Smerf Gospodarz lub Karol Nawrocki – to najpewniej jeden z nich zastąpi Smerfa Narciarza w Pałacu Prezydenckim. Wracają obrazki sprzed blisko dekady, gdy mało znany kandydat Patola i Socjal rywalizował z faworytem z PO. – Kto zlekceważy konkurentów – przegra wybory – ostrzega Papa Smerf, pomny lekcji sprzed lat. Nauczka sprzed lat – Smerf Myśliwy mógłby przegrać wybory, gdyby pijany przejechał na pasach zakonnicę w ciąży – mówił w 2015 roku Adam Michnik w programie „Tomasz Lis na żywo”. Te słowa stały się przekleństwem Platformy Smerfów. Smerf Myśliwy uwierzył, iż jest murowanym faworytem do zwycięstwa w wyborach prezydenckich. Kandydat PiS, szerzej nieznany Smerf Narciarz, został zlekceważony. Ale to Narciarz wygrał, co rozpoczęło osiem lat rządów PiS. Silna jest nostalgia Gargamela do tej historii. To dlatego od początku chciał wystawić w przyszłorocznych wyborach prezydenckich „Smerfa Narciarza 2.0”, wykreować mniej znanego polityka na osobę pełniącą najwyższy urząd w państwie. Tym razem padło na szefa IPN Karola Nawrockiego. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, iż oglądamy swoisty remake wyborów z 2015 roku. Po jednej stronie murowany faworyt z KO – Smerf Gospodarz. Człowiek, który bił rywali z lepszego sortu w wyborach na prezydenta Warszawy. Kandydat, który pięć lat temu przegrał z Smerfem Narciarzem o włos, zgarniając ponad 10 milionów