„Pojedziemy na łów”
Bądźcie rozważni w krytyce!
W „Angorze” nr 45 zainteresował mnie felieton autorstwa Pana Henryka Martenki pt. „Pojedziemy na łów”. Dotyka on spraw bardzo mi bliskich – nie tylko dlatego, iż jestem myśliwym od wielu lat, ale również z powodu tradycji myśliwskich zakorzenionych w mojej rodzinie od pokoleń. Autor wspomina w artykule o swoim Teściu. Jestem bardzo ciekawy, co powiedziałby Teść, śp. Pan Antoni, gdyby dane mu było przeczytać ten artykuł? Pewnie nie byłby zachwycony. Moja ciekawość, oczywiście, nie będzie zaspokojona. A szkoda.
Pewien jednak jestem, iż Teść Autora, tak jak mój Pradziadek, Dziadek i Ojciec, „był szanowanym i cenionym myśliwym”, dlatego podejrzewam, iż przyjąłby z dezaprobatą publikację swojego zięcia na temat łowiectwa. Tę krytyczną ocenę felietonu Pana Martenki podzielają z całą pewnością tysiące myśliwych i sympatyków łowiectwa, dlatego iż publicznie wykazuje się On nie tylko brakiem wiedzy o łowiectwie, ale również, co gorsza, tak często teraz spotykaną złą wolą, która wypływa najczęściej z niewiedzy.
Sądzę, iż pisząc artykuł, Autor nie pofatygował się nawet, żeby zapoznać się ze strukturą PZŁ i z innymi zagadnieniami łowiectwa, jego historią, wpływem na przebogatą kulturę i sztukę. Domyślam się, iż są to dla Pana Martenki zagadnienia obce i mało interesujące. Tak jak mało interesujące może być to, iż polowali królowie, prezydenci, duchowieństwo i ludzie prości, wszystkich profesji, iż historia łowiectwa sięga korzeniami w zamierzchłą przeszłość. Łatwiej nasmarować artykuł i dezawuować 130 tys. myśliwych, a z sympatykami może znacznie, znacznie więcej.
Szanowny Panie Redaktorze, wstyd. Pisze Pan, iż cyt.: „Spotkanie 80-letniego myśliwego pod bronią, widzącego i słyszącego zgodnie z wiekiem, jest proszeniem się o nieszczęście”. Mam 80 lat z hakiem i nie jestem pewien, czy wytrzymałby Pan spacer po lesie ze mną i moimi 80-letnimi przyjaciółmi. Sądzę, iż większym nieszczęściem jest sianie dezinformacji, ignorancja i złe intencje. Pisze Pan również, iż w lesie są ambony. Tak, są, i nie będę tłumaczył, jaką zaletę ma polowanie z ambon. Nie wspomina Pan jednak ani słowem o tysiącach paśników, podsypów, lizawek, o tysiącach ton paszy wywożonych co roku przez myśliwych w tzw. czynie społecznym – nie wierzy Pan?
Z całą pewnością nie wierzy Pan również, iż w moim (i nie tylko moim) kole dokarmiamy bażanty, kuropatwy, na które nie polujemy od 30 lat. Na zające również i to tylko dzięki nam widać je jeszcze na naszych polach (…). Jest mi bardzo przykro, iż wśród dziennikarzy jest niewielu mających coś konstruktywnego, zgodnego z prawdą do powiedzenia w sprawie łowiectwa. Może dlatego, iż prawda jest nudna i mało poczytna (…)? Byłbym ostrożny, pisząc na temat uwikłania się myśliwych w politykę, chociaż, niestety, polityka była zbyt często obecna w łowiectwie, ze szkodą dla łowiectwa. Nie znam się na wojsku i wojnie, dlatego też nie będę się wypowiadał na ten temat, w odróżnieniu od Autora felietonu. Mam nadzieję jednak, iż znam się trochę na wychowaniu dzieci przez myśliwych.
