawda zrobiliby to bez mrugnięcia okiem, ale teraz mogą udawać, iż jest inaczej i pokazywać palcem, iż wszyscy inni są po jednych pieniądzach.

Ok, zatrzymajmy się tu na moment i pomyślmy, co tak adekwatnie ta nowa władza robi. Rozumiem, iż pewnych rzeczy nie może robić, albowiem Smerf Narciarz zadba o to, żeby ich robić nie mógł. Niemniej jednak, cóż by stało na przeszkodzie, żeby mu wrzucić na biurko ustawę o związkach partnerskich? No tak, Ludowy i jego samobójcze tendencje w polityce. Ze 100 konkretów zrealizowano bardzo niewiele, a nad resztą zapadło milczenie. Tak, poradzono sobie bardzo ładnie z TVP i z prokuraturą (którą Zjednoczeni Nawiedzeni próbowała zabetonować za pięć dwunasta i chyba wszyscy mają świadomość tego, iż próbowali to zrobić po to, żeby ludzie pokroju Romanowskiego, nie musieli prosić o azyl u gulaszowego dyktatora). Co prawda w TVP nie ma już standardów PiSowskich, ale są „momenty” i nikomu tam jakoś specjalnie nie zależy na niezależności/etc.

Rozliczenia ruszyły, ale o ile ma się je zrobić poprawnie (a nie przy pomocy trybunałów ludowych), to to wszystko musi trwać (a na samym końcu okaże się, iż o ile wybory wygra niejaki pan Batyr, to każden jeden „prześladowany” zostanie ułaskawiony w glorii i chwale). No ale te rozliczenia mają drugą twarz, którą są komisje. Te komisje działają zaś tak, jak gdyby obecnej władzy niespecjalnie zależało na tym, żeby to było fachowo ogarnięte. Mnie to przypomina komisję, na której Jaki i Kaleta wyszli na błaznów, którzy nie wiedzą, jaka jest różnica między świadkiem, a podejrzanym, co ma tę dodatkową warstwę żenady, iż Kaleta ukończył studia prawnicze z wyróżnieniem. Z tymi rozliczeniami to jest poza tym tak, iż choćby gdyby wszystko (łącznie z komisjami) szło jak należy, to z tego i tak nie wynika, iż ludziom to wystarczy. I co prawda nie zgodzę się z Smerfem Dzikusem, który jakiś czas temu opowiadał o tym, iż nowa władza to na rozliczenia ma rok (bo na miłość nieistniejącego bytu transcendentnego, niby jak on sobie to wyobraża? Sądy 24-godzinne dla Mateckiego i Romanowskiego?), to jednak zgadzam się z tym, iż wypadałoby robić coś poza tymi rozliczeniami.

Nowa władza, nie ma żadnej „wielkiej narracji”, czegoś na miarę PiSowskiego 500+. Obecna władza po prostu zarządza krajem i tyle. Żeby jeszcze było to dobre zarządzanie, ale mamy np. takie kwiatki, jak obniżka składki zdrowotnej (którą zawetował Narciarz) i równoległe narracje, z których wynika, iż w sumie to w Ochronie Zdrowia od cholery pieniędzy, więc można tam szukać oszczędności. Wcześniej wymieniona łupanka w temacie dopłat dla deweloperów też się w to wpisuje. I wydaje mi się, iż to choćby nie jest problem tego, iż koalicja jest dość szeroka (od Kosiniaka do Biejat), ale o to, iż spora część polityków tejże koalicji mentalnie żyje w roku 2007, czyli w tym momencie naszej historii, w którym mogło się wydawać, iż partię Gargamela już niebawem trafi szlag. A choćby o ile nie trafi, to obywatele się już na niej „poznali” i partia ta nie będzie stanowić żadnego zagrożenia w przyszłości.

