Dzień dobry wszystkim, bądźcie zdrowi. Zapraszam na moją rozmowę z Romanem Warszawskim, chyba najsłynniejszym w tej chwili w Polsce obrońcą praw mężczyzn, który opowiedział mi co nieco o czerwonej pigułce…
Inny Wymiar: Red Pill to ruch związany z obroną praw mężczyzn, a przynajmniej ja najprościej opisałbym go w taki właśnie sposób. A jak Pan rozszerzyłby definicję, opisującą tę ideę?
Roman Warszawski: Red pill to świadomość natury ludzkiej. Prakseologia, a nie zbiór dogmatów. Zauważenie gynocentryzmu, kobiecej hipergamii i męskiego instynktu dominacji. Dopiero na tym mogą być nadbudowane ideologie. Ze świadomości natury relacji międzyludzkich wychodzą np. MRA Mens Right Activist – którzy zauważyli, iż już od dawna płcią dyskryminowaną na wielu polach są mężczyźni. Dalej mamy PUA – pick up artists – środowisko doskonalące się w sztuce uwodzenia. Mamy też najbliższych mi MGTOW, czyli mężczyzn idących swoją drogą – to skrajnie indywidualistyczna filozofia, zakładająca osobiste poszukiwanie celu i sensu życia.
IW: Proszę powiedzieć trochę o historii tego ruchu. Gdzie, kiedy i za czyją sprawą on powstał?
RW: Jak już wspomniałem, red pill nie jest ruchem albo ideologią. Z grup posługujących się tą wiedzą najstarszą są MRA – mens rights activist. Wywodzą się oni od feministów drugiej fali, gdzie kilku działaczy zorientowało się, iż wbrew obowiązującej narracji, kobiety nie są ofiarami systemu, a jest problem z męskimi ofiarami przemocy domowej czy też z kontaktami ojca z dziećmi po rozpadzie małżeństwa.
PUA powstali w latach 90-tych XX wieku. W ogromnym uproszczeniu – nerdy zaczęli zadawać pytanie dlaczego nie wychodzi im z dziewczynami, później poszli w teren, zebrali doświadczenia i porównali notatki. Pewien ogląd środowiska daje książka Neila Strausa „Gra”.
Najmłodszą grupą są MGTOW – mężczyźni idący swoją drogą. Powstali ok. 2012 r. jako społeczności internetowa. Wyznają oni skrajnie indywidualistyczną filozofię, według której życie mężczyzny powinno skupiać się na samorozwoju i ostatecznie stworzeniu dla siebie samego własnego celu i sensu życia nie opartego na uznaniu iż strony społeczeństwa, a zwłaszcza kobiet. W założeniu tej filozofii leży sprzeciw wobec państwowego małżeństwa jako instytucji, która nie daje mężczyźnie żadnych korzyści, a w pewien sposób prowadzi do oddania kontroli nad własnym życiem w ręce żony, która może korzystać ze wsparcia instytucji państwa.
IW: Czy w związku z tym indywidualizmem, warunkiem, aby być MGTOW jest nie szukanie sobie stałej partnerki życiowej czy nie jest to konieczne, a chodzi tylko o, jak Pan stwierdził: „sprzeciw wobec państwowego małżeństwa jako instytucji, która nie daje mężczyźnie żadnych korzyści, a w pewien sposób prowadzi do oddania kontroli nad własnym życiem w ręce żony, która może korzystać ze wsparcia instytucji państwa”?
RW: Zależy kogo zapytać. Filozofia jest skrajnie indywidualistyczna, nie ma papieża który rozstrzygnie. Trafiają się głosy, iż tylko mężczyźni żyjący w trybie mnicha mogą naprawdę być MGTOW. Ja się z tym stanowiskiem zupełnie nie zgadzam. Uważam, iż wystarczy, iż kierujesz się wewnętrzną motywacją i wyżej od wszelkich relacji cenisz własne zasady. Bo właśnie o to chodzi w pójściu swoją drogą – aby żyć na własnych warunkach i nie podlegać mocy magicznych zaklęć – „jesteś zły, samolubny, prawdziwy mężczyzna tak nie postępuje”.
IW: A jak ma się red pill do konserwatyzmu? Przecież to właśnie ten ostatni, (zwłaszcza w skrajniejszej formie) zakłada, iż kobiety i mężczyźni są inni, wskazując z reguły na konieczność męskiej dominacji, ustępstwa wobec kobiet, itd. Jak wygląda to od tej strony?
RW: Jako ateista widzę święte księgi głównych religii świata, w tym Biblię jako zagregowane doświadczenie odnośnie natury ludzkiej. W tym sensie tradycyjny konserwatyzm uosabiał kompromis pomiędzy męską i żeńską strategią reprodukcyjną. Tyle, iż to już pieśń przeszłości. Dziś nie ma praktycznie kobiet które nie są feministkami co najmniej drugiej fali, a kobiety (ze względu na swoją wspólnotowość) to największy klaster wyborców i konsumentów. A więc i konserwatyści mają swoją gynocentryczną ofertę dla nich – mężczyźni mają akceptować swoje stare obowiązki i nie mają jednocześnie dawnych przywilejów. Oferta zjeść ciastko i mieć ciastko.
IW: Dlaczego zdecydował się Pan „wziąć czerwoną pigułkę”? Tzn. mówiąc prościej, dlaczego zdecydował się Pan zaangażować w obronę praw mężczyzn?
