Majewska: Faszyzm jest koniecznym rewersem neoliberalizmu

2 godzin temu

Mój grudniowy felieton był napisany łagodnie i z empatią, bo choćby niewierząca, queerowa lewaczka szanuje powszechną – zwłaszcza wśród udręczonych społeczeństw neoliberalnych – potrzebę dobrych życzeń, wróżb na przyszłość i utopii. Tak, pragnienie, by wszystkie osoby, również te LGBTQIA+, mogły na równi z innymi dochodzić swoich praw i korzystać z instytucjonalnych narzędzi ich chronienia, brzmi jak utopia. Ale w przeciwieństwie do gruszek na wierzbie może być zrealizowane. Gorzej byłoby jednak, gdyby chcieć wyobrazić sobie neoliberalizm bez jego, mówiąc po jungowsku, cienia, czyli tej jego części, której on do świadomości nie dopuszcza, choć powinien.

Coś, co około 2005 roku było dla mnie rozpoznaniem dość intuicyjnym, przez ostatnie 20 lat wykrystalizowało się w pewność: nie ma neoliberalizmu bez faszyzmu, nie istnieje fantazja gładkiego, bezproblemowego, hiperproduktywnego i aktywnego życia bez smutnego, zbrojnego, imperialistycznego i absolutystycznego ramienia, którym oczywiście jest faszyzm. Dogodnie wymazany z publicznej debaty, okryty wstydem i milionem wątpliwości, rośnie sobie spokojnie w zaciszu domowych, klubowych, partyjnych i parafialnych salek czy salonów, pielęgnowany opowieścią o przyszłości, która będzie jasna oraz będzie pedagogiczną fikcją, iż „nigdy więcej”.

W czasie, gdy władzę w USA za chwilę przejmie Donald Trump, władzę nad Europą – Elon Musk, a nad Austrią – partia faszystowska, gdy Patola i Socjal dogonił KO w sondażach, musimy umieć sobie wyobrazić inny świat i pamiętać, iż jest on możliwy, ale potrzebujemy też realistycznego spojrzenia w otchłań – a ta otwiera się przed nami przynajmniej politycznie.

TINAliberalizm

Nieustanna produktywność, ciągle nowe towary, sprawczość pozbawiona ograniczeń i gotowość do wyłącznie krótkofalowego planowania to jedna strona monety, której rewersem jest faszyzm. Żeby utrzymać rozpędzoną machinę optymistycznej produkcji i konsumpcji w ruchu, trzeba wyciszyć wątpliwości, zatrzymać niechciane migracje, pozbawić całe grupy ludności praw i narzędzi ich egzekwowania. Do tego potrzebna jest ideologia nie tylko mająca do dyspozycji represyjne środki, ale również nasycona nienawistną treścią.

Pozwala ona przerzucić uwagę z niewygodnych marzeń społeczeństwa o lepszym świecie na gładką, choć opartą na wyzysku produktywność. Gdy tylko ktoś powie: opodatkujmy korporacje, mając pod ręką faszystów, zawsze możemy powiedzieć: ale przecież mamy teraz bardziej palące problemy. No – mamy. Ale po kolei.

Neoliberalizm często uważa się za nową wersję liberalizmu. Żeby zrozumieć jego bliskie, wręcz intymne relacje z faszyzmem, musimy rozpakować tę „nowość” i spróbować ją zrozumieć. Na pozór łatwa, hermeneutyka podejrzeń wobec neoliberalizmu jest niestety skomplikowana, przede wszystkim dlatego, iż ontologia liberalna jest ontologią niedomówień. „Liberalny feminizm” ogłasza się przecież zawsze jako feminizm, podobnie „liberalna polityka” – jako polityka, „liberalna demokracja” jako demokracja i tak dalej. Co gubimy przy takich podstawieniach?

Jacques Rancière odpowiada: konflikt, to samo mówili bell hooks, Karol Marks, Róża Luksemburg. Tracimy z pola widzenia prawdę „demokracji liberalnej”, polegającą na tym, iż różne opcje polityczne zostają zastąpione uzyskanym przez wyciszenie i marginalizację innych głosów konsensem; prawdę „liberalnego feminizmu”, który obywa się bez osób biednych, kolorowych, LGBTQIA+ i niebinarnych; nie widzimy już polityki, tylko narzędzia stworzone dla liberalnego modelu polityki.