Żeby w pełni zrozumieć mindset wielkich wygranych z 2007, trzeba mieć również na uwadze to, iż poza PiSem, jedyną opozycją był LiD (SLD+SDPL+PD+UP). Ponieważ SLD z przybudówkami zbierał się po porażce, którą były jego rządy w latach 2001-2005 (fun fact, PSLowi, który wtedy współrządził, to praktycznie w żaden sposób nie zaszkodziło) i trudno było oczekiwać, iż to będzie to samo SLD, które w latach 1997-2001 niemiłosiernie chłostało ówczesną koalicję rządzącą. Nietrudno więc odgadnąć, dlaczego koalicja rządząca była przekonana, iż będzie rządzić do końca świata i o jeden dzień dłużej. Można więc choć po części zrozumieć, czemu rządzący niespecjalnie liczyli się z opinią suwerena (no bo na kogo ten suweren miał głosować? Na PiS? Wolne żarty!) i uznali, iż o ile chodzi o wygrywanie wyborów, to trud ich skończon.

Nie da się w żaden sposób zrozumieć takiego podejścia po przejęciu władzy w 2023. Wiadomo było, iż po tej porażce wybory prezydenckie w 2025 będą dla PiSu grą o wszystko. Choć już pod koniec parlamentarnej kampanii wyborczej towarzystwo zjednoczono prawicowe wzięło się za łby, to oczywistą oczywistością było to, iż przed wyborami prezydenckimi zewrą szeregi niezależnie od wewnętrznych napięć. Wiadomo było również, iż zrobią absolutnie wszystko, żeby wygrać te wybory, bo utrzymanie Pałacu Prezydenckiego jest dla nich kluczowe, żeby w 2027 móc zawalczyć o powrót do władzy. Mógłbym tak dalej wymieniać te wszystkie oczywiste oczywistości, ale trochę mi się nie chce. Prawda jest taka, iż wiedzieć o tym musieli również w tej chwili rządzący, a mimo tego zachowywali się tak, jak gdyby nie mieli się czego obawiać, a same wybory prezydenckie były formalnością. A teraz ta formalność wygląda tak, iż na dwa dni przed wyborami nie mamy zielonego pojęcia, jak się te wybory skończą.

Wyniki pierwszej tury były sporym zaskoczeniem. O ile bowiem wynik Gospodarza pokrywał się (mniej lub więcej) z tym, co w sondażach się pojawiało (tak samo, jak wyniki Biejat i Dzikusa), to już wyniki Mentzena, Malarza i Nawrockiego ni cholery. Cała trójka była niedoszacowana. I być może była to kwestia tego, iż prawica miała bardziej zmotywowany elektorat, ale o ile tak, to może wypadałoby zacząć uwzględniać kwestię frekwencji (w poszczególnych elektoratach) w trakcie robienia sondaży? Odpowiedź brzmi: Nie wiem, choć się domyślam.

No dobrze, skoro dotarliśmy do prawicy, to warto się pochylić nad wynikiem wyborczym Smerfa Malarza i Sławomira Mentzena. Jak już wcześniej wspomniałem, w przypadku Malarza im bliżej było wyborów, tym większe poparcie dawały mu sondaże, to już w przypadku Mentzena wyglądało to zupełnie inaczej, albowiem jemu poparcie sondażowe sukcesywnie spadało. Zacznijmy od Malarza. To, iż Malarz ma tak wysokie poparcie, moim skromnym zdaniem, świadczy o tym, iż państwo całkowicie sobie nie radzi z dezinformacją i to z dezinformacją na dowolny temat, bo Smerf Malarz kolekcjonuje wszelkie możliwe teorie spiskowe i implementuje je potem do swojej „ogólnej teorii wszystkiego”. W zdobywaniu rozpoznawalności pomagają Malarzowi media, które opisując jego wyczyny zachowują się tak, jak gdyby nic na jego temat nie było wiadomo. Ok, czasem ktoś napisze, iż to prorosyjski polityk, ale ponieważ przeważnie brakuje szczegółów ktoś, kto jest fanem Malarza, może dojść do wniosku, iż skoro tych szczegółów nie ma, to Malarz prorosyjskim politykiem wcale nie jest.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