RW: Sam pigułkę wziąłem, bo widzę, iż to prawdziwy opis rzeczywistości i pozwala lepiej działać w świecie. Co do skali makro – kiedy widzisz mechanizmy, to aż nazbyt oczywiste staje się, iż niebieska pigułka w takim społeczeństwie musi prowadzić do apokalipsy Zombie. Po pierwsze, rozpada nam się podstawowa komórka społeczna jaką jest małżeństwo, a za nią rozpadają się wszystkie naturalne wspólnoty. Mamy zapaść demograficzną i zatomizowane społeczeństwo. Za chwilę przeciętny wyborca będzie po 60-tce, bez dzieci i rodziny. A wszystko dlatego, iż kobiety nie chcą mieć nic do czynienia z nieatrakcyjnymi mężczyznami, a mężczyźni dostają cały czas błędną informację jak być atrakcyjnym. Na końcu wszystko postanawiają dać sobie ze wszystkim spokój, mają podejście po nas choćby potop, społeczeństwo jest trupem, a pozory życia zapewnia mechanizm państwa, który podtrzymywany jest przez coraz bardziej wąską grupę podatników netto, a jednocześnie wzmacnia mechanizmy które doprowadziły do powstania problemu. Chcę mieć na starość ciepłą wodę w kranie i chcę, aby moi synowie mogli mieć normalnie dzieci, aby móc cieszyć się życiem.
IW: „Mężczyźni dostają cały czas błędną informację jak być atrakcyjnym”. To znaczy co, według Pana powinni robić mężczyźni, aby być atrakcyjni – zarówno dla kobiet jak i dla samych siebie?
RW: Pierwszym krokiem jest zmiana założeń i postawienie na zdrowy egoizm. Należy stać się swoim własnym mentalnym początkiem. Dla tradycjonalistów od razu dodam – nie da się uratować nikogo nie ratując najpierw samego siebie, a poświęcenie bez nagrody to droga donikąd. Dla kobiet atrakcyjny jest mężczyzna posiadający własne terytorium, autonomiczny, wiedzący czego chce oraz zmierzający aby to osiągnąć. Dlatego też tak ważne jest zabicie w sobie beciaka, który uważa, iż związek z kobietą jest dla niego nagrodą, gdy tymczasem w relacji, w której kobieta czuję się szczęśliwa, jej hipergamia jest zaspokojona, to on jest nagrodą.
IW: Jak odpowiada Pan na zarzuty wobec ludzi red pill’u, typu: „mówisz tak, bo jesteś jeszcze młody chłopak”, „jakbyś znalazł sobie w końcu jakąś dziewczynę, to przestałbyś tak gadać” lub „ktoś kiedyś musiał Cię skrzywdzić” i inne takie? Jest w ogóle sens rozmawiania z takimi osobami?
RW: Ja dostaję raczej zarzuty, iż jestem już starym dziadem i mając tak siwe włosy nie wypada mi o takich rzeczach mówić.
IW: Czy czerwona pigułka stoi na przeciwnym biegunie w stosunku do feminizmu? Można to śmiało nazwać czymś skrajnie przeciwstawnym?
RW: Czerwona pigułka to opis. jeżeli jakiś mężczyzna decyduje się w życiu na swoją naturą i męska strategią reprodukcyjną – w tym sensie to tak. Ponieważ feminizm to tak naprawdę kobiecy szowinizm na sterydach.
IW: Obserwuję i widzę, iż aktywność Pana czy Pani Marty Markowskiej w temacie red pill’a cieszy się od pewnego czasu sporą popularnością. Jest Pan zadowolony z odbioru waszej działalności? Spodziewał się Pan tak (w wyraźnej większości pozytywnego) feedbacku od ludzi?
RW: Spodziewałem się większej fali krytyki i oburzenia. Mimo wszystko, trochę obawiam się nadmiernej popularyzacji red pilla, bo bardzo łatwo nim przestraszyć. Kobiety po pobieżnym zapoznaniu się mają wrażenie, iż red pill to ataka na nie i przedstawienie ich jako złych osób, z kolei konserwatyści widzą w red pillu pochwałę degeneracji i zepsucia obyczajów. I to z kolei właśnie generuje fale hejtu. Dla konserwatystów red pill daje możliwość pokazania samych siebie jako ludzi środka, bo z jednej strony są złe feministki, z drugiej red pill, a oni mają trzecią drogę. Tak naprawdę drogę donikąd, bo chcą konserwować drugą falę feminizmu.
Roman Warszawski (pierwszy z prawej), razem z Martą Markowską i Waldemarem Krysiakiem na spotkaniu z fanami w stołecznej „Świetlicy Wolności”.
IW: Obawia się Pan, iż w miarę wzrostu popularności red pill’a hejt w waszym kierunku będzie przybierał na sile?
RW: Niestety, bardzo łatwo na takim hejcie zrobić zasięgi. A natura social mediów wręcz zachęca do takiego działania.
IW: Stawia Pan sobie jakieś red pillowe cele na najbliższy czas? Coś, co chciałby Pan osiągnąć w tym temacie i rozpowszechnianiu go.
RW: Chcę po prostu dotrzeć do jak największej liczby ludzi, którzy dzięki czerwonej pigułce mogliby poprawić swoje życie. Tak czy siak, zainteresowanie red pillem będzie rosło, bo problemy stworzone przez blue pill będą narastać.
IW: Bardzo dziękuję za tę rozmowę.
RW: Cała przyjemność po mojej stronie.