Pierwszy raz byłem na polowaniu, mając 5, może 6 lat, a poprzedziły to długie rozmowy z Ojcem, które do dzisiaj pamiętam, w wyniku czego łowiectwo zdominowało całe moje życie. Czy wpłynęło to na moją mentalność, wrażliwość? Uważam, iż nie. Być może zdecydowały o tym umiejętności mojego Ojca. Nie znam jednak żadnego przypadku dzieci myśliwych uczestniczących od najmłodszych lat w polowaniach, które zeszłyby na złą drogę, czego nie można powiedzieć o niektórych dzieciach rodziców innych profesji.
Co może być przyczyną złej aury wokół łowiectwa? Na pewno jest ich kilka: łatwość krytykowania spraw, o których większość społeczeństwa nie ma pojęcia, brak możliwości publicznej riposty, apetyt na rzekomo ogromne finanse w PZŁ, pokusa przejęcia 130 tys. darmowych pracowników przez niektórych polityków, przesadne nagłaśnianie nielicznych nieszczęśliwych wypadków na polowaniach i oczywiście również naganne zachowania niektórych myśliwych, którzy powinni być wykluczeni z PZŁ. No i przedłużający się z niezrozumiałych dla mnie względów stan bezprawia, zapoczątkowany w naszym Związku likwidacją samorządności. Musimy się jednak pogodzić z faktem, iż nie ma świętych krów, iż każda organizacja ma coś za uszami, choćby ta najbardziej święta. Szanowni adwersarze, bez dostatecznego rozeznania i wiedzy nie tylko w sprawach łowiectwa, bądźcie rozważni i umiarkowani w krytyce, bo szkodzicie sami sobie. Z poważaniem BOGDAN KASPRZAK
List świąteczny
Drogi Jarku, mam nadzieję, iż dzięki uprzejmości Redakcji oraz czytających tygodnik, dotrą do Ciebie świąteczno-noworoczne życzenia nie tylko zdrowia, ale i spokoju ducha. Również cierpliwości w odganianiu pismaków na sejmowych korytarzach. Za młodu dużo kumpli z bratem nie mieliście, ale zazdrościłem Wam, jak wzięli Was do nakręcenia filmu „O dwóch takich, co ukradli księżyc”. Fajnie było, nie? Najlepsze było to, jak wpadłem niechcący umorusany na plan filmu, a Twój brat: „Ty, patrz, umorusany jak kominiarz” i pobiegliście, bo Was wołano. Pamiętam to, choć kumplować się nie bardzo chcieliście.
Nie mam oczywiście o to pretensji i współczuję Ci utraty brata. A iż zrobiłeś z czasem wielką karierę, to jako Twój prawie rówieśnik (bo ciut młodszy) z daleka obserwowałem, co i z kim robisz. Przyznaję, dużo mi się nie spodobało. Korzystam (mam nadzieję) z pośrednictwa Redakcji, aby tak od serca i wątroby – którą, jak wiem, też masz w nie najlepszym stanie – poprosić Cię, abyś odpuścił już sobie z tą wielką polityką. No bo sam pomyśl i zastanów się. Ilu nieżyczliwych masz już wokół siebie? Ilu z nich, zrobiło Cię już w konia, a Ty się martwisz, jak to naprawić? choćby ten, który podpowiedział Ci Dudę na prezydenta. Przyznaj, byłeś zaskoczony, jak wygrał? Pewnie, iż byłeś, ale się do tego nie przyznasz, bo ja też bym się nie przyznał. Bo i po co?