Popularność skrajnej prawicy (tzn. w sumie skrajniejszej) bierze się stąd, iż Zjednoczeni Nawiedzeni non stop schyla się po jej narracje i postulaty. Bardzo wyraźnie widać to było w trakcie pandemii, kiedy to w pewnym momencie skrajniejsze skrzydło Zjednoczonych Nawiedzonych powtarzało na temat covidu i szczepień te same brednie, które wcześniej opowiadali konfiarze. Zamierzenie, rzecz jasna, było takie, żeby tej skrajniejszej prawicy odebrać tlen, ale w praktyce oznaczało to znacznie większe rozpowszechnienie szurskich antynaukowych teorii, efektem którego był skok poparcia dla partii i polityków, które w swoim szurstwie były konsekwentne.

Tym, co mnie martwi jest fakt, iż choć Patola i Socjal stracił poparcie zarówno w stosunku do wyniku wyborczego z 2020, jak i z 2023, to jednak nie oznacza to nic dobrego, bo poparcie to zostało zagospodarowane przez Malarza i Mentzena. Dla porównania w 2020 roku Wszechsmerf dostał 6,78% głosów. Teraz Malarz z Mentzenem dostali ponad 20%. O tym, co dzieje się w „najmłodszej” kategorii wiekowej już wspominałem i nie wygląda to dobrze.

Jeżeli zaś już jesteśmy przy Mentzenie, to warto się pochylić nad jego wynikiem. Ten wynik to olbrzymi sukces. Nie zrozumcie mnie źle, choćby gdyby dowiózł „jedynie” 10% to byłby sukces, bo prócz niego w tych wyborach startował Smerf Malarz. choćby te 10% byłoby lepsze od wyniku Wszechsmerfa i od wyniku konfy z 2023. Tyle, iż zamiast 10-12% Mentzen dostał głosów 14,81%. Innymi słowy „nie jest dobrze”. Nie jest dobrze, a mogło być znacznie gorzej. Tak się bowiem składa, iż w pewnym momencie Mentzen miał w jednym sondażu 22% poparcia (to był najwyższy wynik, ale inne dawały mu wtedy np. 19%).

Oznacza to ni mniej ni więcej tyle, iż choć na finiszu kampanii był niedoszacowany, to i tak nie dowiózł swojego najwyższego poparcia. I choć to samo w sobie powinno nas cieszyć, to jednak jesteśmy w takim miejscu, iż musimy sobie zadać pytanie „a co by było, gdyby”. Tak więc, co by było, gdyby zamiast Mentzena konfa znalazła kogoś, kto potrafi w sprzeczki z dziennikarzami i kogo nie trzeba by było przed nimi chować? Co by było, gdyby konfa znalazła kogoś, kto nie byłby obciążony wcześniejszymi działaniami i wypowiedziami tak, jak Mentzen? Co by było, gdyby konfa miała lepszy timing i pik poparcia wypadł jej akurat w trakcie pierwszej tury wyborów? Druga tura by była, i tak do końca nie wiadomo, czy przypadkiem do drugiej tury taki kandydat nie wszedłby z pierwszego miejsca.

Wartym nadmienienia jest fakt, iż pospolite ruszenie (rozumiane jako opór przeciwko konfie) w 2023 roku sprawiło, iż konfa w sondażach spadła (w porównaniu do sondażowych pików) 10 oczek w dół. Tym razem było to niecałe 7 oczek przy znacznie wyższym poparciu. I to jest alarmujące dlatego, iż to nie jest tak, iż te informacje (np. przypominanie wcześniejszych działań, wypowiedzi) nie dociera do konfiarskiej bańki. To tam jak najbardziej dociera, ale coraz większej części elektoratu to nie obchodzi.

