„Pin i zielony”. A coraz częściej i bez tego – po prostu zbliżamy komórkę do czytnika. Duża część z nas ma już za sobą ten moment, w którym nagle uświadamia sobie, iż praktycznie przestała posługiwać się banknotami i monetami w sklepach. Tylko zakupy na straganach z warzywami przypominają nam o konieczności wyjmowania gotówki z bankomatu. Jednak coraz częściej i w takich swojskich miejscach zapłacimy elektronicznie, choćby za samą pietruszkę. Już prawie 2/3 Polek i smerfów w miejscach sprzedaży detalicznej uiszcza płatności bezgotówkowo.
Dla wielu z nas to kolejna okazja do chwilowej zadumy nad starym światem, który odchodzi – choć czy na pewno całkiem bezpowrotnie? Polskie wydanie książki Bretta Scotta pt. „Cloudmoney. Gotówka, karty, krypto. Wojna o nasze portfele” to doskonała sposobność do skonfrontowania tej „nieuchronności” z faktami. Autor, insider sektora finansowego i uznany ekspert branży FinTech (innowacje cyfrowe w sektorze finansów), przedstawia w niej zdecydowaną krytykę bezrefleksyjnego pędu za tym trendem. Dyskutuje w niej w dużej mierze właśnie z przekonaniem o „naturalności” opisywanych przemian – nie są one dopustem bożym, a dzieją się dlatego, iż forsuje je potężny biznes poprzez lobbing, marketing i stawianie nas przed faktami dokonanymi. Oczywiście po to, żeby dobrze zarobić.
Pieniądz papierowy zanika
Dyskusja o zaletach i wadach znikającej gotówki na jednej szali kładzie najczęściej argumenty o swobodzie i wygodzie (rzadziej o nieuchronności), na drugiej – obawy przed końcem prywatności i oddaniem się pod jeszcze większą kontrolę korporacjom finansowym i gigantom BigTech i FinTech.
Na razie nigdzie na świecie nie ma „nakazu cyfryzacji” – gotówki nie zakazano. Jednak w krajach takich jak Szwecja i Wielka Brytania prawo dopuszcza już, by niektóre sklepy odmawiały przyjmowania zapłaty w gotówce. Budzi to niepokój o prawa obywatelskie i realny status korony oraz funta jako pieniądza. Do liderów transformacji dołączają takie kraje jak Indie, gdzie rząd w porozumieniu z niezwykle popularnym PayTM prowadzi otwartą kampanię przechodzenia z gotówki na cyfrę, pieniądz tradycyjny przedstawiając jako źródło korupcji. Trudno nie zauważyć tu ironii, bo to właśnie sam rząd Narendry Modiego tonie w nadużyciach i – oględnie mówiąc – pozostaje mało wrażliwy na prawa człowieka.
Pozostają jeszcze obawy o tzw. digital gap, czyli rodzaju wykluczenia cyfrowego odzwierciedlającego podziały klasowe. Mimo powszechności telefonii komórkowej i internetu mobilnego, ubożsi przez cały czas mają gorszy dostęp do usług cyfrowych. Jak więc w praktyce mogłaby wyglądać pełna transformacja? Czy mogłaby grozić zupełnym odcięciem ludzi od systemu pieniężnego?
Polska, Europa, świat bezgotówkowy
Coraz większa skala transakcji elektronicznych to przede wszystkim zasługa większego dostępu do tradycyjnych plastikowych kart płatniczych. Zbiega się to z malejącym udziałem gotówki w agregacie pieniężnym M1[1], który najlepiej odzwierciedla płynne środki płatnicze, jakimi dysponują Polki i smerfy.
Raport Instytutu Finansów na podstawie danych NBP wskazuje na spadek udziału gotówki w transakcjach detalicznych w latach 2012 – 2021 z 72 proc. do 45 proc. Jeszcze większe tempo odchodzenia od gotówki pokazuje badanie zlecone przez Fundację Polska Bezgotówkowa. Podczas gdy w 2018 r. gotówka stanowiła 57 proc. transakcji detalicznych w fizycznych punktach sprzedaży, to w 2023 r. jej udział wyniósł już tylko 35 proc. Stosunkowo duża część respondentów (38 proc.) deklarowała, iż płaci wyłącznie bezgotówkowo. Jednocześnie w 2023 r. nastąpiła pewnego rodzaju symboliczna zmiana i po raz pierwszy spadł odsetek transakcji z wykorzystaniem kart: z 46 proc. na 40 proc. Zostało to spowodowane wzrostem udziału transakcji mobilnych: zbliżeniowych, BLIK oraz dzięki aplikacji i platform płatniczych.