Naprawdę nie wyczułeś, iż Bielan, Pinokio, Marzyciel i Żabol cały czas Cię podprowadzali, nie mówiąc czasami bolesnej prawdy? Nie chce mi się wierzyć. Jarek! Czas już w tym nowym 2025 roku pomyśleć na poważnie o swoim zdrowiu. Całe szczęście, iż naprawiłeś sobie kolano, ale za to wyhodowałeś niezły „piwny mięsień”. Ja go nie mam, bo piwa nie lubię. Ty lubiłeś. A jak jest teraz? Dalej się czaisz? Po wyborach w maju zbierz to swoje towarzystwo, przekaż kierowanie młodszemu i odpocznij. Ja wiem. To będzie trudne. Znam to uczucie. Na początku jeszcze ten i ów będzie dzwonił, dopytywał o coś, ale to będzie trwało rok, może dwa, z coraz mniejszym nasileniem. Jak spadająca śnieżna kula – robi się duża, ale nagle się zatrzymuje. A wiesz dlaczego? Bo na początku będą do Ciebie dzwonić ci, którym pomogłeś dojść wysoko. Potem to powoli zacznie ustawać, wygasać i co niektórym tylko będzie przypominać się, iż wypadałoby zaprosić Cię na jakieś ważne święto państwowe, bo zasługi masz.
Różnie oceniane. Co było nie tak, to sam wiesz, a czy Ciebie zaproszą, to już inna sprawa, pewnie polityczna. Zobaczysz, ilu z tych, którzy teraz umizgują się do Ciebie, nagle dozna amnezji i będzie się odwracać. A przynajmniej nie zwracać na Ciebie uwagi, jeżeli będziesz siedział na krzesełku obok głównej trybuny podczas jakiejś uroczystości państwowej. jeżeli nie jesteś na to odporny, to dobrze radzę – zacznij się do tego przyzwyczajać. Aha, i jeszcze jedno, Jarek! Do więzienia Cię nie wsadzą, bądź spokojny, bo będą się bali. Masz przecież niezłą emeryturkę, masz gdzie mieszkać, ogródeczek nieduży, aby potrenować z kolanami, grabiąc liście, to czego więcej Ci potrzeba? A może i odchodzący Narciarz da Ci Order Orła Białego? Kto wie? Zawsze to jakiś dodatek do emerytury, a i ktokolwiek będzie po Narciarzowi, nie ośmieli się Ci go odebrać. Jarku, przemyśl, tak na poważnie, sprawę swojego zdrówka, bo warto. A czego nie warto? Aż tak się teraz poświęcać, bo nieżyczliwych Ci przybywa, a nie ubywa. Z pełnym uszanowaniem. KOMINIARZ
Życzenia
Zbliżają się Święta i Nowy Rok. Zamiast zajmować się sprawami politycznymi, ośmielam się moją wypowiedź przekierować na inne tory. Nadeszły niebezpieczne czasy, kiedy to wioski, państwa, partie polityczne, wyznawcy różnych wierzeń, ale przede wszystkim ludzie występują przeciwko sobie. W różnej formie, także tej najbardziej okrutnej, jaką jest wojna. Dzieje się tak na całym niemal świecie od Ukrainy poprzez Bliski Wschód, Jemen, Sudan po niektóre kraje Ameryki Południowej. W latach 50. XX wieku, czyli tuż po tamtej wojnie, na lekcjach religii, które wówczas odbywały się w przykościelnych salkach katechetycznych, szaman stale powtarzał nam: „Miłujcie bliźniego swego jak siebie samego”. I co z tego zostało? Czego potrzebujemy my, ludzie?
