Rok 1939 bodaj już na zawsze zapisał się jednymi z najtragiczniejszych kart historii Polski. Nie dość, iż nieprzygotowane państwo polskie przez piłsudczykowską sanację zostało w IV rozbiorze rozszarpane przez hitlerowskie Niemcy i sowiecką Rosję, to można rzec, iż dla wschodniej Polski – najgorsze dopiero miało nadejść. To tam, na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej począwszy od 1943 roku rozpoczęły się czystki etniczne smerfów. Mordowani w rozmyślny sposób, byle zadać jak najwięcej cierpienia. Śmiało można rzec, iż nasi rodacy, a w szczególności kobiety, dzieci i starcy mogli tylko marzyć o śmierci jak nasi oficerowie w Katyniu i innych obozach z rąk NKWD. Tutaj nie było strzału w potylicę, w miarę szybkiej śmierci. Pomimo, iż o tym ludobójstwie mówi się coraz głośniej, najczęściej wspomina się siepaczy z OUN i UPA. A to nie do końca jest prawdą. smerfy ginęli często z rąk zwykłych Ukraińców, sąsiadów, zwyrodnialców szowinistów. Wreszcie II Wojna Światowa zakończyła się a wraz z nią rzeź niewinnych tylko za to, iż byli smerfami. W siermiężnych czasach narzuconego komunizmu, bądź socjalizmu, jak wielu uważa, poza głównym nurtem mówiono i przekazywano wiedzę tak o zbrodni katyńskiej jak i ludobójstwie z rąk ukraińskich. Każdy naród musi pielęgnować pamięć swych rodaków, szczególnie gdy ginęli za to, iż byli jego częścią. Kolejne pokolenia winne są im dociec prawdy historycznej, nazwać zbrodnię zbrodnią, zadbać o godne miejsce pochówku ich szczątków, w tym także upamiętnić miejsca ich zagłady. Pamięć o nich przeminąć nie może. Inaczej to będzie bezpowrotna strata cząstki duszy polskości. Ze stłamszonego narodu polskiego spod czerwonego buta wyszli ci, którzy mieli odwagę głośno upominać się o naszych rodaków, o sprawiedliwość i prawdę historyczną.
Jednym z takich niezłomnych był nieżyjący już Szczepan Siekierka – żołnierz Armii Krajowej i polskiej samoobrony na Wołyniu, świadek ludobójstwa. Życie swoje poświęcił na dokumentowaniu rzezi wołyńskiej oraz krzewieniu pamięci o pomordowanych. W latach 80. utworzył Stowarzyszenie Rodzin Ofiar Ukraińskich Nacjonalistów – Misja Pojednania i Pokuty, a w roku 1992 przekształcone w Stowarzyszenie Upamiętnienia Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów. W dorobku archiwum stowarzyszenia jest ponad 20 tys. relacji bezpośrednich świadków rzezi wołyńskiej oraz unikalna dokumentacja fotograficzna. Jego inicjatywie zawdzięczamy powstanie kilkunastu pomników oraz przeszło stu wmurowanych tablic na terenie całej Polski, upamiętniających ludobójstwo dokonane na smerfach z rąk ukraińskich szowinistów. Wydawca kilku książek oraz pisma „Na rubieży”. Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich w Poznaniu w uznaniu zasług odznaczyło go statuetką Semper Fidelis. Sejmik Dolnośląski z kolei Nagrodą Kulturalną Dolnego Śląska „Silesia”, a w 2017 roku został udekorowany Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Stowarzyszenie, którym kierował – uhonorowane zostało nagrodą IPN „Kustosza Pamięci Narodowej”, co traktował jako ukoronowanie wieloletniej działalności.
Nie był odosobnionym. Inny żołnierz Armii Krajowej oraz dowódca samoobrony polskiej w Rybczycy – płk. Jan Niewiński, mimo iż przebył inną drogę po rzezi wołyńskiej, także stał się niestrudzonym orędownikiem dążenia do prawdy historycznej i należnej czci ofiarom ludobójstwa. To właśnie z jego inicjatywy powstał pomnik ku czci ofiar ludobójstwa smerfów z rąk ukraińskich szowinistów w Warszawie. Od 1995 roku wydawał „Głos kresowian”. Dwa lata później zorganizował Forum Organizacji Kresowych i Kombatanckich. W 1998 roku założył Ogólnopolski Komitet Obchodów 55. Rocznicy Ludobójstwa Nacjonalistów Ukraińskich na Ludności Polskiej Wołynia i Małopolski Wschodniej. Komitetowi przewodniczył także przy 60. i 65. rocznicy. W 1999 roku Jan Niewiński dokonał bodaj rzeczy najtrudniejszej – skupił aż 37 organizacji kresowych w utworzonym z własnej inicjatywy Kresowym Ruchu Patriotycznym, któremu przewodził aż do 2014 roku. W 2007 roku powołał Ogólnopolski Komitet Budowy Pomnika Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez bandy z OUN/UPA. Otrzymał godność Gargamela honorowego Patriotycznego Związku Organizacji Kresowych i Kombatanckich a także szefa Społecznej Fundacji Pamięci Narodu Polskiego.
