Nadchodzące wybory podkręcają sprzedaż pomp ciepła

1 dzień temu
Zdjęcie: Fot. Depositphotos


Niemcy ruszyli po pompy ciepła w obawie o cięcie dopłat

W Niemczech w ostatnich tygodniach gwałtowni wzrosło zainteresowanie pompami ciepła. Powodem jest prognozowane zwycięstwo centroprawicy w nadchodzących wyborach parlamentarnych, co budzi obawy przed wycofaniem wsparcia do zakupu tych urządzeń - pisze "Financial Times".

Brytyjski dziennik powołuje się przy tym na informacje firmy Thermondo, największego instalatora pomp ciepła na rynku niemieckim, według którego w ostatnich kilku tygodniach zamówienia wzrosły o 2,5-3 razy względem sprzedaży notowanej pod koniec października. Natomiast rekordowe wyniki spółka odnotowała w ostatnim tygodniu listopada.

Z kolei inny z dużych dostawców, firma Enpal, informuje, iż popyt wciąż rośnie. Także branżowe organizacje dostrzegają wzmożenie u klientów, a jego przyczyn upatrują w kalendarzu wyborczym. Przedterminowe wybory, rozpisane po upadku rządu SPD, FDP i Zielonych, mają się odbyć w lutym.

Według sondaży największe szanse na zwycięstwo ma centroprawicowy blok CDU/CSU. Jego przedstawiciele zapowiadają odejście od przepisów, których celem jest przyspieszenie wymiany kotłów gazowych na pompy ciepła. Promowane ma być natomiast przechodzenie na niskoemisyjne źródła ciepła, bez preferowania żadnej konkretnej technologii, co uspokoić wyborców niechętnych do rezygnacji z kotłów gazowych.

Tymczasem obecny, wart miliardy euro system wsparcia, jest bardzo korzystny dla potencjalnych nabywców pomp ciepła, gdyż dotacja może pozwolić na pokrycie do 70 proc. kosztów zakupu oraz instalacji urządzenia.

Cytowany przez "Financial Times" Thomas Heim, dyrektor firmy Viessmann, obecny system wsparcia ocenił jako najbardziej atrakcyjny w historii. Natomiast zapowiedzi polityków, dotyczące wycofania wsparcia, określił jako "populistyczne dyskusje, które szerzą niepewność wśród ludności".

Choć ostatnie tygodnie dla sprzedawców pomp ciepła w Niemczech są bardzo dobre, to nie zmienia to jednak faktu, iż 2024 r. z szacowanym wynikiem sprzedaży na poziomie ok. 200 tys. sztuk był dla branży o wiele słabszy niż rok 2023 r., gdy sprzedano rekordowe 356 tys. urządzeń.

Przedstawiciele sektora wskazują jednak, iż czynnikiem wspierającym w kolejnych latach rynek będzie objęcie od 2027 r. systemem handlu emisjami również budynków, co dodatkowo zwiększy konkurencyjność eksploatacji pomp ciepła względem kotłów gazowych.

Norwegowie kupują już niemal wyłącznie elektryki

Wśród nowych samochodów sprzedawanych w 2024 r. w Norwegii auta w pełni elektryczne stanowiły 89 proc. pojazdów. Celem kraju jest odejście od zakupu pojazdów spalinowych w 2025 r. - podkreśla Reuters.

Rok wcześniej udział elektryków w sprzedaży wyniósł 82 proc. Najlepiej sprzedającymi się markami w 2024 r. były Tesla, a następnie Volkswagen i Toyota. Chińskie marki wybierał co dziesiąty kupujący.

Według danych Norweskiej Federacji Drogowej (OFV), w 2024 r. udział samochodów elektrycznych wśród aut poruszających się po tamtejszych drogach wzrósł o ponad 4 pkt. proc. - do 28,6 proc., ustępując tylko pojazdom z silnikami diesla (36,1 proc.), a wyprzedzając auta na benzynę (23 proc,) i hybrydy (12,3 proc.).