Polska należy też do liderów cyfryzacji w UE, bo unijna średnia wykorzystania gotówki w transakcjach detalicznych wynosi aż 73 proc. Między krajami Unii występują pod tym względem duże różnice. Państwa skandynawskie przodują w odchodzeniu od gotówki – w Norwegii płatności nią mają udział wynoszący zaledwie 4 proc. Z kolei w Hiszpanii, Portugalii, Włoszech, Grecji udział gotówki przekracza 80 proc. Przepaść tę można odruchowo wiązać ze zjawiskiem digital divide, ponieważ w południowych krajach UE występują rozległe obszary ubóstwa i wykluczenia, sugerując podział klasowy.
Znamienny jest też fakt, iż w pandemicznym roku 2020 wszędzie w Europie wzrosły zapasy gotówki gromadzone jako forma zabezpieczenia. Ludzie po prostu chcą mieć takie wyjście, choćby o ile korzystają z płatności cyfrowych.
Nie wiadomo na razie, jak wyglądają te różnice np. w krajach Globalnego Południa, gdzie dostęp do samej infrastruktury bankowej jest często gorszy niż w Eurozonie. Wiadomo jednak, iż w krajach tych płatności bezgotówkowe, również bezkartowe (mobilne), rozwijają się w ostatnich latach bardzo szybko. W krajach regionu Azji i Pacyfiku płatności typu account-to-account (A2A) przekroczyły już poziom 50 proc. wszystkich transakcji POS (ang. point of sale, w fizycznych punktach sprzedaży), co jest wynikiem znacznie lepszym niż w Europie. Dlaczego?
Żabi skok nad gotówką
Najważniejszą przyczyną płatności bezgotówkowych w krajach Globalnego Południa są e-portfele. W krajach takich jak Filipiny, Wietnam i Indonezja stały się one wiodącą metodą płatności w handlu internetowym. W innej części globu, w Brazylii, 70 proc. respondentów przyznaje się do posługiwania się e-portfelami. Jest to istotne o tyle, iż wiele z tych rozwiązań pozwala na dokonywanie płatności użytkownikom w ogóle nie posiadającym konta bankowego, a więc otwartego na tzw. nieubankowioną (ang. underbanked) część populacji.
Wdrażaniem tych innowacji w wymienionych krajach zajmują się najczęściej krajowe spółki. Zaskakiwać może fakt, iż firmy lokalne okazują się tak skuteczne we wdrażaniu pionierskich nieraz technologii, prowadząc do szybszego upowszechnienia się ich, niż ma to miejsce w gospodarkach wysoko rozwiniętych.
Jednym z możliwych wyjaśnień jest koncepcja leap froggingu, czyli „żabich skoków”. Pojęcie to oznacza zdolność przeskakiwania etapów rozwoju technologicznego, którego trajektorię wyznaczyły kraje najbogatsze. Jest to możliwe z powodu kosztów utopionych przez koncerny, które wdrożyły technologie uchodzące dziś za „stare”, i ich tendencji do „wyciśnięcia” maksymalnego zwrotu z dokonanej inwestycji. Oznacza to de facto mniejszą zachętę ekonomiczną do przechodzenia na technologie nowej generacji. Firmy z rynków wschodzących nie mają takich oporów, bo nie poniosły tych kosztów. Pytaniem otwartym jest, czy w tych kategoriach można interpretować dorobek polskiego sektora FinTech.
Polska w objęciach technofeudalizmu
Systemy cashless były rozwijane u nas przez firmy spoza sektora bankowego, ale działające z nim w ścisłej kooperacji. W Polsce takim przykładem jest BlueMedia, w tej chwili Autopay, która w ciągu ostatnich 20 lat pełniła u nas rolę pionierską. Coraz szybciej jednak rynek takich płatności jest opanowywany przez firmy kapitałowo powiązane z bankami. W przypadku Polski popularność transakcji cyfrowych rośnie w ostatnich latach w ogromnej mierze dzięki standardowi BLIK. Płatności za jej pośrednictwem notują dynamikę na poziomie 30 proc. rocznie – w tej chwili również dzięki opcji płatności zbliżeniowej. BLIK powstał w 2015 r. jako pierwszy system fast-payments, w EU i dziesiąty na świecie. Stoi za nim spółka Polski Standard Płatności, konsorcjum sześciu banków (ING, mBank, Alior, Millenium, PKO BP i Santander, wcześniej WBK) powołane w 2013 r.
BLIK nie jest jedynym polskim sukcesem w płatnościach bezgotówkowych. Wysoką pozycję Polski jako jednego z europejskich liderów technologicznych w systemach płatności pokazuje to, iż jest jednym z kilku krajów, w których płatności międzynarodowe dokonywane dzięki systemu SWIFT są rozliczane najszybciej.
