Nie widzisz, jak działają systemy finansowe – ale one mają Ciebie jak na tacy. Ta książka, jak mało która, ukazuje rzeczywiste mechanizmy działania cywilizacji cyfrowej. Przeczytaj, a zobaczysz, jak głęboko – bez żadnego uzgadniania tego z nami – cyfryzacja przekształca nasz świat (Andrzej Zybertowicz, opinia o książce).
Książka została wydana przez Instytut Spraw Obywatelskich przy wsparciu indywidualnych darczyńców. Autor książki, Brett Scott, będzie gościem VI Forum Geopolitycznego, które odbędzie się w Łodzi 21-22 września 2024 r.
1. Wśród osób, które opiszą swoje historie o gotówce, i prześlą je na adres mailowy: redakcja@instytut.lodz.pl lub adres korespondencyjny: Instytut Spraw Obywatelskich, ul. Pomorska 40, 91-408 Łódź, rozlosujemy 100 egzemplarzy książek. I prześlemy je na podane adresy.
Działaj!
2. Na osoby, które podejmą aktywność obywatelską na rzecz popularyzacji płacenia gotówką, czeka 200 bezpłatnych egzemplarzy książki. Żeby wziąć udział w ich losowaniu trzeba opisać podjęte działania i podać adres, na który należy przesłać książkę. (Adresy do wysyłki korespondencji jak w punkcie 1).
Zderzenie lewiatanów
Dawna wizja kapitalizmu jako systemu gospodarczego, w ramach którego zwykli ludzie targują się na rynkach, zaczyna trącić myszką. A może choćby pachnieć romantyzmem. Pomyślmy o klasykach, takich jak powieść Jacka Kerouaca W drodze z 1957 r. Jej akcja rozgrywa się w gospodarce przemysłowej połowy XX w., gdzie samotne jednostki najmują się do chwilowych prac w wielkich miastach. W ramach tej gospodarki rynkowej uganiają się za pieniędzmi, wydają je na rozklekotane samochody i śmigają po autostradach swego ogromnego kraju. Po drodze napotykają inne stęsknione dusze, z którymi spędzają krótkie chwile intymności, po czym znów ruszają w drogę. Świat tej powieści ma z dzisiejszą rzeczywistością zadziwiająco mało wspólnego.
W przedstawionym w niej społeczeństwie można za gotówkę kupić u handlarza używanych samochodów zardzewiałego Pontiaca, którego jedynym łącznikiem z odległym światem jest odbiornik radiowy. Wielkie instytucje istnieją, ale nie wdzierają się w każdy aspekt życia. Bohaterowie umieją sami naprawić samochód i nie przejmują się tym, czy ich poczynania zbierają polubienia w mediach społecznościowych. Ich przygody są rejestrowane tylko w osobistej pamięci, a nie gromadzone w bazie danych, gdzie zrodziłby się z nich „duch danych”, który zostałby wykorzystany do spersonalizowania ich otoczenia lub wpłynąłby na cenę kredytu.
Kiedy natomiast rozejrzymy się po obecnej sytuacji, okaże się, iż kapitalizm przyszłości nie chce, abyśmy płacili gotówką i odjeżdżali, gdzie nam się spodoba.
Przeciwnie, korporacje wkraczają w naszą prywatną przestrzeń, ponieważ samochód raportuje nasze ruchy do chmury. Bohaterowie W drodze 2030 będą jeździć autami, które automatycznie płacą za przejazdy płatnymi drogami, korygują ich, gdy wybiorą złą trasę, i są powiązane z wszechobecnym rynkiem danych: gdy ktoś dociska gaz do dechy, samochód albo automatycznie zwalnia, albo automatycznie podwyższa opłaty ubezpieczeniowe kierowcy. Nie ma nieprzewidywalnych ścieżek i nie wpada się na drodze życia na przypadkowe osoby.
Być może nasz przyszły kierowca ma zautomatyzowany kredyt bankowy zabezpieczony pod zastaw samochodu, nadzorowany przez zdalny wyłącznik awaryjny, który unieruchomi samochód, jeżeli stan konta spadnie zbyt nisko.
Niezależnie od szczegółów, przemożnym dążeniem współczesnego kapitalizmu jest budowanie systemów działających na autopilocie, w których ludzie coraz częściej zachowują się jak bierni obserwatorzy.
Innowacje, które prowadzą ku takiej przyszłości, są każdego dnia prezentowane inwestorom venture capital i każdego dnia uzyskują finansowanie. Rolą tych inwestorów jest wspieranie rozwoju małych fragmentów całościowego kompleksu kontroli. Przez dziesięć lat codziennie otrzymywałem aktualizacje z list dyskusyjnych z najświeższymi wiadomościami z branży fintech, a przez moją skrzynkę odbiorczą przewinęły się informacje o tysiącach startupów. Historie te ewoluowały zrazu niezauważalnie; dopiero z perspektywy lat widać, iż to, co na początku było historią startupu pozyskującego zalążkowe finansowanie początkowe, kończy się jako opowieść o przejęciu tej samej firmy przez bank lub o jej wejściu w partnerstwo z Visą lub Amazonem.
