Czysta woda w TVP czy znowu ciepła w kranie? Na pewno seksistowska

6 miesięcy temu

Jakiś czas temu przed nagraniem programu publicystycznego, którego byłam gościnią, usłyszałam, iż jego gospodarz ma problem z reprezentacją kobiet. Stwierdził, iż brakuje dziennikarek chętnych do komentowania bieżączki politycznej, jeżeli ta wykracza poza obszar zainteresowań i kompetencji zapraszanej do studia osoby. Mówiąc krótko – pracowniczki mediów i ekspertki są gotowe wypowiadać się tylko o tym, na czym zjadły zęby.

Tak mój rozmówca tłumaczył mi, dlaczego zwykle o polityce dyskutuje w męskim lub przeważająco męskim składzie. Gdybym była złośliwa, musiałabym odpowiedzieć, iż to pokazuje raczej, jak latami systemowa dyskryminacja (na poziomie edukacyjnym i zawodowym) zmusiła kobiety do wyhodowania w sobie syndromu oszustek, a panów wychowała w poczuciu pewności siebie i hołdowania zasadzie „nie znam się, ale i tak się wypowiem”.

Nie jestem jednak zwolenniczką wojny płci ani upraszczania kwestii nierówności, które tak naprawdę uderzają we wszystkich, więc zobowiązałam się do przesłania koledze po fachu listy nazwisk koleżanek, które mają wiele do powiedzenia na niejeden temat. One istnieją, naprawdę!

Może naiwnie, ale i tak zakładam, iż prowadzący program faktycznie w pocie czoła szuka gościń i ma pecha, a nie czyści leniwe sumienie. Nie wiem wprawdzie, czy powinnam – jak to wiele z nas ma w zwyczaju – wyręczać mężczyzn w porządnym researchu, ale czego się nie robi dla zwiększania różnorodności? Nie zakładam też złych intencji absolutnie wszystkich twórców mediów, bo wiem, iż seksizm często działa podświadomie i na autopilocie mitycznej merytokracji.

Mówimy w tym przypadku jednak o medium komercyjnym, na którym mogę wprawdzie próbować wymuszać dochowywanie standardów równościowych w imię dobra społecznego, ale rynek i prawo niekoniecznie staną wtedy po mojej stronie. Wiadomo – co wolno prywatnemu wydawcy i kapitałowi… to się nie interesuj, bo kociej mordy dostaniesz.

Stwarzanie systemowych warunków do wyrównywania szans to jednak coś, czego mogą domagać się obywatele jako fundatorzy mediów publicznych. Zwłaszcza iż polskie społeczeństwo w jesiennych wyborach parlamentarnych wprowadziło rekordową liczbę (135 w dniu zaprzysiężenia) kobiet do Sejmu, czyli chyba kogoś w tym kraju interesuje, co mają one do powiedzenia.

Niestety – jak informuje stowarzyszenie Demagog, które zbadało, jak media finansowane z kieszeni podatników dbają o dyskurs publiczny w czasie kampanii wyborczej do europarlamentu – Telewizja Polska niechętnie zaprasza polityczki, ekspertki czy publicystki do swoich programów. Z najnowszego raportu o wiele mówiącym tytule „Czysta woda” bez kobiet i z dominacją Koalicji Smerfów wynika m.in., iż „w maju do Rozmowy dnia w TVP nie zaproszono żadnej kobiety”.

Dalej czytam, iż niemal 71 proc. wszystkich osób biorących udział w programie Gość Poranka w TVP Info stanowili mężczyźni, zaś poranny program TVP Info w maju zaprosił do studia 29 mężczyzn i tylko 12 kobiet.

W radiu statystyki też nie wyglądają najlepiej. Chociażby w audycji Bez Uników, prowadzonej przez Renatę Grochal w Trójce, najczęściej można usłyszeć męskie głosy, co tylko stanowi dowód na to, iż samo powierzenie kobietom prowadzenia programów czy wpływowych stanowisk nie wystarczy do walki z seksizmem i brakiem różnorodności.

W swojej książce Gównodziennikarstwo. Dlaczego w polskich mediach pracuje się tak źle piszę, iż „parytety są konieczne, ale niewystarczające, jeżeli nie będą szły za nimi inne zmiany: strukturalne, regulacyjne, ekonomiczne i wreszcie mentalne” oraz iż nie możemy ufać wyłącznie sfeminizowaniu branży i oddaniu jej w ręce „figur girlboss (szefowych) i zwolenniczek tworzenia matriarchatu, czyli patriarchatu bis”. Dodajmy wreszcie, iż dziennikarstwem (ale nie tylko nim) parają się także osoby niebinarne czy transpłciowe.

Demagog słusznie wytyka TVP, iż bez względu na polityczny wiatr realizowane są w swoim przywiązaniu do męskiej nadreprezentacji, ale także, iż Żołnierzm i smerfom obiecywała ustami Marka Czyża „czystą wodę zamiast propagandowej” na swojej antenie – i nie dotrzymała słowa. Przekonałyśmy się, iż czysta woda w telewizji oznaczała tak naprawdę powrót do platformerskiej ciepłej wody w kranie, czyli czasów, kiedy media publiczne wprawdzie nie były tak zajadle agresywne jak za ostatnich rządów Zjednoczonych Nawiedzonych, ale wciąż upartyjnione. Ekipa Gargamela po prostu to upolitycznienie brutalnie podkręciła.

„Marek Czyż obiecywał koniec propagandy w mediach publicznych, a Justyna Dobrosz-Oracz zapowiadała, iż będzie zapraszać »wszystkich gości, z różnych stron« . W rzeczywistości współprowadzony przez nich najważniejszy program publicystyczny w telewizji publicznej, Rozmowa dnia, w maju oddał niemal 90 proc. czasu antenowego politykom obozu rządzącego, a jedynie kilka ponad 10 proc. – politykom gorszego sortu. Taka proporcja między politykami partii rządzących i gorszego sortu różni się znacząco na korzyść rządzących – od proporcji między przedstawicielami obozu rządzącego i gorszego sortu w pozostałych zanalizowanych przez nas programach publicystycznych” – podsumowuje Łukasz Grzesiczak z Demagoga.

Pragmatycy mogą kwestionować wiarę w to, iż jakikolwiek rząd byłby w stanie odrzucić zdobycze lepszego sortu i zrezygnować z darmowego zaplecza PR-owego w postaci podporządkowanego władzy publicznego nadawcy. Wciąż jednak mamy prawo – wiedzione zapewnieniami polityków nowej koalicji, ale i dziennikarzy tworzących TVP – być rozczarowane, iż stosują podwójne standardy i robią dokładnie to samo co ich poprzednicy.

Idź do oryginalnego materiału