Przy wszystkich zastrzeżeniach do sektora bankowego, nie da się ukryć, iż BLIK stanowi przykład polskiego sukcesu w innowacjach i dużego potencjału na przyszłość. Nigdy bowiem nie jest tak, iż za nowatorskie technologie, które się sprawdzają, odpowiadać może kilka chciwych zarządów – jest to przejaw siły społecznej, pracowitości naszych inżynierów i pomysłów na polepszenie naszego życia.
Jednocześnie trwa właśnie kampania reklamowa, w której BLIK reklamowany jest hasłem: „Gotówka to średniowiecze”. Płatności bezgotówkowe znów propagandowo przedstawione są jako walka z zacofaniem.
Może się tymczasem okazać, iż to właśnie fintechy faktycznie proponują nam jednak powrót do średniowiecza i do feudalizmu, bo w tych kategoriach są coraz częściej ujmowane relacje panujące w gospodarkach opanowanych przez kilku cyfrowych gigantów.
Krytyka tzw. technofeudalizmu , czyli dominacji oligopolu technologicznego zwraca uwagę na to, iż własność technologii może stawać się ograniczeniem rozwoju i dobrobytu jeżeli jest skoncentrowana w rękach wąskiej elity. W podobnym duchu utrzymana jest krytyka determinizmu technologicznego zawarta w najnowszej książce tegorocznych noblistów Darona Acemoglu i Simona Johnsona pt. „Power and Progress”.
Gotówkowy wentyl bezpieczeństwa
To nie technologia nam zagraża, ale jej prywatna własność i usilne wpychanie jej dla zysku.
Tyczy się to także płatności elektronicznych. Tradycyjna gotówka posiada jednocześnie cechy, które czynią ją użyteczną choćby w sytuacji demokratyzacji cyfrowych systemów płatniczych. Stanowi podstawowy wentyl bezpieczeństwa zwykłych ludzi na wypadek, gdyby system elektroniczny się „wysypał”. Jest wsparciem tam, gdzie również ze zrozumiałych pobudek możemy chcieć pozostać poza okiem wszechwidzących banków i państwa.
Transakcje bezgotówkowe okazały się strzałem w dziesiątkę, bo w pełni odpowiedziały na dominujące dzisiaj potrzeby szybkości, wygody i elastyczności. Tworzy się ekosystem złożony z producentów i usługodawców, konsumentów i infrastruktury połączonych ze sobą nowym stylem życia. Zarazem złe konsekwencje tych metod nie są odczuwalne. Większe jest ryzyko zostania okradzionym z gotówki na ulicy, niż iż doświadczy się włamania na konto.
Wypada nadmienić, iż nie wszystkie innowacje forsowane niegdyś przez wielki biznes się przyjęły. Przykładami mogą być chociażby gogle VR albo telefony komórkowe z klawiaturą QWERTY. Te wynalazki po prostu nie trafiły w ludzkie potrzeby, nie wpisały się w szersze uwarunkowania. Inne z kolei nie wyparły całkiem old-schoolowych alternatyw i stąd nieustająca popularność aparatów analogowych czy lustrzanek. Podobnie urok gotówki raczej pozwoli jej ocaleć – jeżeli tylko nikt się na nią brutalnie nie zamachnie.
Plusy dodatnie i plusy ujemne
Mimo wszystko, zarzuty przedstawione w „Cloudmoney…” Bretta Scotta, należy uznać za uzasadnione. Stanowią artykulację szeregu ryzyk, których nie da się przemilczeć.
Po pierwsze, upowszechnienie płatności bezgotówkowych jest faktycznie przedmiotem lobbingu na najwyższym szczeblu. Zajmuje się nim globalne partnerstwo Better Than Cash Alliance, które formalnie działa pod egidą ONZ, ale faktycznie składa się m.in. z takich podmiotów jak Citigroup, Mastercard oraz Visa i reprezentuje ich interesy. Obywatele powinni wiedzieć, iż są tym sposobem „zapisywani” do świata, gdzie przekazują coraz więcej swoich danych gigantom światowego kapitalizmu, żeby mogli zarobić kolejne miliardy na dodatkowych opłatach, a wszystkie lub prawie wszystkie transakcje są zapośredniczone przez stronę trzecią.
W 2018 r. wybuchł skandal po tym, jak Bloomberg doniósł, iż w ramach tajnej umowy Google kupił dane użytkowników kart od Mastercard, żeby móc lepiej profilować reklamy. Oba koncerny tłumaczyły się, iż cały proces ich przetwarzania jest zanonimizowany. Pozostawał jednak całkowicie nieprzejrzysty, a klienci nie mieli o nim żadnej wiedzy.
Trudno więc poważnie traktować argumenty, iż odejście od gotówki to sprawniejsza walka z korupcją właśnie dzięki śledzeniu wszystkich transakcji (a „niewinni nie mają się czego obawiać”), skoro sami posiadacze naszych danych wykorzystują je do naginania prawa.
