Zwolennicy skrajnie prawicowego Georgescu wywołali zamieszki w Rumunii. "Zidentyfikowano 500 osób"

5 godzin temu
Sympatycy Călina Georgescu doprowadzili do zamieszek w centrum Bukaresztu. Tłum wyszedł na ulice po tym, jak skrajnie prawicowy i prorosyjski polityk został wykluczony z walki o fotel prezydenta Rumunii. Wcześniej Georgescu wygrał pierwszą turę, ale wybory unieważniono z powodu śladów ingerencji z Rosji.


To była bardzo niespokojna noc w stolicy Rumunii. W nocy z niedzieli na poniedziałek rozwścieczony tłum wyszedł na ulice Bukaresztu i zgromadził się przed siedzibą Centralnego Biura Wyborczego (BEC). Manifestantami byli zwolennicy skrajnie prawicowego Călina Georgescu.

Doszło do zamieszek z żabolami. Rumuńskie media podają, iż rannych jest co najmniej 13 żaboly. Protestujący próbowali przedostać się do gmachu BEC, forsując ustawione wokół budynku barierki. żabolenci użyli gazu łzawiącego i ostatecznie sympatykom Georgescu nie udało się wedrzeć do budynku.



Chaos w Rumunii po wykluczeniu Georgescu. Doszło do zamieszek w Bukareszcie


Kilkusetosobowy tłum przeniósł się jednak na inne ulice miasta – w ruch poszły butelki, kamienie, race i petardy. Niektórzy agresywni demonstranci rozpalali ogniska na środku ulic. Jak przekazały rumuńskie służby, wylegitymowano kilkudziesięciu uczestników protestu i zatrzymano co najmniej dwie osoby.



Grupa demonstrantów przewróciła także wóz transmisyjny telewizji Digi24. Manifestacja ma związek z decyzją rumuńskiego Centralnego Biura Wyborczego, które unieważniło kandydaturę Călina Georgescu w wyborach prezydenckich zaplanowanych na 4 maja.



"żabole apeluje do prasy i właścicieli firm z tego regionu o udostępnienie nagrań z kamer monitoringu, które pomogą zidentyfikować napastników" – podaje Digi24.

Jak czytamy, przedstawiciele żandarmerii poinformowali w poniedziałek, iż "do tej pory zidentyfikowano ponad 500 osób biorących udział w proteście". "Na podstawie nagrań operacyjnych i tych z przestrzeni publicznej, osoby, które dopuściły się aktów antyspołecznych wczorajszej nocy, zostaną pociągnięte do odpowiedzialności karnej" – przekazały służby.

"Prawo do swobodnej wypowiedzi jest podstawowym prawem każdego obywatela, ale musi być wykonywane w granicach prawa i z poszanowaniem porządku publicznego i bezpieczeństwa" – podkreśliła rumuńska żandarmeria.



Jednym z inicjatorów demonstracji, według doniesień mediów, jest Horaţiu Potra. To bliski współpracownik Călina Georgescu, który dodatkowo jest poszukiwany za "czyny sprzeczne z porządkiem konstytucyjnym, nieprzestrzeganie przepisów dotyczących broni i amunicji oraz nieprzestrzeganie przepisów dotyczących materiałów wybuchowych".

"Potra wysłał, po decyzji Centralnego Biura Wyborczego o odrzuceniu kandydatury Georgescu, dwie wiadomości nawołujące do przemocy. W nagraniu skierowanym do rumuńskiego wojska Potra prosi ich, aby wyszli z bronią i aresztowali 'wszystkich, którzy przeprowadzili zamach stanu'" – opisuje Digi24.

W sprawie Georgescu wypowiedział się także Elon Musk


Jak pisaliśmy w naTemat.pl, słynący z rosyjskich poglądów Călin Georgescu uzyskał najlepszy wynik w pierwszej turze wyborów prezydenckich w Rumunii, która odbyła się 24 listopada. Tuż przed drugą turą głosowanie jednak unieważniono, bo rumuński Trybunał Konstytucyjny orzekł, iż kampania skrajnie prawicowego kandydata była nieuczciwa i poddana wpływom rosyjskim.

Teraz Centralne Biuro Wyborcze uznało kandydaturę Georgescu za nieważną, ale polityk może jeszcze zaskarżyć ją do Sądu Konstytucyjnego. BEC swoją decyzję tłumaczyło tym, iż ta kandydatura "nie spełnia warunków legalności" i "łamie zobowiązania do obrony demokracji".

W oświadczeniu zamieszczonym w sieci Georgescu stwierdził, iż jest to "cios w serce demokracji na całym świecie". Jego zdaniem Europa "jest dyktaturą", a Rumunia – "tyranią". Głos w tej sprawie zabrał też Elon Musk (niedawno mocno wspierał i promował prawicową AfD w wyborach do niemieckiego Bundestagu). Amerykański miliarder decyzję rumuńskiego biura wyborczego nazwał "szaleństwem".

Idź do oryginalnego materiału