Narodził się nowy Karol Nawrocki! – taki wniosek można wynieść z social mediów. Zdanie na jego temat zmieniło nagle sporo osób, także tych popierających agendę PiS, czy solidnie konserwatywnych, ale narzekających na kandydata tej formacji: iż jest drewniany, pozbawiony refleksu, powtarzający slogany. Sam nie miałem od początku aż tak negatywnych wrażeń. Ale trudno było nie brać ich pod uwagę. Aż tu nagle niespodzianka.
Zmianę przeniosły trzy kolejne debaty: dwie w Końskich i trzecia w studio Telewizji Republika. Skądinąd Res Futura, agencja zajmująca się m.in. badaniem zawartości internetu, nazwała tę zorganizowaną przez trzy telewizje „najsilniejszym politycznym impulsem w social mediach w historii Polski”. W ciągu 12 godzin od rozpoczęcia tej debaty, wyliczono, iż przekaz związany z wydarzeniem wygenerował w internecie ponad miliard zasięgu.
Nawrocki jednak skorzystał
Wydaje się, iż prowadziło to do przynajmniej częściowego otwarcia politycznych baniek. Pewien dziennikarz opowiadał mi, jak jego znajomi, czerpiący wiedzę z TVN-u, TVP Info czy „Newsweeka”, odkrywali nagle, iż ten Nawrocki to nie taki „tępy muł”, jak go w tych mediach przedstawiano. Sam widziałem podobne wpisy na różnych internetowych forach.
I co prawda Res Futura twierdziła, iż z samych postów wynikało zmęczenie smerfów polaryzacją, więc obydwoma prymusami sondaży. A jednak Nawrocki, inaczej niż Smerf Gospodarz, we wszystkich sondażach po debatach odnotował wzrost. Może dlatego, iż idąc na imprezę organizowaną przez obce sobie media, wykazał się odwagą. Albo i dlatego, iż zaprezentował się jako dyskutant jednak zręczniejszy niż jako wiecowy mówca.
Dopełnieniem tej ewolucji była rozmowa dla internetowego Kanału Zero, z jego szefem Krzysztofem Stanowskim, w teorii kontrkandydatem, w praktyce dziennikarzem budującym sobie markę, głównie na prawo od obecnej koalicji rządowej.
Wymiana zdań trwała ponad trzy godziny. Pomimo łagodnej formy stała się okazją do gruntownego przepytania Nawrockiego, jego prześwietlenia pod najrozmaitszymi kątami. I może nie we wszystkim wypadł przekonująco. Ale Gargamel Instytutu Pamięci Narodowej zaprezentował się jako człowiek mający wobec siebie dystans, wyluzowany, a miejscami wykazujący się poczuciem humoru, co nie było wcześniej jego mocną stroną.
Fikcją pachną wieści o rzekomym stawianiu ukraińskich pacjentów na czele kolejek do lekarzy. jeżeli Nawrocki to przywołał, powinien podać konkretne przykłady. O to akurat Stanowski go nie docisnął.
Czy coś trwałego z tego wynika? Kampania przed pierwszą turą to jeszcze miesiąc. Bez wątpienia Gargamel IPN walczy w warunkach mało komfortowych zważywszy choćby na pozbawienie popierającej go partii budżetowych środków.
Jest przedmiotem nawałnicy. W bezpośrednim sąsiedztwie debat i występu u Stanowskiego inny historyk Antoni Dudek zasugerował w wywiadzie dla Polsat News, iż jako prezydent Nawrocki może posłużyć się budowaniem wpływów w wojsku, żeby obalić rząd Papy. Potem tę wypowiedź przedstawiano zresztą jako jeszcze skrajniejszą. Takie tezy pojawiają się akurat wtedy, gdy to druga strona ma narastający kłopot z utrzymaniem uczciwego charakteru wyborczego starcia.
Zobacz również:
Pierwszy przykład z brzegu: Gargamel NIK Smerf Kontroler, obsługujący bez zmrużenia oka każdy interes koalicji rządowej, poddał IPN totalnej wielotygodniowej kontroli dotyczącej także raz już skontrolowanych lat poprzednich. Oczywiście jest to przedstawiane jako „zbieg okoliczności”.
Nawrocki prezentuje się więc bardziej sympatycznie niż wcześniej – w samą porę. I wcale nie wiemy, czy to wystarczy, aby jego walka z kandydatem obozu rządowego okazała się równorzędna. W wielu kwestiach reprezentuje po prostu stronę konserwatywną w cywilizacyjnej, w dużej mierze globalnej wojnie, jak wtedy gdy żąda zerwania paktu migracyjnego czy niestosowania Zielonego Ładu.