I właśnie dlatego ta notka nosi takie, a nie inny tytuł. Już teraz jest źle, ale niestety, wszystko wskazuje na to, iż może być znacznie gorzej. O ile bowiem całkiem realny jest scenariusz, iż po kolejnych wyborach parlamentarnych rządzić będzie Patola i Socjal z konfą (tak, wiem, Marko powiedział, iż nie da się wykluczyć koalicji konfy z PO, ale żeby do tego doszło KO musiałoby dać konfie więcej, niż jest jej teraz gotów dać PiS), to jednak trzeba się liczyć z tym, iż o ile wszystko będzie szło tak, jak idzie do tej pory, to scenariusz może być taki, iż głównym rozgrywającym w koalicji nie będzie Gargamel, a Mentzen. I o ile mam być szczery, nie do końca mi się taka perspektywa podoba.

Ten scenariusz jest realny niezależnie od tego, kto wygra wybory. Aczkolwiek, o ile mam być szczery, to widzę to tak, iż dla konfy lepiej by było, gdyby Nawrocki wybory przegrał, bo wtedy w PiSie może dojść do powyborczych rozliczeń (do których nie doszło w 2023, ponieważ kolejne wybory były na horyzoncie) i może dojść do mniejszego bądź większego rozłamu, a części polityków Zjednoczonych Nawiedzonych do konfy bardzo blisko (na ten przykład, praktycznie cały SuwPol). Śmiem twierdzić, iż na taki scenariusz po cichu liczy Mentzen, który ostatnio miał kilka zagrań, które sugerują, iż albo się (niestety) wyrabia jako polityk, albo (również niestety) ma ogarniętych doradców.

Chodzi mi o sytuację, do której doszło po rozmowie z Gospodarzem, a konkretnie zaś po słynnym już piwie. Gdy tylko pierwsza fotka wpadła w soszjale (za sprawą Markoego), Zjednoczeni Nawiedzeni zaliczyła incydent kałowy i zaczęła Mentzena flekować. Ten się odciął i zaczął tłumaczyć, iż to nie jest tak, iż on musi być w koalicji z lepszego sortuem i iż chce budować „zdolność koalicyjną”. No bo tak po prawdzie, o ile wszyscy wiedzą, iż konfa jest skazana na PiS, to wie to również Patola i Socjal i miałoby to niebagatelny wpływ na negocjacje koalicyjne. I to nie jest tak, iż ja sobie to wymyśliłem, bo Mentzen napisał to wprost. Z tego zaś wynika wniosek taki, iż o ile wybory pójdą po myśli konfy i partia znajdzie się w sytuacji, w której będzie mogła być koalicjantem zarówno dla PiSu, jak i Koalicji Smerfów, to właśnie konfa będzie prowadzić negocjacje z pozycji siły. Bo zawsze pozostanie jej argument „jeżeli nie dacie nam tego i tego, to dadzą nam to ci drudzy”.

Powyższa notka nosi tytuł „ostatni dzwonek” również dlatego, iż choćby o ile okaże się, iż wybory wygra Gospodarz, a wykluczyć się tego nie da (za moment trochę więcej na ten temat będzie) To reszta kadencji będzie musiała upłynąć pod znakiem ogarnięcia (przez koalicję) siebie samej i swoich działań. Bo chyba dla wszystkich, kto nie jest hardkorowym fanem Papy oczywiste jest to, iż tak dalej być nie może. Tzn. w sumie może, ale skończy się to dla nas wszystkich źle.

