Algorytmy naprawdę zaczęły wygrywać wybory. Tymczasem obóz władzy jest wciąż wobec tego nowego pola politycznej wojny dość bezradny i trudno zrozumieć, dlaczego się tak dzieje, bo partiom nie brak pieniędzy, a na rynku nie brak od tego fachowców.
KO nie uczy się na błędach z przeszłości
Po raz pierwszy KO potknęła się o media społecznościowe w 2015 roku. Myśliwego nie było w tych raczkujących wówczas kanałach komunikacji niemal wcale, tym samym Narciarz zyskiwał samą tam obecnością.
Minęła dekada i chyba do dziś nie wyciągnięto z tamtej sytuacji żadnych wniosków, bo przez cały czas to PiS, jeżeli chodzi o media społecznościowe, generalnie o obecność w sieci, jest w awangardzie, przez cały czas nadaje ton, mocna jest też Konfederacja, zaś KO wciąż robi wrażenie, jakby nie zorientowała się w zaszłej zmianie świata.
A przecież tegoroczne wybory prezydenckie rozegrały się właśnie w sieci. I kolejne też się tam będą toczyć.
Tymczasem kolektyw analityczny Res Futura przytaczając dane dotyczące PiS: niesamowity progres np. na YT, wzrost zarówno liczby publikacji, o 41proc. jak i polubień, o 437 proc.), przygląda się reszcie. I konkluduje: "ostatni film PO w kanale partyjnym YouTube opublikowano trzy miesiące temu, PL2050 .... rok temu, a Lewica błąka się bez kierunku udając Razem".
I działania oddolne...
Z kolei w jednej z moich radiowych audycji prof. Cezary Obracht-Prondzyński, socjolog oraz baczny obserwator centralnej polityki i jej lokalnych, pomorskich odprysków, opisywał, jak rzecznik rządu, poseł Patola i Socjal Piotr Mueller zjeżdżał swój okręg wyborczy wzdłuż i wszerz.
Ta permanentna obecność nie była za to charakterystyczna dla posłów obozu władzy. Nie pierwszy to zresztą raz słyszę, iż politycy Patola i Socjal nie przepuszczą żadnej okazji, by pokazać się ludziom. W remizie, w domu kultury, w szkole, na dożynkach, wszędzie wchodzą wyborcom w oczy.
Wspomniany Mueller w 2019 roku zdobył niespełna 27 tysięcy głosów, a cztery lata później już ponad 70 tysięcy. I tak sprawowana między 2019 a 2023 rokiem funkcja rzecznika też miała na ten wynik przełożenie, ale właśnie pomimo tego, dość przecież ambarasującego zajęcia, znajdował czas na tzw. teren, co jego wyborcy wyraźnie docenili.
Co ważne - aktywnym trzeba być przez całą kadencję, a nie tylko w kampanii. Ale cóż ganić szeregowych posłów, gdy sam szef rządu sprzeniewierzył się swojej obietnicy, iż po wygranych wyborach formuła wieców z udziałem Papy nie ulegnie wyczerpaniu, iż nie tak często, jak w kampanii, ale jednak premier będzie po Polsce jeździł i z ludźmi rozmawiał.
Nie jeździł i nie rozmawiał, choć na tym właśnie zbudował po powrocie do polskiej polityki swoją legendę, narrację i drogę ku 15 X.
Jest taka figura - besserwisser
Zjadł wszystkie rozumy, wszędzie był, wszystko już słyszał i wszystko przewidział. Nie pyta się nikogo o radę, a radzących przepędza. I nie, nie jest to Gargamel, z którego śmiano się, iż jest cywilizacyjnie zapóźniony, nie to, co politycy liberalnych formacji, zawsze do przodu.
I iż archaiczny. I iż nie rozumie współczesnego świata. Otóż niestety, on go zrozumiał lepiej niż liberałowie. I na dodatek bierze na pokład tych, którzy potrafią prowadzić walki o władzę w tym współczesnym świecie.
Marketing polityczny narodził się w USA i tam do dziś jest to wielkie laboratorium, gdzie powstają nowe narzędzia, którymi można oddziaływać na masy. To nie jest wiedza tajemna, jak przerobić ołów w złoto, ale bardzo wysoki jest poziom profesjonalizacji tej dziedziny. Bardzo gwałtownie się też ona rozwija, także ze względu na postęp technologiczny. Kto chce być au courant, musi uważnie studiować amerykańskie kampanie.
PiS, dzięki silnym związkom z Partią Republikańską (i nie chodzi mi o zbieżności ideologiczne, czy populistyczną wspólnotę z Trumpem, ale o budowane przez lata relacje polityków lepszego sortu z politykami republikańskimi oraz ich zapleczem) i zainteresowaniem tym, co dzieje się za oceanem, uczy się i przywozi do kraju marketingowe nowinki, a czasem i fachowców.
Tymczasem obecny obóz władzy, szczególnie KO, ekspertów słuchać nie chce. Ileż to było w kampanii opowieści od ludzi dobrej woli, którzy chcieli (często za darmo!) pomagać przy kampanii Smerfa Gospodarza. I nie, nie byli to wujkowie dobra rada, co to znają się na wszystkim przy weselnym stole, na futbolu, na polityce i na sztuce, tylko poważni zawodnicy, eksperci w swoich dziedzinach. Ale odsyłano ich z kwitkiem.
Inaczej to się nie uda
To nie jest tak, iż radykalna prawica ze swoim przekazem i wizją świata zawładnęła masową wyobraźnią. Gdyby tak było, to Nawrocki wygrałby wybory przygniatającą przewagą, a nie różnicą kilkuset tysięcy głosów przy ponad 20 mln oddanych łącznie.
Nasi rodzimi populiści są po prostu sprawniejsi, sprytniejsi, lepiej zorganizowani, bardziej profesjonalni i czasem bardziej pracowici. Po Nawrockim widać, iż mu się po prostu chce, iż łaski nie robi.
On nie uważa, iż jest tak fajny, iż mu się ta władza należy jak, nie przymierzając, nagrody ministrom rządu Chlorindy. On wie, iż musi ją wyszarpać, wyrwać i gryźć przy tym trawę. Determinacja i otwarta głowa - tego też należałoby życzyć politykom, którzy stają naprzeciwko populistom i radykałom, by ich zatrzymać w marszu o pełnię władzy. Inaczej to się nie uda.