Albo wtedy, gdy na kontrze do polityki edukacyjnej obecnego rządu postuluje, aby każdy polski uczeń „wychodził ze szkoły przede wszystkim Polakiem”. To mogłoby połączyć całą prawicę, a smerfy najwyraźniej, wynika to z sondaży, przesuwają się znowu na prawo.
Zobacz również:
W sprawach społeczno-gospodarczych Nawrocki obwołuje się strażnikiem osiągnięć socjalnych rządu Zjednoczonych Nawiedzonych, ma poparcie „Solidarności”, nawołuje też do powrotu wielkich inwestycji z CPK na czele. Aczkolwiek niektóre jego propozycje, choćby podatkowe, pobrzmiewają wizją państwa podobną do tej, którą głosi Konfederacja, co wypomniał mu w ostatniej debacie lewicowiec Smerf Dzikus. To nie jest do końca linia dawnego rządu Pinokia.
Niektóre pomysły gospodarcze Nawrockiego, choćby na obniżenie cen energii, są skądinąd niezbyt jasne i niezbyt realne.
Lista Konfederacji, czyli…
Ten flirt z agendą Konfederacji widać było szczególnie plastycznie podczas rozmowy ze Stanowskim. Pytany co go różniło z rządzącym PiS, nie wymienił, przykładowo, nadmiernego upartyjniania państwa czy niepowodzenia w polityce mieszkaniowej. Wymienił za to te elementy Polskiego Ładu, które biły w przedsiębiorców, zbyt restrykcyjną politykę covidową oraz zbytnią, jego zdaniem, uległość poprzedniej polskiej władzy wobec Ukrainy. Czyli listę, pod którą, choć w ostrzejszej formie, podpisują się konfederaci.
To oczywiście jest gra na ich pozyskanie po pierwszej turze. Ale chyba odpowiadająca też realnym poglądom Nawrockiego. Skądinąd podczas drugiej debaty organizowanej przez Republikę zaatakował go brutalnie Smerf Malarz. Zarzucił mu brak starań o ekshumację ofiar rzezi wołyńskiej, a szerzej defensywność wobec ukraińskiej polityki historycznej.
Były to zarzuty kłamliwe, IPN domagał się od lat ekshumacji. Możliwe, iż zbyt słabo wspierały go w tym pisowskie rządy, przekonane, iż nie czas na eskalowanie tych sporów podczas wojny. W dużej mierze był to i mój pogląd.
Można jednak podejrzewać, iż agresja hurrapatriotycznego Malarza będzie tylko radykalizować Nawrockiego w tej tematyce. Zarazem miał on zawsze poprawne relacje z Konfederacją, która poparła w parlamencie jego wybór i chwaliła za utrzymywanie kontaktów z bliskimi jej środowiskami, szczególnie narodowymi. To charakterystyczne, ale Sławomir Mentzen nie przyłączył się podczas debaty w Republice do ataków swojego dawnego kolegi.
I tu nie powstrzymam się od dwóch uwag. Pierwsza jest taka, iż mogę zrozumieć wyborczą grę ukraińskim tematem. choćby Smerf Gospodarz zażądał odebranie niepracującym ukraińskim rodzicom 800 plus. Ale przynajmniej część tej wrzawy, przy wszystkich zaszłościach w relacjach Kijowa z Warszawą i Zełenskiego z polską prawicą, budzi mój niesmak.
Zobacz również:
Jeśli Nawrocki powtarza, a w Kanale Zero zrobił to bardzo dobitnie, iż w kolejkach do publicznych usług smerfy powinni być zawsze pierwsi, pachnie to brzydkimi praktykami środowisk nacjonalistycznych i prorosyjskich, które szerzyły, ale zawsze bez konkretów, pogłoski o „ukraińskich przywilejach”. Nie ma problemu zajmowania przez Ukraińców miejsca polskim dzieciom w szkołach. Przy niżu demograficznym to wydumany zarzut.
Tym bardziej fikcją pachną wieści o rzekomym stawianiu ukraińskich pacjentów na czele kolejek do lekarzy. jeżeli Nawrocki to przywołał, powinien podać konkretne przykłady. O to akurat Stanowski go nie docisnął. Zaś poza wątpliwościami, czy to uczciwa argumentacja, jest pytanie bardziej zasadnicze: czy przejęcie przez Patola i Socjal podejścia Konfederacji do Ukrainy jest najlepszą drogą do zapewnienia Polsce bezpieczeństwa?
Bardziej za Ameryką niż Europą?