Norwegia swoimi wynikami zakupu elektryków zostawia daleko w tyle inne kraje. Dla porównania - według danych po jedenastu miesiącach ubiegłego roku - udział aut elektrycznych wśród nowo kupowanych pojazdów wyniósł ponad 50 proc. w Danii, kolejno 34 i 33 proc. w Holandii i Szwecji, ponad 28 proc. w Finlandii i Belgii, około 19 proc. w Portugalii, Szwajcarii i Wielkiej Brytanii, 17 proc. w Austrii i Francji.

W Niemczech był to wynik zbieżny z unijną średnią wynoszącą 13,4 proc. Chiny zanotowały wynik ponad 27 proc., a USA (według danych po trzech kwartałach) niespełna 9 proc.

Według cytowanych przez Reutersa ekspertów Norwegia, która jest potentatem w wydobyciu ropy i gazu, może stać się pierwszym krajem na świecie, jaki przestanie kupować samochody spalinowe. Jako główną przyczynę tego sukcesu jest wskazywana atrakcyjna i konsekwentna polityka wsparcia, dzięki której kupujący elektryki korzystają ze zwolnień podatkowych. Z kolei wysokie opodatkowanie jest utrzymywane wobec pojazdów spalinowych.

Ponadto Norwegia nie ma rozwiniętego przemysłu motoryzacyjnego, co sprawia, iż nie istnieje tam branżowe lobby, które sprzeciwiałoby się niekorzystnym dla aut spalinowych przepisom - tak, jak dzieje się to chociażby w takich krajach Unii Europejskiej jak Niemcy, Francja czy Włochy w związku z planowanym od 2035 r. zakazem rejestracji pojazdów napędzanych paliwami kopalnymi.

Gazowa elektrownia plastrem na przecięty kabel

Estońskie władze przeznaczą 100 mln euro na budowę nowej elektrowni gazowej, aby zwiększyć bezpieczeństwo energetyczne kraju. To reakcja na niedawne uszkodzenie podmorskiego interkonektora, który łączy Estonię z Finlandią - informuje Bloomberg.

Do uszkodzenia elektroenergetycznego połączenia Estlink 2 doszło na fińskich wodach 25 grudnia, a dokonać tego miała kotwica tankowca Eagle S, pływającego pod banderą Wysp Cooka, płynącego z ładunkiem rosyjskiej benzyny do Egiptu.

Okręty fińskiej marynarki zatrzymały tankowiec zanim wypłynął na wody międzynarodowe, a następnie sprowadziły go do portu Porvoo. Podejrzenie o źródło sabotażu, który doprowadził do dużego skoku cen energii, padły na Rosję.

Operator przesyłowy energii elektrycznej Fingrid złożył już w sądzie w Helsinkach wniosek o skonfiskowanie Eagle S, co uzasadnia kosztami naprawy kabla. Liczące 170 km długości połączenie będzie wyłączone z użytkowania do końca lipca.

Choć władze Estonii zapewniają, iż uszkodzenie interkonektora nie zagraża dostawom energii, to jednocześnie przyznają, iż momentu jego ponownego uruchomienia dodatkowe koszty dla odbiorców energii wyniosą od 39 do 100 mln euro.

Jednocześnie - jak podaje Bloomberg - estońskie władze podjęły decyzję o dokapitalizowaniu państwowej spółki energetycznej Eesti Energia kwotą 100 mln euro, które mają stanowić wsparcie do budowy nowej elektrowni gazowej.

Ma ona wzmocnić bezpieczeństwo energetyczne kraju, ale zostanie uruchomiona nie wcześniej niż w 2028 r. Aktualnie dyspozycyjne moce estońskiego systemu elektroenergetycznego bazują na 1,2 GW mocy w elektrowniach opalanych tradycyjnym paliwem tamtejszej energetyki, czyli łupkami bitumicznymi.