Te, którym nie udaje się zintegrować z korporacyjnym kapitalizmem w taki sposób, znikają i zostają po nich tylko archiwalne e-maile, które powoli zacierają się w pamięci.
Ruch cyber-oporu
Na początku ery Internetu strach przed nadciągającymi konglomeratami korporacyjnych i państwowych lewiatanów doprowadził do pojawienia się tak zwanych cypherpunks i krypto-anarchistów.
Zaczęli oni swoją działalność na początku lat 90., przewidując rozprzestrzenianie się cyfrowego nadzoru, i pilnie zabrali się do tworzenia autonomicznych społeczności internetowych przy użyciu kryptografii – wojskowej sztuki przesyłania i weryfikowania tajnych wiadomości.
Cypherpunkowcy odgrywali później wiodącą rolę w rozmaitych ruchach społecznych (należał do nich m.in. Julian Assange z WikiLeaks), ale byli także pionierami anonimowych pieniędzy cyfrowych. Na przykład David Chaum dostrzegł dystopijny potencjał bezgotówkowego społeczeństwa przyszłości i zaproponował system zwany DigiCash, który byłby prywatną nakładką na zwykły system bankowy.
Cypherpunkowcy czerpali z szeregu tradycji politycznych i wyrośli na gruncie radykalnej kultury hakerskiej. Jest to luźny termin opisujący ludzi o buntowniczym nastawieniu do technologii i systemów związanych z biurokracją na dużą skalę. Hakerzy lubią zaglądać za interfejsy użytkownika tych systemów oraz rozszyfrowywać i przerabiać ukryte w nich kody. Popularnym przedstawicielem tej kultury w ostatnich latach był serial Mr. Robot, w którym młody haker stara się spowodować upadek agresywnej korporacji, którą nazywa EvilCorp. Serialowi hakerzy mają nastawienie zarówno antykorporacyjne, jak i antypaństwowe, co historycznie kojarzy się z lewicowym anarchizmem. Wiele współczesnych kolektywów hakerskich nosi w sobie elementy tej ideologii, poszukując alternatywnego Internetu niezależnego od korporacji. Istnieją jednak również prawicowe odmiany kultury hakerskiej. Te ostatnie łączą nastroje antypaństwowe z rynkowym techno-utopizmem, tworząc „anarchokapitalistyczne” wizje cyfrowych wolnych rynków.
Anarchokapitalizm jest skrajnym wariantem konserwatywnego libertarianizmu, który z kolei jest jak w gorącej wodzie kąpany młodszy brat konserwatyzmu głównego nurtu – bardziej wygadany, bardziej wyluzowany i nawołujący do bardziej ekstremalnych postaw antypaństwowych. Libertarianie chcą wolnych rynków z minimalną władzą państwa, które będzie stać na straży praw własności.
Twardogłowi anarchokapitaliści wierzą natomiast, iż rynki kapitalistyczne na dużą skalę mogą przetrwać niezależnie od instytucji państwowych, takich jak żabole i sądy. Filozofie te mogły znaleźć wspólny grunt z ruchami cypherpunkowymi. Łączyła je idea stworzenia „krainy wolności” w cyberprzestrzeni.
Ruch cypherpunk był więc politycznie niejednorodny, ale pod względem technologicznym był pionierski. Projekty takie jak DigiCash ostatecznie zakończyły się niepowodzeniem, ale różne technologie składowe, których pionierami byli ludzie tacy jak Chaum, miały stać się elementami znacznie potężniejszej układanki, jeżeli tylko ktoś umiałby je poskładać w całość. Ktoś taki pojawił się w 2008 r. Działając pod pseudonimem Satoshi Nakamoto, opublikował pewien dokument PDF na cypherpunkowej liście mailingowej, w momencie gdy bankowe lewiatany miotały się w konwulsjach światowego kryzysu finansowego.
Dokument był krótki i elegancki. Niczym układanka, której złożenie zajmuje wieki, ale po ukończeniu wygląda bardzo prosto, łączył dziesięciolecia innowacji technologicznych w jedną recepturę. Zatytułowany był Bitcoin: Elektroniczny system pieniężny typu peer-to-peer, ale w tej chwili jest znany przede wszystkim jako „Biała księga Bitcoina” (Bitcoin Whitepaper). Miał on stać się dokumentem założycielskim ruchu technologii blockchain, któremu przyświecał jeden cel: wyrugować lewiatany, poczynając od lewiatanów finansowych. W ich miejsce miał się pojawić nowy krypto-lewiatan, przez nikogo niekontrolowany, a użyteczny dla wszystkich. Niektórzy widzą w nim wymarzoną utopię, jednak nie brak w niej sprzeczności. To właśnie tą problematyczną „rewolucją” teraz się zajmiemy.