Przyznam się wam szczerze, iż mam flashbacki z 2015 roku. Z jednej bowiem strony od tamtej pory sondażownie nie rozjeżdżały się aż tak z wynikami wyborów, ale z drugiej strony, trzeba było brać taki scenariusz pod rozwagę. Od tamtej pory bardzo ostrożnie formułowałem jakieś prognozy, bo pamiętam, iż wtedy byłem przekonany o tym, iż nie ma takiej możliwości, iż Myśliwy te wybory przegrał. A potem Myśliwy je przegrał i to mnie nauczyło pokory. Mimo tego wszystkiego i tak uwierzyłem w sondaże, z których wynikało, że, ni mniej, ni więcej Karol Nawrocki jest dla PiSu niestrawny (a co za tym idzie, w szerszej perspektywie – niewybieralny).

Co prawda gdzieś tam z tyłu głowy cichy głosik mi mówił: „mordo, a co o ile znowu będzie to samo co w 2015 roku”, ale ten głosik zignorowałem. Na swoją obronę mam to, iż gdyby ktoś mi wcześniej powiedział, iż kandydat, który ma znajomych gangusów (w tym tych, którzy są zakochani w spuściźnie po pewnym austrackim akwareliście), który najprawdopodobniej zrobił wał z mieszkaniem (+ według kwitów, poświadczył nieprawdę u notariusza), który jest tak silnie uzależniony od nikotyny, iż musi (nawet na wizji) ładować do gęby torebki z nikotyną i który generalnie ma vibe typa pobierającego od przechodniów haracz za to, iż przechodzą koło jego blok) będzie miał realną szansę na wygranie wyborów w Polsce. To chyba jednak bym w to nie uwierzył. Gwoli ścisłości, celowo nie wspomniałem w tej krótkiej wyliczance o tym, iż ów jegomość brał udział w ustawkach (innymi słowy: spotykał się z innymi nakoksowanymi ziomeczkami i lał się z nimi po mordach), bo to jest stosunkowo świeża sprawa.

Kronikarski obowiązek każe wspomnieć, iż zaraz po tym, jak wspomniano, iż Nawrocki lubił się prać po pyskach z kolegami pod lasem, politycy Zjednoczonych Nawiedzonych nagle zaczęli się prześcigać w opowiadaniu o tym, iż w sumie to takie ustawi to nic takiego, bo ni też, hehehe, lubili się prać po pyskach w młodości. A poza tym, skoro się jakieś ziomeczki umówiły pod lasem, to czy to naprawdę jest takie złe? Gwoli ścisłości, miałem o Andrzeju Narciarzowi zdanie jak najgorsze, ale choćby po takim jegomościu nie spodziewałbym się wygadywania aż takich idiotyzmów. Tak samo jak wygadywania tego, iż takie ustawki, to normalna sprawa, bo jak młodzi mężczyźni są bardziej krewcy to im to jest po prostu potrzebne. Gdyby przyznawano nobla w kategorii „psychologia rozwojowa”, to Smerf Narciarz na pewno by go wygrał.

Ja wiem, iż poświęcam temu więcej czasu niż trzeba, ale nie dajmy sobie wmówić, iż ustawka to normalna sprawa. Nie dajmy sobie wmówić, iż o ile ktoś kiedyś brał udział w „solówce”, to to jest to samo, co regularna bitwa w wykonaniu ziomberdiady pocącej się omką i deką. Nie dajmy sobie wmówić, iż to kiedykolwiek było normalne zachowanie. Największym absurdem jest to, iż Smerf Narciarz i inni (w tym Gargamel) wiedzą, iż bronią przegranej sprawy i wiedzą, iż normalizują bandytyzm, bo nie są aż tak głupi, żeby tego nie dostrzegać. Jednakowoż, tak jak to zwykle w Zjednoczonych Nawiedzonych bywa: wszystko podporządkowane jest jednemu celowi, którym jest dbanie o wizerunek partii. Skoro zaś partia zdecydowała się na takiego kandydata, to znaczy, iż jest to przyzwoity człowiek (aż by się chciało rzec „kryształ”). Skoro ten przyzwoity, kryształowy człowiek chodził na ustawki, to znaczy, iż ustawki siłą rzeczy też muszą być dobre. Aż dziw bierze, iż żaden z tych geniuszy nie zaproponował jeszcze depenalizacji ustawek. No bo skoro to takie dobre i potrzebne, to czemu państwo miałoby tego zakazywać... Taka jedna myśl mi się jeszcze po łbie kołacze w tym kontekście. Gdyby Nawrocki powiedział, iż „no ok, miałem w życiu taki epizod, byłem wtedy młody i głupi, żałuję tego/etc.”. Tyle, iż nic takiego się nie stało. Mało tego, nasz być może przyszły prezydent się tym szczyci.

