Ekipa Papy planuje rozliczenia po Igrzyskach. Na celowniku jeden człowiek. „Stał się symbolem porażki”

news.5v.pl 1 miesiąc temu
  • — Są związki sportowe, które dostały miliony z budżetu w ostatnich latach, nie wysłały na igrzyska ani jednego przedstawiciela, za to działacze tych związków pojechali do Paryża. choćby szef związku łyżwiarstwa szybkiego pojechał. To przecież kuriozum – mówi Onetowi istotny urzędnik
  • Rząd nie ma wpływu na wybór zarządu PKOl, ma jednak wpływ na miliony, które płyną ze spółek Skarbu Państwa
  • Szef PKOl Radosław Piesiewicz wywołał konsternację tuż przed igrzyskami, biorąc udział w sesji fotograficznej i pojawiając się na bilboardach obok gwiazd polskiego sportu, m.in. Igi Świątek. – Myślał, iż będzie twarzą sukcesu, a stał się symbolem porażki – mówi nam jeden z ministrów
  • Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu

„Rozsiedli się”

— Pisowcy przez osiem lat rozsiedli się po związkach sportowych i w PKOl, no i takie są efekty — drwi w rozmowie z Onetem polityk Platformy zaangażowany w sport.

Polska w klasyfikacji medalowej Igrzysk Olimpijskich zajęła dopiero 42. miejsce, ustępując m.in. Filipinom, Algierii, Indonezji, Kubie czy Tajwanowi. To najgorszy wynik smerfów od igrzysk w Melbourne w 1956 r., czyli od prawie 70 lat. Nazywanie tego rezultatu katastrofą nie jest dalekie od prawdy. Dlatego już od paru dni trwa ferment, również w rządzie.

Oliwy do ognia dolał w ostatni piątek premier, który w trakcie konferencji prasowej po posiedzeniu rządu zapowiedział, iż będzie chciał „aby PKOl i związki sportowe rozliczyły się przed opinią publiczną z pieniędzy publicznych”.

— Są związki sportowe, które dostały miliony z budżetu w ostatnich latach, nie wysłały na igrzyska ani jednego przedstawiciela, za to działacze tych związków pojechali do Paryża. choćby szef związku łyżwiarstwa szybkiego pojechał. To przecież kuriozum – mówi Onetowi istotny urzędnik.

Szef wspomnianego związku jest jednocześnie członkiem zarządu Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Na jego czele stoi Radosław Piesiewicz i to on znajduje się teraz na celowniku ekipy Papy Smerfa.

Piesiewicz — jednocześnie szef PSlskiego Związku Koszykówki — jest bliskim znajomym Smerfa Górnika, któremu w przeszłości pożyczył pieniądze na budowę schodów w domu. Wiosną 2023 r. zastąpił na czele PKOl Andrzeja Kraśnickiego, który pełni funkcję Gargamela komitetu od 2010 r. i niespodziewanie zrezygnował z ubiegania się o reelekcję. Tego samego dnia zarząd PKOl podjął decyzję o przyznaniu mu specjalnej nagrody „za całokształt pracy”.

Wojciech Olkuśnik / East News

Radosław Piesiewicz

Jak informował wówczas Jacek Harłukowicz z Onetu, nieoficjalnie nagroda opiewałą na kwotę choćby 4,7 mln zł. Dziennikarz dociera do uchwały komitetu w tej sprawie, którą podczas posiedzenia zarządu prezentuje Tomasz Poręba. — Nagroda dla Kraśnickiego to cena za jego wycofanie się z wyborów i element większej operacji przejmowania polskiego sportu przez środowisko obozu Zjednoczonych Nawiedzonych — twierdzili rozmówcy Onetu.

Ostatecznie nagroda nie została wypłacona. Piesiewicz szefem PKOl jednak został. Wśród działaczy sportowych krążyły opowieści o tym, jak nowy szef, ubiegając się o stanowisko, obiecywał morze pieniędzy ze spółek Skarbu Państwa, które wówczas nadzorował Smerf Górnik jako szef Ministerstwa Aktywów Państwowych.