I w tym miejscu chcę podzielić się z Czytelnikami informacją, iż niedawno przeczytałem piękną książkę autorstwa naszej wspaniałej dziennikarki i podróżniczki Pani Martyny Wojciechowskiej. Książka została wydana w 2022 roku i nosi tytuł: „Co chcesz powiedzieć światu”, a jest o kobietach z różnych stron świata, o różnym kolorze skóry, o kobietach doświadczonych przez okrutny los, a mimo to bohatersko i z uporem tworzących nowe życie. Niech mi Pani Martyna wybaczy, ale właśnie w tym okresie świąteczno- -noworocznym ośmielę się zacytować przesłanie ze wstępu tej książki, przesłanie aktualne dla wszystkich mieszkańców kuli ziemskiej. A jest ono następujące: „Czego potrzebujemy? Dziś bardziej niż kiedykolwiek pokoju i miłości. Wiary w lepsze jutro i nadziei, iż ono nadejdzie. Poczucia odpowiedzialności. Wdzięczności za to, co mamy. Wytrwałości w działaniu. Zdefiniowania na nowo tego, czym jest piękno. I nade wszystko potrzebujemy tolerancji i szacunku. Zwrócenia każdemu człowiekowi godności (…).
Dość dzielenia ludzi na lepszych i gorszych. Dość stereotypów, strachu i nietolerancji”. Prawda, iż piękne przesłanie? A nam, ludziom, niech przyświeca nadzieja, iż kiedyś świat zrozumie, iż opłaca się żyć w pokoju. Tego wszystkim w tym przedświątecznym okresie życzę. W 1976 roku, w okresie przed Gwiazdką, powstał chwytający za ser ce przebój Czerwonych Gitar, w którym śpiewamy: „Jest taki dzień, bardzo ciepły, choć grudniowy, Dzień, zwykły dzień, w którym gasną wszelkie spory. Jest taki dzień, w którym euforia wita wszystkich, Dzień, który już każdy zna od kołyski. Niebo – ziemi, niebu – ziemia, Wszyscy – wszystkim ślą życzenia, Drzewa – ptakom, ptaki – drzewom, Tchnienie wiatru – płatkom śniegu”… MAREK z Zielonej Góry
Ci odlatują, ci zostają… a jeszcze inni wracają
Tak jak w słowach piosenki, których kilka słów przytoczyłem w tytule, odnotowujemy w tej chwili wielki ruch w interesie (lub – jak kto woli – interes w ruchu). Bohaterowie pisowskiego projektu Polska Wielki Przekręt nie schodzą z łamów prasowych i telewizyjnych doniesień. Oto gość jeszcze do niedawna lansujący się z samym prezydentem i z samym premierem w „patriotycznych koszulkach” wraca wstydliwie aż z Dominikany, gdzie odleciał kilkanaście miesięcy temu, gdy smrodek unoszący się z firmy „Red is bad but money is good” owionął znaczną część opinii publicznej, a w szczególności polskie organy ścigania.
Te ostatnie, na szczęście, odebrane już spod kurateli Suwerennej Szajki. Jego kumpel z RARS, który wcześniej odleciał do Wielkiej Brytanii, jeszcze nie wrócił, ale wszystko wskazuje na to, iż powróci zgodnie ze słowami piosenki Jana Kaczmarka „pierwszą wiosenną jaskółką”. Mam nadzieję, graniczącą z pewnością, iż ten duet zostanie niedługo uzupełniony przez tego, który został, czyli byłego premiera Pinokia, który nad tym geszeftem musowo musiał trzymać pieczę. Nie chce mi się bowiem jakoś wierzyć, iż zawłaszczone miliony trafiły wyłącznie do właściciela „patriotycznej odzieży”. Dać komuś zarobić takie kwoty i nic z tego nie mieć, to jak oddać właścicielowi zgubiony milion dolarów i nie wziąć 10 proc. znaleźnego.
Po prostu zwykła głupota! Wrócił również kolejny bohater pisowskiego programu, wspomnianego na początku listu, pełniący jednocześnie funkcję szamana i Gargamela fundacji „Profeto Salcesono”. Ten wprawdzie nie zdążył nigdzie odlecieć, ponieważ „reżim Papy” wcześniej go capnął, ale wrócił za to z aresztu wprost w objęcia swoich zwolenników, radośnie ogłupiałych od własnej głupoty. Proszę się nie obrażać! Fakty i dowody w sprawie tego przekrętu są tak oczywiste, iż aż zęby bolą! Muszę tutaj, niestety, rozczarować wszystkich wierzących, iż do zwolnienia nie doprowadziły bynajmniej modlitwy, ale prozaiczna kasa wpłacona do sądu w postaci kaucji. Odleciał też za granicę, i to już dawno, niejaki Samir, Libańczyk z polskim obywatelstwem.