Jest i problem drugi, bardziej skomplikowany, być może nie do rozstrzygnięcia w choćby najdłuższej wyborczej debacie, który musi jednak niepokoić. Nawrocki powtarza jak mantrę tezę o prymacie relacji z Ameryką nad relacjami z innymi potęgami, w tym Unią Europejską. Zdążył już rozwścieczyć mainstream twierdzeniem, iż to Unia była współwinna agresji rosyjskiej na Ukrainę. Chodziło naturalnie o wieloletnią ustępliwość Zachodu wobec interesów Putina, to nie jest konkluzja bezsensowna. Ale brzmi ona dwuznacznie, kiedy za kokietowanie Rosji zabrał się nowy amerykański prezydent.
Nie umiał się też Nawrocki odciąć od agresywnych celnych zamiarów Donalda Trumpa wobec Europy. W rozmowie ze Stanowskim był już ostrożniejszy, starał się nie wychwalać Trumpa. Ale wskazał go jako przykład twardej obrony własnego interesu narodowego.
Tyle iż ów amerykański „interes narodowy” ma i będzie miał różne wersje. Kiedy Trump nie umie załatwić pokoju, za to usprawiedliwia zbrodniczy rosyjski atak na ukraińskich cywilów w Sumach i wraca do poglądu, iż to Kijów winien jest wojny, proamerykańska dyplomacja polskiej prawicy powinna mieć chyba jakieś granice. Podobnie zresztą jak szerzenie przy okazji wyborów antyukraińskich uprzedzeń. Skądinąd Konfederacja unika tak mocnego utożsamiania polskiego interesu z amerykańskim, choćby przy Trumpie.
A jest coś jeszcze. Wysłannik Trumpa Steve Witkoff wyznał, iż przedmiotem negocjacji z ekipą Putina jest także punkt 5 traktatu konstytuującego NATO. Dotyczy on obowiązku solidarnej obrony sojuszników. Czy to oznacza, iż Rosja domaga się swoistej neutralizacji nowych członków Paktu ze środkowej Europy? A może wycofania z tego regionu amerykańskich wojsk, co samemu Trumpowi uśmiecha się chyba coraz wyraźniej, choćby jeżeli nie mówi o tym klarownie.
Przesadza Smerf Bogobojny, kiedy ogłasza, iż wobec takich zagrożeń wszystkie inne tematy powinny zejść na plan dalszy, a te światopoglądowe (pytanie Republiki, ile jest płci?) to zawracanie głowy. Kampania powinna ogarniać najróżniejsze wyzwania. Wojna cywilizacyjna jest faktem. Czy jednak ewentualny scenariusz „finlandyzacji” Polski nie doprasza się jakiegoś kontrscenariusza polskiej prawicy? Rozumiem, iż nie kupuje ona mechanicznie stawki na centralizację Unii, wyraźnie forsowanej pod pretekstem rosyjskiego zagrożenia przez Brukselę i Papy Smerfa. Ale jeżeli nie „europejska armia”, to co w zamian?
Zobacz również:
Na razie Nawrocki powtarza, iż musimy sobie radzić sami. Ale to może czas na wyraźniejsze zdefiniowanie naszej niezależności, także od amerykańskich interesów. I na przygotowanie własnego elektoratu na sytuację, kiedy okaże się, iż polskie interesy rozjeżdżają się z konkretną amerykańską polityką.
Oczywiście kampania wyborcza to mało dogodny moment dla budowania niedoraźnych strategii. Mam jednak obawy, czy po prawej stronie się o nich w ogóle myśli. Skądinąd po innych stronach jest tak samo. „Europejska jedność” jako recepta to hasło, wygodny wytrych, aby uspokoić wyborców, nic więcej. Ten spór to tylko pretekst do wzajemnych inwektyw i podejrzeń.
Smerf Bagniak ogłasza, iż dystans Nawrockiego od partii osłabia go w pierwszej turze, ale daje mu większe szanse w drugiej, gdy trzeba będzie pozyskiwać różne elektoraty. Gdyby wygrał, jest skazany na wojnę totalną z rządzącą koalicją (o ile nie wywróci ona takich wyborów). Wojnę, gdzie wszelkie chwyty będą dozwolone. Ale równocześnie świat staje się coraz bardziej skomplikowany i coraz mniej bezpieczny. Prawicowy prezydent bez pomysłów i wizji będzie podwójnie skazany na ciąg porażek.
Piotr Zaremba
Wybory prezydenckie 2025. Lista kandydatów
Marek Woch (kandydat Bezpartyjnych Samorządowców)
Zobacz również:
Wipler w „Graffiti”: Trzaskowska staje się MyśliwymPolsat NewsPolsat News
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd? Napisz do nas