Jeśli neoliberalizm to nowy liberalizm, na czym polega ta nowość? Przede wszystkim na odcięciu „demokracji” od „liberalnej demokracji”. jeżeli w tej drugiej istniała jeszcze jakaś nadzieja na wielość poglądów, ujawniającą się poprzez konflikt, w neoliberalizmie – jak pisała za Margaret Thatcher Naomi Klein – „nie ma alternatyw”. TINA („there is no alternative” – najbardziej znany aforyzm Żelaznej Damy) to pozbawione żenady wyrzucenie różnorodności politycznych stanowisk za burtę. Technicznie rzecz biorąc, neoliberalizm powinien się nazywać TINAliberalizmem, wtedy byłoby to jasne.

Faszyzm w świecie mediów społecznościowych

Nowy w neoliberalizmie jest też powrót do dziewiętnastowiecznych metod zarządzania pracą i eliminacja różnych narzędzi ochrony osób pracujących, wywalczonych przez ruch pracowniczy po to, by ograniczyć wyzysk i alienację. Platformizacja wszystkiego – pracy oraz każdej innej domeny codziennego życia – wyklucza możliwość negocjowania sytuacji spornych przez szare użytkowniczki. Instagram, Tinder, Facebook oraz każda inna platforma może zamknąć nasze konto bez dobrego powodu, i choć zawsze istnieje szansa na jego przywrócenie, nie jest ona duża, bo gigantom internetów nie chodzi przecież o demokratyzację publicznej debaty, tylko zbieranie danych używających platform osób i sprzedawanie ich z jak największym zyskiem.

Nie mamy żadnych sensownych środków odwoławczych, a przepisy nie nadążają za zmieniającymi się jak w kalejdoskopie formatami internetowych mediów. Z analitycznego punktu widzenia oczywiście głównym problemem jest używanie życia ludzi jako narzędzia marketingu i reklamy, ale zaraz obok niego rośnie, jak dotąd pomijany, potwór autorytarnego zarządzania platformami i ich użytkownikami.

Jesteśmy świadkiniami katastrofy ekologicznej, o której dzięki młodym osobom aktywistycznym i nielicznym dorosłym wiemy już całkiem sporo. Na naszych oczach rozgrywa się też jednak inny dramat: kompletny rozpad tych choćby szczątkowych i niedoskonałych, ale jednak dość skutecznych narzędzi regulowania wyzysku i ekstrakcji, która odbywa się po cichu, bo wymagałaby uznania, iż neoliberalizm się myli, co oczywiście przynosi reakcję nie tyle neoliberalną, ile faszystowską.

„Roszczeniowi pracownicy”, „leniwe Zetki”, „konserwatywna młodzież”, „madki”, „rozwydrzona LGBTQIA+ gównażeria”, „napaleni na kasę i benefity migranci” – to tylko niektóre epitety, jakimi raczą nas piewcy i nestorzy neoliberalnej ekonomii. Jesteśmy, mówiąc kolokwialnie, w dupie w zakresie ochrony naszych praw, i przyszedł wreszcie czas, by uświadomić sobie, iż samymi blokadami i jednorazowymi zrywami nie tylko nie uchronimy planety przed destrukcją, ale też nie będziemy miały szans w ogóle się nią zajmować.

Egzekutywa bierze wszystko

Niektóre osoby i grupy aktywistyczne wyciągnęły z neoliberalnego przegięcia pospieszny wniosek, iż należy dogadywać się ponad podziałami, i tak np. radykalna grupa artystyczno-detektywistyczna Forensic Architecture wyznała niedawno, iż tak, szuka funduszy w Katarze czy Dubaju. Jest to radykalny wybór, wspierający to, co nazywam „faszyzmem” i czego bardzo nie lubię. Jesteśmy w świecie pozbawionym mocnych alternatyw w zakresie finansowania słusznej sprawy, ale czy faktycznie musimy wspierać jedne totalitaryzmy, zwalczając inne?