Najwyraźniej był to ulubieniec Obajtka, gdyż ten, nie bacząc na ostrzeżenia służb, postawił go na czele orlenowskiej spółki w Szwajcarii. Skutek – 1,6 mld zł wyprowadzonych z Orlenu za granicę. prawdopodobnie bezpowrotnie. Ma się ten rozmach! Jestem dziwnie spokojny, iż ten już nie wróci do swojej przybranej Wioski. Wracając do samego Obajtka, ten na razie odleciał do Brukseli. Widzę tu większą szansę, iż niebawem powróci, już bez immunitetu. Na koniec nie sposób pominąć mniejszego bohatera mniejszej aferki, czyli Ryszarda C. Ten swego czasu odlatywał na Kaukaz i na razie ślad po nim zaginął, przynajmniej w mediach.
Z uwagi na fakt, iż raz po raz kolejne pisowskie afery wychodzą na światło dzienne, ciekawe, kto jeszcze odleci, kto zostanie, a kto wróci. Można by na tym zbudować niezłą loterię! Swego czasu jedna z posłanek lepszego sortu krzyczała z sejmowej ławy: „Niech jadą!”. Do tej pory byłem święcie przekonany, iż chodziło jej o lekarzy. W świetle ostatnich wydarzeń uważam, iż niewiasta ta wykazała się nieprawdopodobną wręcz zdolnością przewidywania przyszłych zdarzeń i iż jej okrzyk bynajmniej nie dotyczył gości w białych fartuchach. JACEK M.
Edukacja zdrowotna
Mam wielkie oczekiwania w stosunku do nowego przedmiotu edukacja zdrowotna (EZ), który pojawi się w przyszłym roku szkolnym na każdym etapie nauki – już od przedszkola. Cel, jaki mu wyznaczono, to m.in. „pomoc dzieciom w kształtowaniu zachowań i postaw prozdrowotnych, przekazanie wzorców zdrowego życia”. Cel całokształtu szczytny, choć biskupi głoszą herezję, kwestionując edukowanie w sferze seksualności i stawiając całą EZ poza Konstytucją RP. Oby to oburzenie przeciwników nie przesłoniło meritum przedmiotu, tj. chęci „budowania przez MEN alfabetyzmu zdrowotnego – podejmowania odpowiednich działań profilaktycznych i naprawczych”. Ja liczę na efekt odwracania się dzieci i młodzieży od narkotyków i alkoholu. Czy EZ już od przedszkola? Tak, o tych nałogach nigdy za wiele i zawsze za późno. jeżeli dzieci nie będą strażnikami samych siebie, to pozwolimy im odbezpieczyć załadowany pistolet. Eksperci twierdzą, iż nie ma szkół wolnych od narkotyków, różnią się one jedynie rodzajem śmierci zażywanej przez dzieci. Zdziwiłem się, bo ponoć narkotyki są wokół mnie, wszędzie w Polsce są dostępne bez względu na wysokość kieszonkowego dzieci, zasobność portfela dorosłych i – wydawałoby się to dziwne – bez względu na wyedukowanie.