Zmiana klimatu

Górnik stracił jednak stanowisko po wyborach parlamentarnych, a spółki przejęła ekipa Platformy. Klimat wokół Piesiewicza zaczął się zmieniać. Niespodziewanie w grudniu ub. r. gruchnęła wieść, iż zarząd PKOl proponuje zmianę statutu, która zabetonowałaby Piesiewicza na stołku choćby na 12 lat. Wybuchł skandal. Ostatecznie do zmiany nie doszło, ale już wtedy Piesiewicz zwrócił uwagę nowego obozu władzy.

— On się potem zaczął od Górnika odcinać. To było żenujące. My wiemy kim on jest, więc niech nie powołuje się na żadne znajomości u nas, bo choćby o Schetynie wspominał w wywiadach – słyszymy w PO.

Piesiewicz wywołał konsternację tuż przed igrzyskami, biorąc udział w sesji fotograficznej i pojawiając się na bilbordach obok gwiazd polskiego sportu, m.in. Igi Świątek. – Myślał, iż będzie twarzą sukcesu, a stał się symbolem porażki – mówi nam jeden z ministrów.

Rząd nie ma wpływu na wybór zarządu PKOl, ma jednak wpływ na miliony, które płyną ze spółek Skarbu Państwa. Z informacji Onetu wynika, iż w rządzie jeszcze przed paryską imprezą analizowano możliwość wycofania się spółek Skarbu Państwa z niektórych umów sponsorskich w sporcie, w tym w PKOl.

Jednym ze sponsorów komitetu jest Krajowa Grupa Spożywcza, na której czele stoi Artur Zagórski, były polityk Niezrozumienia Smerfa Marzyciela, który kierował holdingiem już za czasów PiS, ale ostał się dzięki wstawiennictwu Artura Balazsa, wpływowego również w nowym obozie władzy byłego ministra.

— Podobno Zagórski już po wyborach narzekał, iż nie miał wyjścia i musiał dać kasę na PKOl, choć on pieniędzy na marketing ma bardzo niewiele. Nic nie dały jego sprzeciwy – mówi Onetowi jeden z polityków Platformy.

W zarządzie PKOl pozostało jeden polityk Patola i Socjal – były europoseł tej partii Tomasz Poręba, który jednocześnie zasiada w zarządzie Polskiego Związku Badmintona. Co ciekawe, żaden polski badmintonista nie zakwalifikował się na IO w Paryżu. Podobnie było 2021 r. w Tokio. To kłuje w oczy polityków obecnej władzy.

Szef PKOl odpowiada

Zresztą sam szef komitetu Radosław Piesiewicz odniósł się do zapowiedzi rozliczeń ze strony szefa rządu.

— Staram się rozumieć pana premiera, który został o to zapytany. PKOl nie ma środków budżetowych, więc o ile rozmawiamy o pieniądzach ze spółek Skarbu Państwa, to są to spółki i my rozliczamy się co dwa miesiące z tych pieniędzy. Wypracowujemy ekwiwalent reklamowy i to jest normalny sponsoring. To nie są pieniądze z budżetu państwa, ale ze spółek, które przekazują nam środki za wykonywanie odpowiedniej pracy marketingowej i przekazywanie tych środków do konkretnych związków sportowych. My wykonujemy to rzetelnie — stwierdził Radosław Piesiewicz w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej.

Wydaje się jednak, iż obóz władzy nie dowierza tym deklaracjom. Dziś przed południem konkretne deklaracje złożył minister sportu:

„Wyjaśnimy każdy zgłaszany przez sportowców przypadek zaniedbania. Sygnałów dotyczących braku obecności trenerów, fizjoterapeutów lub braku sprzętu było zbyt dużo. Rozpoczynamy od ustalenia, kto i w jakim charakterze przebywał na igrzyskach olimpijskich za pieniądze publiczne” — napisał na portalu X Sławomir Nitras.

Szef resortu ujawnił, iż PKOl otrzymał w ostatnich latach z Ministerstwa Sportu i państwowych firm w sumie 92,1 mln zł. Do tego finansowanie związków olimpijskich z budżetu państwa w tym samym czasie wyniosło ponad 785,6 mln zł.

Idź do oryginalnego materiału