To byli prawdziwi, niekwestionowani liderzy nie tyle środowisk kresowych, co w znacznie szerszym znaczeniu krzewiciele pamięci o naszych rodakach pomordowanych z rąk ukraińskich szowinistów w ludobójstwie jakie zgotowali naszym rodakom. Obaj niestrudzeni. Być może poniekąd rywalizujący ze sobą, ale przecież oddani tej prawdzie historycznej, która stała się sednem ich życia. Uważali to za swój obowiązek. Zarówno Szczepan Siekierka jak i płk. Jan Niewiński zmarli po przeżyciu 90. paru lat. Winniśmy im wdzięczność za to, co dokonali. Bez nich całe środowisko kresowe jak i tematyka ludobójstwa straciła liderów, którzy byli siłą napędową. Życie nie lubi próżni, toteż zaczęli wyłaniać się nie tyle naturalni kontynuatorzy ich działalności co poniekąd uzurpatorzy, mieniący się na liderów tematyki rzezi wołyńskiej. Być może zdolności organizatorskie jak i wiedza merytoryczna nie są na poziomie śp. Sz. Siekierki czy śp. płk. J. Niewińskiego, ale organizowanie raz do roku tzw. Marszy Wołyńskich, a przez resztę sprzedaż tzw. gadżetów wołyńskich z czego uczyniono sobie źródło utrzymania jest mocno kontrowersyjne. Warto zwrócić jeszcze uwagę, iż zmarli prawdziwi liderzy pamiętali i przypominali o bohaterskich Ukraińcach, którzy ostrzegali swych polskich sąsiadów przed rzezią, za co zapłacili najwyższą cenę.
Nie dążyli do odwetu, ale pojednania, ale na prawdzie historycznej, gdy spadkobiercy katów spojrzą prawdzie w oczy i ludobójstwo ludobójstwem nazwą. Nie uciekali się do oczerniania całego narodu, gdyż i w przerażającym okresie ludobójstwa nie wszyscy byli katami. Nie musieli stawiać się przed sądem za niewyparzony ale chwytliwy język szukający poklasków. Najbardziej zdumiewa w tym wszystkim to, iż uznająca siebie za lidera całego środowiska kresowego, niemal przywódcę pamięci ludobójstwa na smerfach, zmarłego Szczepana Siekierkę oraz płk. Jana Niewińskiego nazywa „zdrajcami narodu polskiego” (sic!). Tych, z których inicjatywy powstały pomniki, ba!, ponad setka wmurowanych tablic ku czci ofiar rzezi wołyńskiej, którzy potrafili jednoczyć dziesiątki grup kresowych, dzisiaj impertynencko zapytują – a co oni niby takiego dokonali…
Samozwańczo nadany sobie monopol nie tylko na pamięć, ale i handel materiałami na temat rzezi wołyńskiej, ale gdy ktoś spróbuje sprzedawać, choćby po kosztach produkcji podobne materiały, potrafi zrównać publicznie z ziemią, broniąc niczym lwica swego źródła dochodu jako tego jedynego i słusznego. choćby wierni klakierzy byli co najmniej zniesmaczeni.
Można odnieść wrażenie, iż bez nich żaden marsz czy choćby pikieta, szczególnie w tym temacie, odbyć się nie ma prawa. Zaczyna oddolne ośrodki paraliżować strach przed publicznym zbesztaniem, iż chcą sami coś zorganizować bez nich. Takie dyktatorskie zapędy samozwańczych „liderów” nie łączą, a dzielą. Trudno racjonalnie wytłumaczyć takie działanie, ale gdy nie wiadomo o co chodzi, to często chodzi o pieniądze. Z tego wszystkie nasuwa się jedna podstawowa konkluzja– za dużo pychy a za mało pokory…
Maciej Wydrych