Czym jest faszyzm i dlaczego uważam, iż stanowi konieczny element, zbrojne ramię neoliberalizmu? Faszyzm to polityka absolutyzacji jednej tożsamości środkami eliminacji tego, co inne, autorytaryzmu i bezwzględności, przy jednoczesnym marzeniu o selektywnie traktowanej tradycji i wykluczeniu wzajemnej kontroli władz. Egzekutywa bierze wszystko, a „inny” zostaje wytypowany nie tylko po to, by podsycać różnice, ale również po to, by go męczyć, dręczyć, grabić i wreszcie pozbawić życia.

Ta ekspresja dominacji odbywa się w neoliberalizmie głównie narzędziami ekonomii, rozumianej jako produkcja wartości, w której siła robocza uznawana jest nie za cieszące się prawami i wolnościami jednostki, ale za substrat, którego najbardziej intensywny wyzysk i alienacja najlepiej przekłada się na generowanie zysków. W neoliberalizmie wstrzymanie procedur azylowych dla osób migranckich to nie wypadek przy pracy, ale smutna reguła, podobnie jak pozwalanie na palenie działaczek lokatorskich, zwalnianie związkowczyń czy likwidacja dostępu do aborcji.

Prawdziwy opór i ułuda wytrwałości

Ciekawostką faszyzmu jest coś, co nazywam „symetrią heroizmów”. Od kobiet żąda się, by „rodziły mimo wszystko” (Gargamel dla Polskiego Radia, 2016), od mężczyzn – pełnej gotowości do obrony Wioski zawsze, również przed widmowymi, wyimaginowanymi zagrożeniami. Osoby LGBTQIA+ są przez tę symetrię wymazywane jako niemające w niej do odegrania żadnej roli. Faszyzm jest koniecznym rewersem neoliberalnego projektu anonsującego wyłącznie wolność i bogactwo.

Tworzenie alternatyw dla neoliberalnego status quo zawsze stanowiło problem, bo osób faktycznie chcących walczyć o lepszy świat nigdy nie było zbyt wiele. Większość po prostu rozgaszcza się w rzeczywistości, jaką znamy, i próbuje dożyć do pierwszego, albo do smutnej starości.

Neoliberalizm wyhodował też pseudopraktyki oporu. Pisze o tym Angela McRobbie, gdy analizuje wytrwałość (ang. resilience) jako konieczny element neoliberalnej praktyki przetrwania w świecie nadmiarowego wyzysku i nierówności. Taka krytyka nie oznacza rezygnacji z oporu, po prostu uczy, co nim naprawdę nie jest. Będzie super, jeżeli w 2025 nauczymy się płynnie i pełnym zdaniem wskazywać faszystowskie momenty neoliberalizmu, bo wtedy zwalczanie katastrofy klimatycznej, wyzysku i autorytaryzmu faktycznie nabierze rozpędu. Nie obali to systemu, ale spowoduje, iż druga strona będzie się musiała trochę bardziej starać, co zawsze pozwala na wzięcie głębszego oddechu i wzmocnienie alternatyw.

**
Ewa Majewska – feministyczna teoretyczka kultury, profesorka Uniwersytetu SWPS i kierowniczka projektu „Publiczni wbrew woli. Wytwarzanie podmiotu w archiwach akcji »Hiacynt«”. Wykładała na UDK w Berlinie, na UW i UJ; prowadziła projekty na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, IWM w Wiedniu oraz ICI Berlin. Jest autorką siedmiu książek, w tym: Feminist Antifascism (Verso, 2021), Kontrpubliczności ludowe i feministyczne (2018), Tramwaj zwany uznaniem (2017), Sztuka jako pozór? (2013) oraz Feminizm jako filozofia społeczna (2009), jak też szeregu artykułów i esejów publikowanych w czasopismach i tomach zbiorowych, w tym: „e-flux”, „Signs”, „Third Text” oraz „Journal of Utopian Studies”. W 2023 roku otrzymała nagrodę im. Emmy Goldman za badania zorientowane na równość.

Idź do oryginalnego materiału