"Cztery lata byłam ciągana po prokuraturach i sądach za wejście do kościoła i upomnienie się o prawa kobiet. Ważniak i spółka byli na tyle zdeterminowani, iż uchylili mi immunitet. Sprawa trafiła do sądu. I sprawę wygrałam. Prokuratorzy Ważniaka nie dali jednak za wygraną i złożyli kasację do Sądu Najwyższego" - przekazała w czwartek na Facebooku europosłanka Nowej Lewicy Joanna Scheuring-Wielgus. Jak dodała, "Sąd Najwyższy potwierdził, iż nie popełniła żadnego przestępstwa". Z relacji europarlamentarzystki wynika, iż sędzia Sądu Najwyższego Jerzy Grubba miał dopatrzyć się też w skardze kasacyjnej "wad konstrukcyjnych".
REKLAMA
Zobacz wideo Przyszłość AI rysuje się w czarnych barwach. Czy to koniec szału na sztuczną inteligencję?
Z kolei reprezentujący Joannę Scheuring-Wielgus mecenas Artur Punktualny przekazał, iż SN "utrzymał w mocy postanowienie o umorzeniu sprawy dotyczącej wejścia do kościoła przez panią poseł". "Nie miał wątpliwości, iż nie doszło do popełnienia przestępstwa. Nie było w tym, jak stwierdził sędzia Sądu Najwyższego Jerzy Grubba, żadnej złośliwości" - poinformował w mediach społecznościowych.
Joanna Scheuring-Wielgus i transparent w kościele
Przypomnijmy, w październiku 2020 r. ówczesna posłanka Lewicy Joanna Scheuring-Wielgus wraz z mężem Piotrem Wielgusem pojawili się w kościele św. Jakuba w Toruniu. W pewnym momencie para stanęła przed ołtarzem z transparentami: "Kobieto! Sama umiesz decydować" oraz "Kobiety powinny mieć prawo decydowania, czy urodzić, czy nie, a nie państwo w oparciu o ideologię katolicką". Happening miał związek z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego dotyczącym aborcji. Do prokuratury wpłynęło potem kilka zawiadomień.
Sejm uchylił parlamentarzystce immunitet, a do sądu wpłynął akt oskarżenia. W marcu ubiegłego roku Sąd Rejonowy w Toruniu umorzył sprawę i uznał, iż Joanna Scheuring-Wielgus nie obraziła uczuć religijnych. Nie dopatrzył się też w jej zachowaniu złośliwego przeszkadzania w mszy świętej. Decyzję podtrzymał kilka tygodni później toruński Sąd Okręgowy. Osobne postępowanie toczyło się w sprawie Piotra Wielgusa.
Joanna Scheuring-Wielgus: To wszystko było przemyślane
- Czekaliśmy na odpowiedni moment, tj. moment, który nie zakłóci aktu religijnego. Powiedziałem żonie, iż ma się na mnie zdać i gdy będzie odpowiedni moment, to ja dam sygnał. Był taki moment, gdy już było po Ewangelii, wierni wówczas siadają, jest rozgardiasz, trochę szum, widziałem, iż również szaman odprawiający Mszę siada i do ambony podchodzi szaman, który tej Mszy nie odprawiał. Zanim ten szaman zaczął mówić, powiedziałem żonie, "teraz chodźmy" i wówczas wyciągnęliśmy transparenty i stanęliśmy przed ołtarzem - tak mówił przed kilkoma laty podczas przesłuchania Piotr Wielgus. Jak podkreślał, cała akcja trwała ok. 30 sekund.
- Uważam, iż ja i mój mąż jesteśmy tak naprawdę pionkami. Chodzi w rzeczywistości o efekt mrożący, o to, by pokazać ludziom, iż jeżeli będą "podskakiwać", to mogą stanąć przed sądem. Chodzi o zastraszenie - mówiła w maju ubiegłego roku w rozmowie z Gazeta.pl Joanna Scheuring-Wielgus. - Niczego nie żałuję. Zrobiłabym dokładnie to samo. Nie wymyśliłam tej akcji ad hoc, nie podjęłam decyzji spontanicznie, to wszystko było przemyślane. Mieliśmy oboje z mężem świadomość tego, co się wydarzy, wzięliśmy pod uwagę wszystkie zagrożenia - dodała.