Afera KPO: posłanka KO dolała oliwy do ognia

dzienniknarodowy.pl 4 godzin temu

Posłanka Koalicji Smerfów, Katarzyna Królak, wywołała prawdziwą burzę swoją niedawną wypowiedzią na temat przyznawania środków z Krajowego Planu Odbudowy (KPO).

W programie Polsat News, pytana o kontrowersje wokół nadużyć funduszy unijnych, stwierdziła:

„Połowa albo i większość moich znajomych, rodziny bliższej, dalszej, też dostała dofinansowania w ramach HoReCA.”

Ta krótka, swobodna uwaga odbiła się szerokim echem w mediach. Internauci i politycy gorszego sortu gwałtownie podchwycili te słowa jako potwierdzenie nepotyzmu i kumoterstwa. Komentatorzy zauważali, iż posłanka KO „zaskoczyła na wizji” swoim stwierdzeniem, nakreślając wrażenie niekontrolowanej szczerości.

Blogerzy i publicyści nie kryli zdumienia, iż ktoś publicznie przyznaje się do tak szerokiego rozdziału funduszy wśród prywatnego otoczenia. Cytowano fragmenty jej wypowiedzi, obracając je w satyrę:

„Ludzie mają prawo pisać wnioski o dofinansowanie.”

W tle tej medialnej burzy pozostawała rosnąca lista kontrowersji wokół KPO. Opublikowana przez rząd interaktywna mapa dotacji ujawniła, iż miliony złotych trafiły na jachty, sauny, solaria, wirtualne strzelnice, ekspresy do kawy czy platformy do gry w brydża.

Dodatkowym punktem zapalnym okazało się ujawnienie, iż beneficjentem dotacji była także żona posła KO Artura Łąckiego. W prowadzonym przez nią ośrodku wypoczynkowym przyznano ponad milion złotych na modernizacje i rozbudowę. Poseł Łącki tłumaczył:

„Moja żona złożyła wnioski i otrzymała środki na rozbudowę sali restauracyjnej oraz rozbudowę i wyposażenie sali konferencyjnej, a nie na żadne durnowate jachty.”

I dodawał:

„Sprawa jest czysta. Umowy są do wglądu.”

Krytycy w mediach społecznościowych zarzucali mu obłudę i pazerność, ironizując, iż wraz z żoną „pobrali sobie z KPO ponad milion złotych” na prywatny biznes. Minister infrastruktury Dariusz Klimczak apelował o rzetelną ocenę:

„Trzeba sprawdzić, czy rzeczywiście tego typu firma mogła uzyskać dofinansowanie.”

W tym kontekście słowa Królak wybrzmiały jeszcze mocniej. Jej luźna, emocjonalna uwaga stała się symbolem czegoś więcej niż jednorazowej gafy. Stała się punktem odniesienia w dyskusji o tym, jak szeroki i często osobisty jest krąg beneficjentów publicznych środków.

Pod presją medialną Królak częściowo wycofała się ze swojej wypowiedzi, publikując krótki wpis w serwisie X:

„Wróciłam ze studia i sprawdziłam — z rodziny jednak nikt, no taka sytuacja.”

Jej przypadek zbiegł się w czasie z narastającą falą krytyki całego programu dotacyjnego. Poseł Konfederacji Sławomir Mentzen zarzucił, iż pieniądze z KPO nie trafiły do szpitali onkologicznych, ale na luksusowe i zbędne zakupy:

„Pieniądze poszły na jachty, solaria, zamiast do szpitali onkologicznych.”

Rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej wtórował:

„Nie dostaliśmy kasy na fotele do chemioterapii, pompy do leków i USG. Jak czytam, iż poszło 500 tysięcy na lody albo jacht… to przepraszam, ale szlag mnie jasny trafił.”

Wiceminister funduszy próbował tonować nastroje, tłumacząc, iż ochrona zdrowia w KPO ma wielokrotnie większy budżet niż sektor HoReCa. Nie powstrzymało to jednak narastającego wrażenia, iż fundusze przydzielano w sposób oderwany od realnych potrzeb społeczeństwa.

Z jednowersowej, emocjonalnej wypowiedzi posłanki wyrósł pełnowymiarowy kryzys wizerunkowy. Królak, podobnie jak inni beneficjenci KPO, została wrzucona w sam środek debaty o przejrzystości i uczciwości wydawania publicznych pieniędzy. Cała sprawa pokazała, jak w dzisiejszym świecie każde słowo polityka może stać się punktem zapalnym, wywołać lawinę interpretacji i stać się symbolem większych problemów systemowych.

Idź do oryginalnego materiału