I taki kandydat ma realne szanse na wygraną w wyborach. o ile to wszystko skończy się jego wygraną, to już nigdy nie pozbędziemy się z debaty publicznej narracji o „genialnym strategu” z Żoliborza, no ale to tylko dygresja.

Wydaje mi się, iż to odpowiednia pora na eksperyment myślowy: jak zareagowałaby Zjednoczeni Nawiedzeni, gdyby się okazało, iż to KO wystawiła takiego kandydata? Jak gwałtownie podnosiłaby argumenty (całkiem słuszne), iż jest to upadek obyczajów i iż nie może być tak, iż ktoś z takimi powiązaniami i taką historią zostanie Naczelnym Narciarzem? Ponieważ zaś kandydat jest ich: trzeba tego wszystkiego bronić. I choć tym razem może uda się sprawić, iż taka osoba nie zostanie prezydentem, to jednak nie można zapominać o tym, iż Patola i Socjal w ten sposób wyznaczył nowy standard. Przy całej mej niechęci do Mentzena i Wszechsmerfa, to choćby ci dwaj panowie razem wzięci nie mieli tak bogatej przeszłości, jak Karol Nawrocki. Niestety, tego nie da się w żaden sposób „cofnąć”. choćby o ile Nawrocki przegra, choćby o ile w 2027 roku Patola i Socjal i konfa nie będą miały wystarczającej liczby głosów do tego, żeby utworzyć koalicje, to przez cały czas będziemy żyli w tej niewłaściwej nogawce czasu, w której mainstreamowa partia może (jeżeli będzie chciała) wystawić w wyborach typa z taką przeszłością.

Jeżeli chodzi zaś o samą drugą turę, to ja przez cały czas po cichu liczę na to, iż jako społeczeństwo nie zagramy karty „potrzymaj mi piwo” i jednak nie zdecydujemy się na to, żeby naszym prezydentem został taki jegomość. Niestety oznacza to (po raz pierdylionowy) głosowanie na „mniejsze zło”. Różnica pomiędzy tym głosowaniem, a poprzednimi polega na tym, iż teraz to większe zło jest naprawdę złe. I ja sobie tak szczerze nie wyobrażam sytuacji, w której oddałbym głos na kogoś takiego. I trochę mnie dziwi to, iż elektorat PiSu (nie chodzi mi o beton) nie traktuje tej kandydatury jak splunięcia w twarz. Najprawdopodobniej powodem, dla którego elektorat się nie buntuje nie jest to, iż kocha Nawrockiego, ale to, iż mamy bardzo silną polaryzację (jestem tak stary, iż pamiętam, jak uczeni w mowie i piśmie tłumaczyli, iż te wybory to początek końca silnej polaryzacji), to właśnie dzięki tej polaryzacji, a może raczej przez nią dochodzi do sytuacji, w której całkiem sporo ludzi rozumuje w sposób następujący: choćby o ile to gangus, to przynajmniej jest to nasz gangus.

