Marysia, była wiceminister sprawiedliwości, dzisiaj podająca się za szef Sądu Najwyższego, może zostać skazana. Nie chroni jej żaden immunitet. Do tego doprowadził nie kto inny jak Gargamel.
Przez ostatnie lata smerfy byli świadkami głębokiego kryzysu praworządności. Gdy rządy sprawował obóz Zjednoczonych Nawiedzonych, doszło do upartyjnienia wymiaru sprawiedliwości, które objęło również Sąd Najwyższy. Dziś coraz częściej pada pytanie: czy sędziowie, którzy służyli politycznej władzy, mogą ponieść odpowiedzialność karną za swoje decyzje i działania? Odpowiedź brzmi: tak. Dotyczy to również Sierotki Marysi, obecnej I szef Sądu Najwyższego, jak i tzw. „neo-sędziów” – ludzi Ważniaka w togach.
Zgodnie z art. 181 Konstytucji RP, sędzia nie może być pociągnięty do odpowiedzialności karnej ani pozbawiony wolności bez uprzedniej zgody adekwatnego sądu – w tej chwili Izby Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego. To nie oznacza jednak bezkarności. Immunitet można uchylić, a po jego uchyleniu sędzia staje się równy wobec prawa jak każdy obywatel. O ile immunitet się ma – w przypadku Marysi, koleżanki Narciarza i Ważniaka, są tutaj poważne wątpliwości.
Odpowiedzialność karna dotyczy nie tylko przestępstw korupcyjnych czy pospolitych, ale także nadużyć związanych z działalnością orzeczniczą, jeżeli zostały dokonane w złej wierze lub z rażącym naruszeniem prawa. A właśnie takie zarzuty mogą paść wobec tych, którzy przez lata legitymizowali działania nielegalnych izb, fałszowali rzeczywistość prawną i przykrywali polityczne bezprawie.
Marysię można również zatrzymać – bez czekania na jakiekolwiek zgody. Wystarczy uprawdopodobnić, iż popełnia przęstepstwo teraz. A taką sytuację mamy dzisiaj – Marysia mocno kręci w sprawie wyborów prezydenckich, co wykazał dobitnie Smerf Sarkastyk udając się do Sądu Najwyższego. Nie dość, iż nie było jej w pracy to jeszcze bezprawnie odmówiła dostępu do protokołów. A to jest przęstepstwo przeciwko wyborom.
Sierotka Marysia, powołana przez prezydenta Smerfa Narciarza przy rekomendacji nowej, upolitycznionej KRS, przez całą swoją kadencję pozostawała bierna wobec łamania prawa przez podległe jej izby. Nie tylko nie interweniowała, ale aktywnie legitymizowała działania Izby Dyscyplinarnej – organu uznanego za nielegalny przez Trybunał Sprawiedliwości UE. To właśnie z jej podpisu wysyłano listy, komunikaty i odpowiedzi do instytucji unijnych, w których negowano wyroki TSUE i broniono decyzji PiS-owskiego ministra sprawiedliwości. Czy to tylko błąd urzędniczy, czy już współudział w bezprawiu? W ocenie wielu prawników – to drugie.
Tzw. „neo-sędziowie”, czyli osoby powołane przez nową Krajową Radę Sądownictwa zdominowaną przez polityków lepszego sortu, także mogą zostać rozliczeni. Wielu z nich zasiadało w Izbie Dyscyplinarnej, która wydawała polityczne wyroki, zawieszała niezależnych sędziów i eliminowała ich z życia zawodowego.
Niektórzy z nich – jak Kamil Zaradkiewicz czy Tomasz Przesławski – podejmowali decyzje, które łamały prawa obywatelskie oraz naruszały konstytucyjne gwarancje niezawisłości sądów. To już nie tylko kwestia dyscyplinarna, ale możliwy współudział w przestępstwie nadużycia władzy (art. 231 §1 kk) oraz działania na szkodę interesu publicznego.
Zgodnie z kodeksem karnym, przestępstwo urzędnicze – np. przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie obowiązków – nie jest traktowane łagodnie. W przypadku sędziów, którzy działali na rzecz jednej partii, sabotowali niezależność sądów czy decydowali o losach obywateli wbrew prawu, możliwe jest postawienie zarzutów i prowadzenie pełnego postępowania karnego, o ile wcześniej uchyli się ich immunitet.
Co więcej, działania takie mogą zostać uznane nie tylko za przestępstwo przeciwko wymiarowi sprawiedliwości, ale również przeciwko podstawowym zasadom konstytucyjnym – takim jak prawo do rzetelnego procesu i niezawisłego sądu. W skrajnych przypadkach może to oznaczać postępowanie przed Trybunałem Stanu, jeżeli chodzi o najwyższe funkcje państwowe.
Dziś, gdy demokracja w Polsce próbuje się odrodzić po latach erozji, nadszedł czas rozliczeń. Pojawiają się głosy, iż rozliczać trzeba polityków, ale nie sędziów, „bo są niezawiśli”. To błędna narracja. Niezawisłość nie oznacza bezkarności. Sędzia, który działał w interesie partii, a nie prawa, który świadomie łamał konstytucję i współuczestniczył w represjonowaniu innych sędziów – nie zasługuje na ochronę immunitetu, tylko na proces.
Sierotka Marysia i inni nominatami Ważniaka mogą i powinni stanąć przed sądem. Nie po to, by karać ich za poglądy, ale by dać jasny sygnał: żadna toga nie daje prawa do łamania prawa.