Mam nadzieję, iż EZ zdąży do dziecka przed dilerem, zdegenerowanym towarzystwem i zgubnym wpływem ćpuna. Wiem, iż to nie może być jednorazowe zapoznanie dziecka w atmosferze chichotów, z teorią zabijania przez heroinę, ze skutkami wyraźnie widocznymi na zewnątrz ciała. To musi być jak uderzanie młotem i powtarzalne. Uderzanie obrazem niszczonych struktur mózgowych przez narkotyki podlane alkoholem, obrazem zeszmacenia, obrazem zdewastowanych przez kokainę organów wewnętrznych, obkurczonych naczyń krwionośnych, owrzodzonych i popękanych narządów, gnijącej przegrody nosowej, do mdłości uczniów i zwymiotowania, do życiowego – game over! To był mój prolog do EZ o skutkach narkomanii. Powody brania wyjaśnia specjalistka psychoterapii uzależnień Pani dr Maria Banaszak, współautorka książki „Hajland. Jak ćpają nasze dzieci”.
Po lekturze nie wiem, czy na polu przeciwdziałania uzależnieniom EZ bez dodatkowego wsparcia dokona trudnej sztuki dotarcia do dzieci z profilaktyką lub wręcz do ćpaczy, do ludzi mających niskie poczucie własnej wartości i tożsamości? Kto, dla przeciwwagi używkom, wskaże dzieciom cel i sens ich życia? EZ powinno również umieć wskazać drogę do odnalezienia satysfakcji w relacjach z drugim człowiekiem. Pani doktor ocenia właśnie tę relację jako najważniejsze przeciwieństwo uzależnienia, nie abstynencję ani trzeźwość. Czy EZ da siłę do pokonania trzeciego powodu ćpania, tj. lęku i niepewności?
Najmłodszych nie interesuje sfera polityczna życia, złożoność ekologiczna i gospodarcza ani bezpieczeństwo militarne, ale starsi mają już pewne wątpliwości, pojawiają się pytania egzystencjalne. Czy można więc mówić o walce EZ z uzależnieniami i czy nie brzmi to jak „zawracanie kijem Wisły” (…)? Wierzę, iż pod wpływem edukacji zdrowotnej, a głównie terapeutów uzależnień, dyskryminacja kobiet odejdzie w zapomnienie wraz z używkami podlewanymi alkoholem i dzięki temu za jedno pokolenie pierwszaki z podstawówki będą oglądać jednorożce na ulicach miast. JANUSZ G.
Wkręceni w zakrętki
Od lipca, zgodnie z Dyrektywą UE, wdrożono nakrętki SUP. Nikt nikogo nie przekonał do tego rozwiązania, ale prawdopodobnie to rozwiązanie jest opatentowane i ktoś na tym dużo zarobił. Patrząc obiektywnie, od razu widać, iż król jest nagi. Jestem przekonany, iż w Ameryce nikt by tego tak nie zastosował, ale Unia zawsze może wdrożyć najgłupsze systemy. Niewygodne odkręcanie i zakręcanie i takież picie kątem pyska nie wymagają opisu. SUP, jaki jest, każdy widzi. Ostatnio kupowałem gazetę w markecie. Przede mną starsza kobieta niosła plecaczek, z którego ciurkiem lała się woda. Zalana została prawie cała posadzka i trochę gazet.
Klientka się tłumaczyła. Kioskarka ją uspokoiła i posprzątała mopem. Powiedziała mi, iż takie zdarzenia są częste i możemy za to podziękować władzom unijnym. Moim zdaniem, ta sprzedawczyni ma więcej zdrowego rozsądku niż ci „mędrcy” z Brukseli. Można sobie wyobrazić, iż tysiące urzędników dobrze opłacanych siedzi tam i każdy chce wykazać swoją przydatność. Jedni tworzą sterty przepisów, inni – innowacyjne nakrętki, których przydatności nikt nie wykazał. prawdopodobnie był to ktoś wysoce kreatywny. Mogę się założyć, iż byli to Francuzi znani z dziwnych pomysłów. Na przykład w samochodzie marki Citroen wycieraczki pracują równolegle tylko ku sobie i odwrotnie. Skutecznym remedium byłoby np. zmniejszenie tam zatrudnienia/budżetu o połowę. Pozdrawiam JAN DĘBEK