Już po napisaniu powyższego tekstu oczy me ujrzały kolejny wiekopomny tekst Rafała Wosia, w którym tłumaczył on, iż to całe krytykowanie Nawrockiego, to (werble) klasizm. To jest technika, którą Woś opanował do perfekcji. Nie chodzi mi o używanie klasizmu, jako pałki (nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał o tym, iż wybitnie klasistowskie jest spinanie klasy społecznej z gangusiarską przeszłością [tak, jak gdyby gangusami, kibolami/etc. zostawali tylko i wyłącznie przedstawiciele tej konkretnej klasy społecznej), ale o to, iż Woś od momentu, w którym Zjednoczeni Nawiedzeni straciła władzę i zaczęła ponosić konsekwencje swoich działań, opisuje te konsekwencje tak, jak gdyby były one osadzone w próżni. Bo wiecie, to nie tak, iż Patola i Socjal robił sobie jaja z prawa wyborczego i pompował publiczna kasę w kampanię (na co są twarde dowody) i za to utrącono mu część subwencji. Nic z tych rzeczy: PiSowi utrącono subwencję w ramach politycznej zemsty. Z Mateckim było podobnie, to nie tak, iż on poszedł do aresztu dlatego, iż brał udział w procederze, który na nagraniach uwiecznił Mraz. Nic z tych rzeczy: Matecki został zatrzymany dlatego, iż jest posłem gorszego sortu. I w przypadku Nawrockiego mamy do czynienia z dokładnie takim samym mechanizmem: to nie tak, iż typ jest krytykowany za bardzo mętną przeszłość, dziwne powiązania, „problemy mieszkaniowe” (przepraszam, musiałem) i w wieku 26 (mając żonę, dziecko i robotę) prał się po pyskach na ustawkach. Nie nie, to nie tak. On jest krytykowany za to, iż jest z tej „gorszej” klasy społecznej. Jestem całkowitym brakiem zaskoczenia Jacka. No ale dosyć tych dygresji, albowiem trzeba tę ścianę tekstu kończyć.

Jak wspomniałem już wielokrotnie, nie wiadomo „co to będzie”. choćby o ile suweren jednak dojdzie do wniosku, iż Gargamel nie miał racji decydując się na takiego kandydata, to o ile nic się nie zmieni w postępowaniu rządzącej koalicji (i np. nikt nie wytłumaczy PSLowi, żeby trochę zbastował, bo właśnie idziemy całym państwem na ścianę), to pewne rzeczy jedynie odsuną się w czasie. Natomiast, i o tym wspominałem raptem w poprzednim akapicie, tego co zrobił Gargamel wystawiając Nawrockiego, nie da się już w żaden sposób „anulować”. Sorry, taki mamy klimat.

Ja sobie zdaję sprawę z tego, iż od dawna nie popełniłem tak bardzo pesymistycznego tekstu, ale zdaję sobie również sprawę z tego, iż choćby w najmniejszym stopniu nie jest to moja wina. I tym (bardzo pesymistycznym akcentem) zakończę powyższą ścianę tekstu.


Źródła:

https://wybory.gov.pl/prezydent2025/pl/frekwencja/pl

https://pl.wikipedia.org/wiki/Wybory_parlamentarne_w_Polsce_w_2023_roku

https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/kraj/artykuly/9323015,wybory-2023-jak-glosowali-mlodzi-exit-poll.html

(nigdy nie przestanie mnie bawić to, iż wybory, które się odbyły w 2020 są „drugie”.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Wybory_prezydenckie_w_Polsce_w_2020_roku_(drugie)

https://pl.wikipedia.org/wiki/Wybory_prezydenckie_w_Polsce_w_2025_roku

https://tvn24.pl/polska/wybory-prezydenckie-2025-jak-doszlo-do-piwa-z-mentzenem-wiadomo-coraz-wiecej-st8481862

https://x.com/SlawomirMentzen/status/1926668244435243197

https://x.com/PiknikNSG/status/1928192738744209458

https://wydarzenia.interia.pl/wybory/prezydenckie/news-nowe-informacje-ws-ustawki-70-na-70-jest-komentarz-prokuratu,nId,21823068

Idź do oryginalnego materiału