Poza tym to same banki, które stanowią dziś podstawę tej „infrastruktury przejrzystości” umożliwiają funkcjonowanie rajów podatkowych, które są w istocie gigantycznymi pralniami pieniędzy.
Innowacje sektora finansowego – od biometrii po AI – zdecydowanie ułatwiają nam życie pod względem szybkości i wygody płacenia za towary i usługi. Niestety jednocześnie sprzyjają one koncentracji kontroli nad korzystaniem ludzi z pieniądza w rękach niewielkiej liczby technofeudałów z sektora FinTech/PayTech.
Kierunek technofeudalny nie jest jednak nieuchronny, gdyż widać zdecydowany opór i alternatywy wobec niego. Podstawową jest tzw. spółdzielczość cyfrowa (platformowy kooperatyzm), która dąży do demokratyzacji kontroli nad technologią i budowy infrastruktury społecznej służącej autentycznie zrównoważonemu rozwojowi.
PLZ Spółdzielnia i CoopTech Hub, pierwsze polskie centrum technologii spółdzielczych, to doskonałe przykłady tworzenia fundamentu dla nowego modelu gospodarczego opartego na równościowym, demokratycznym zaangażowaniu kluczowych a niedocenianych uczestników lokalnych gospodarek. Uruchomione zostają w ten sposób potencjały, których nie dostrzega wielki kapitał. Kotwiczącymi instytucjami są tu gminy i banki spółdzielcze, a w pełni otwartą i przejrzystą infrastrukturę cyfrową stanowią takie aplikacje jak PLZ. Są kierowane raczej dla społeczników, związkowców i spółdzielców niż wielkich firm. Co ważne, jej funkcjonalności obejmują m.in. bezgotówkowe waluty lokalne, pomyślane tak, by obieg pieniądza tworzył poziome synergie wzmacniające prężne społeczności lokalne i sektorowe. Software PLZ wykorzystuje dane użytkowników na poziomie absolutnego minimum.
Ile wolności w wolności?
Dyskusja o roli gotówki, płatności bezgotówkowych i ich wzajemnych relacjach jest wielowątkowa, tak jak pieniądz ma wiele funkcji i zastosowań. Część z nich ma charakter społeczny, jak chociażby obsypywanie nowożeńców drobniakami, i świadczy o tym, jak silnie ten prastary wynalazek przenika ludzkie kultury. To kolejny, tożsamościowy i całkowicie zasadny argument w wymianie zdań o ewentualnej rezygnacji z gotówki na rzecz pełnej cyfryzacji.
Zarazem podstawowy, najczęściej akcentowany kąt patrzenia na sprawę dotyczy jednak pola wolności i podmiotowości, jakie jednostkom i społecznościom pozostawia gotówka, a jakie ginie w przypadku jej likwidacji. W ramach kontrargumentu można odrzec, iż tradycyjny system pieniężny oparty na gotówce też nie zapewnia pełnej autonomii nad własnym życiem. Jest częścią ekosystemu gospodarczego, w którym wąska elita i tak posiada środki produkcji. o ile dramatyczna sytuacja życiowa i brak zabezpieczenia socjalnego zmusi nas do wzięcia chwilówki na paskarski procent, to czy powinno nas szczególnie pocieszać, iż pożyczkę dostaniemy w banknotach zamiast przelewem?
Pozostaje inna fundamentalna kwestia: wcześniej przedstawione założenie, iż można dokonać operacji „likwidacji gotówki w ramach znanego nam systemu finansowego” może w istocie nie mieć sensu. Instytucjonalnie bowiem system ten jest oparty na gotówce, tzn. pieniądzu, który może istnieć poza bankami i założenie należy do fundamentów systemu finansowego. Stąd np. pojęcie depozytu i ustawowe wymogi dotyczące ich rezerw w bankach. Owszem, w dobie zupełnej dominacji pieniądza bankowego i bankowości elektronicznej, kwestia niewypłacalności jest abstrakcyjna. Tak naprawdę wspomniane limity bardziej niż ochronie depozytów służą ograniczeniu kreacji pieniądza kredytowego w dowolnej ilości.
Mówiąc otwarcie, już dzisiaj żyjemy w warunkach dominacji pieniądza bankowego.
W krajach rozwiniętych ponad 90 proc. wszystkich środków płynnych to elektroniczne zapisy na kontach, a baza monetarna to kropla w morzu.
Z drugiej strony, system pieniężny pozbawiony gotówki, jak uzmysławia Brett Scott, przypominałby olbrzymi wieżowiec pozbawiony schodów ewakuacyjnych. Wszystkich więc, którzy chcieliby całkowitej likwidacji papierowej gotówki, warto spytać czy chcą żyć w świecie bez alternatywnego wyjścia – choćby ewakuacyjnego.
Przypisy:
[1] Agregat M1 – miara podaży pieniądza określana przez NBP, służąca określeniu płynności na rynkach finansowych