Tallin w obawie o uszkodzenie sąsiedniego interkonektora EstLink 1 wysłał okręt, który ma patrolować okoliczne wody. Kristen Michal, estoński premier, stwierdził natomiast, iż "Rosja szuka nowych okazji, aby zaszkodzić Estonii i innym krajom europejskim".

Wcześniej, w październiku 2023 r., doszło do uszkodzenia fińsko-estońskiego gazociągu Balticconnector. Po naprawie ponownie uruchomiono go w kwietniu 2024 r. Podejrzenie o uszkodzenie gazociągu padło na chiński statek Newnew Polar Bear, pod banderą Hongkongu, który płynął wówczas z Królewca do Petersburga.

Brytyjczycy nie chcą sąsiedztwa sieci przesyłowych

Rośnie sprzeciw lokalnych społeczności w Wielkiej Brytanii przeciwko budowie nowych napowietrznych linii przesyłowych, które są potrzebne do rozwoju odnawialnych źródeł energii - informuje "Financial Times".

Dziennik przypomina, iż rządząca od ubiegłego roku Partia Pracy wśród swoich głównych celów ma rozwój odnawialnych źródeł energii. Celem jest dekarbonizacja brytyjskiego systemu elektroenergetycznego do 2030 r.

Problem w tym, iż rozwój OZE nie jest możliwy bez budowy nowych sieci przesyłowych, a te nie podobają się mieszkańcom tych terenów, gdzie wyznaczono ich przebieg. Dotyczy to zwłaszcza sieci, które mają dostarczyć energię z morskich farm wiatrowych.

Wśród argumentów przeciwników tych inwestycji wybrzmiewają kwestie związane z ingerencją w lokalne ekosystemy, wywłaszczeniami terenów rolnych, a także z negatywnym wpływem na walory krajobrazowe, co może zaszkodzić turystyce.

W nadchodzących latach potrzebna jest budowa około 4500 km podmorskich oraz 1000 km naziemnych linii przesyłowych. Jedną z nich jest budząca duże emocje społeczne 180-kilometrowa linia z Norfolk do Tilbury nieopodal Londynu. Jej budowa będzie wymagała postawienia co najmniej 520 słupów, z których każdy będzie miał około 50 m wysokości.

National Grid, brytyjski operator systemu przesyłowego, ocenia, iż rządowy cel dekarbonizacji energetyki do 2030 r. jest możliwy. Jednak jeżeli do sieci ma zostać przyłączone w tym czasie kolejne 35 GW mocy w morskich wiatrakach, 13 GW w lądowych farmach wiatrowych oraz 30 GW w fotowoltaice, to średnio rokrocznie należy wydawać na inwestycje sieciowe 40 mld funtów.

W ciągu najbliższych pięciu lat nowych sieci trzeba wybudować w Wielkiej Brytanii więcej niż przez całą ostatnią dekadę. To oznacza, iż biurokratyczne bariery, spowalniające inwestycje, muszą zostać usunięte. Narastające protesty społeczne stanowią dodatkowe zagrożenie dla ambitnych planów.

"Financial Times" wskazuje, iż niektórzy przeciwnicy planowanych projektów postulują, aby linie napowietrzne zastąpić kablowymi. National Grid odpowiada, iż jest to możliwe w niektórych przypadkach na cennych przyrodniczo terenach, ale sieci kablowe są choćby od pięciu do dziesięciu razy droższe w budowie niż napowietrzne.

Dlatego gdyby wszędzie nowe sieci napowietrzne miałyby zostać zastąpione podziemnymi kablami oznaczałoby to o wiele dłuższą, a przede wszystkim droższą budowę linii przesyłowych. Koszty takiej infrastruktury musiałyby później zostać uwzględnione w rachunkach odbiorców energii.

Idź do oryginalnego materiału