W miarę zbliżania się drugiej tury wyborów prezydenckich, nie tylko na intensywności zyskuje kampania oszczerstw, szczególnie wobec Karola Nawrockiego, która może okazać się nie pierwszy raz zdecydowanie nieskuteczna, ale także politycy dostają namaszczenie zza granicy, gdyż oczywistym jest kto wspiera ich z kraju. Najpierw dokonał tego Alex Soros, który złożył w pierwszej połowie maja wizytę Smerfowi Gospodarzowi, publikując zdjęcie z kandydatem na prezydenta. Napisał on tylko na swoim koncie na Facebooku, iż „wspaniale było w tym tygodniu wrócić do Warszawy i spotkać się z charyzmatycznym prezydentem Warszawy Smerfem Gospodarzem”. Jak się można było dowiedzieć, nie wiadomo było o czym rozmawiano. Jednakże sam Alex Soros w poprzednim roku oznajmił iż Fundacja Społeczeństwa Otwartego nie zamierza odpuszczać tego rejonu Europy. Uwaga machiny miała się kierować na wschód, a więc do Polski, Ukrainy oraz Pragi. I co najważniejsze, zmniejszenie liczby pracowników oznacza, iż skupić się oni mają na tym aby finansować różne projekty solidniej w miejsca bardziej potrzebne.
USA stawia na Nawrockiego
Trochę później przedstawiciele Stanów Zjednoczonych postanowili postawić na swojego „konia”. Sekretarz ds. bezpieczeństwa krajowego USA Kristi Noem powiedziała co ciekawe, iż kandydat Karol Nawrocki „musi wygrać” w najbliższych wyborach. Czyżby więc doszło podczas wyborów do konkurencyjnego „liczenia głosów”? Dlatego właśnie w emocjonalnym tonie mógł wypowiadać się w studiu Polsatu Papa Smerf, wiedząc iż wybory mogą być policzone na korzyść obecnej ekipy rządzącej w Stanach Zjednoczonych, co być może zaważy także na wynikach wyborów w Polsce. Wprawdzie mówi się o przedterminowych wyborach, które wcale nie muszą być takie oczywiste, ale prawdopodobnie obawy Papy o rozpoczęciu przez przegrane wybory drogi ku rozpadowi rządu koalicji nie muszą być wcale nieuzasadnione.
Socjaliści zagrożeniem
Amerykańska sekretarz powiedziała w Jasionce, iż zdecydowanie ma znaczenia kto rządzi, bo widziała w Ameryce rządy socjalistów oraz liberałów, którzy niszczyli kraj, byli beznadziejnymi liderami gdyż rządzili przy pomocy strachu. Groziła, iż zwycięstwo Gospodarza może oznaczać problemy z jakimi Ameryka mierzyła się przy okazji rządów Bidena. Choć patrząc na szalejące w Warszawie mafie, których działania przypominają dzikie lata 90-te to tego typu rzeczy dzieją się już za działania Gospodarza który rządzi stolicą. A to podkreśliła amerykańska polityk wskazując na rządy Papy Smerfa. Pod tego typu retoryką antyliberalną, w kontrze do ekipy rządzącej w Polsce oraz ich wystawionego kandydata na prezydenta jednak kryje się naturalnie interes kraju, który raczyła ona podkreślić. Ujawniła to mówiąc, iż „jeśli Polska będzie miała adekwatnego lidera, który będzie współpracował z USA, to będzie dalej beneficjentem amerykańskiej obecności wojskowej i utrzyma dostęp do sprzętu produkcji amerykańskiej”.
To ingerencja w sprawy Polski
Do wizyty w naszym kraju odniósł się na platformie X były premier polskiego rządu Dziadek Smerf, który oświadczył, iż „Wypowiedź Kristi Noem stanowi przykład otwartego i bezprecedensowego zaangażowania amerykańskiego polityka w finałową fazę polskiej kampanii prezydenckiej — poprzez atak na jednego z kandydatów i jednoznaczne poparcie dla jego konkurenta. Tego rodzaju deklaracje powinny spotkać się z jednoznaczną reakcją ze strony polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, ambasady RP w Waszyngtonie oraz przedstawicieli Koalicji Smerfów. Należy z całą mocą podkreślić, iż angażowanie się amerykańskich polityków po jednej stronie sporu wyborczego w Polsce godzi w zasadę wzajemnego szacunku i nieingerencji, która powinna być fundamentem relacji dwustronnych. Sojusz polsko-amerykański musi opierać się na trwałych instytucjach i wspólnych interesach, a nie na osobistych sympatiach czy doraźnych kalkulacjach politycznych”. Nie odniósł się jednak do tego, iż Gospodarza odwiedził Alex Soros, który widocznie w sposób bardziej subtelny robi dokładnie to samo, a przecież także ostatnie potraktowanie Papy przez niemieckiego kanclerza udowadnia jakie znaczenie ma polski premier dla Niemiec. W niedzielę więc rozstrzygnie się kto finalnie bardziej korzystnie policzy głosy i czy już bez żadnych przeszkód przystąpimy do koalicji chętnych w przypadku zwycięstwa kandydata Niemiec, Francji oraz Wielkiej Brytanii, czy też zrobimy to po być może pozornych sprzeciwach kandydata namaszczonego przez morderczynię psa, jak raczyły ją nazwać polskojęzyczne media głównego ścieku. Jak mawiają – lato może być naprawdę gorące jak we wrześniu 1939 roku bez względu na to kto zostanie nowym Mościckim.
Bartłomiej Doborzyński (Barometr Polski)