Złota jesień nie wszędzie, ale są tego plusy. „Woda wraca do gleby”

4 godzin temu

Po wyjątkowo kapryśnym lecie wielu liczyło, iż jesień przyniesie wytchnienie. Złote liście, słońce i ciepłe popołudnia miały poprawić nastroje po miesiącach pogodowych zawirowań. Tymczasem tegoroczna jesień wielu rozczarowuje – zamiast „babiego lata” mamy chłód, chmury i deszcz. Jednak, jak podkreślają hydrolodzy, to właśnie taka pogoda może pomóc Polsce uniknąć pogłębiającego się kryzysu wodnego.

Tegoroczny wrzesień był ciepły, ale nie aż taki, jak rok temu, kiedy panowały ekstremalnie wysokie temperatury. Jednocześnie podczas tegorocznego września nie brakowało opadów.

Według raportu Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej średnia w Polsce suma opadów w tym miesiącu wyniosła 63 mm, to blisko 10 proc. powyżej średniej wieloletniej. I jest to dobra wiadomość, bo opady pozwoliły na złagodzenie panującej od miesięcy suszy. Trzecia dekada września zrobiła się też chłodna, w dodatku z przymrozkami, co ograniczyło parowanie.

Teraz mamy październik, kiedy co pewien czas przechodzą opady deszczu. Są one słabe, ale towarzyszą im pochmurne dość chłodne dni. Dla stanu polskiej przyrody to dobre informacje.

Złota jesień i babie lato nie wszędzie

Tradycyjna „złota” polska jesień, to okres stabilnej, suchej i bardzo ciepłej pogody, przeważnie w październiku. Aktualnie jednak tak nie jest.

Okres od 1 do 11 października w Polsce był bardzo zimny. Na przeważającym obszarze Polski było co najmniej 2 stopnie chłodniej niż zwykle. W najcieplejszym momencie dnia temperatury sięgały 13-15 stopni, a były też dni jeszcze chłodniejsze, bardziej przypominające listopad.

Odchylenie temperatur od średniej 1991-2020 w Europie dla 1-11 października 2025 roku. Źródło: NOAA.

Przyczyną tak niskich temperatur nie był wcale rzekomy brak globalnego ocieplenia, a po prostu rozkład układów ciśnienia atmosferycznego i mas powietrza. Na początku października mieliśmy kontynuację wzorca z ostatniego tygodnia września, a więc napływ zimnego suchego powietrza znad Syberii. Następnie wzór pogodowy się zmienił i zaczęły do nas dopływać polarnomorskie masy powietrza znad północnego Atlantyku. Przyniosły one za sobą pochmurną i wilgotną pogodę z opadami deszczu. Noce zrobiły się ciepłe, co pozwoliło na wysyp grzybów w Polsce. Jednocześnie w dzień było zimo, bo duże lub niekiedy całkowite zachmurzenie blokowało dostęp promieni słonecznych. Powietrze nie mogło się więc nagrzać, stąd na ogół temperatury rzędu 13-15 stopni, a nie jak rok temu choćby powyżej 20 stopni.

A globalne ocieplenie? Odsyłamy do powyższej mapy. Niskie temperatury objęły sporą część Europy, ale w innych miejscach (Rosja, północna Skandynawia, Wyspy Brytyjskie i Arktyka) było bardzo ciepło.

W pierwszych dziesięciu dniach października Arktyka doświadczyła temperatur choćby 12 st. C wyższych niż zwykle. Globalnie wrzesień na świecie był trzecim najcieplejszym w historii pomiarów.

  • Czytaj także: Susza w Polsce. Ekspert: zdecydowanie lepiej, ale przez cały czas sucho

Na południu w rzekach coraz więcej wody, reszta kraju przez cały czas walczy z niskim stanem

Nie powinniśmy narzekać, gdyż ta mało zachwycająca jesień pomaga nam odbudować zasoby wodne.

– Mamy w ostatnich dniach opady (ale wcale nie tak dużo jakby się wydawało!) i mniejsze parowanie, więc dochodzi do zasilenia warstw podziemnych. Wody migrujące płytko w pokrywach glebowych dopływają już do koryt cieków i powodują stopniowy wzrost ich przepływów, co przekłada się na wzrost obserwowanych stanów wody. w tej chwili na południu Polski znaczna część cieków cechuje się średnimi stanami wody, podczas gdy pozostałe – wciąż stanami niskimi – mówi dla SmogLabu hydrolog i hydrogeolog dr hab. Bartłomiej Rzonca, prof. Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Poziom wilgotności gleby w warstwie 7-28 cm dnia 1 września, 1 i 13 października 2025 roku. Źródło: IMiGW.

I rzeczywiście tak jest. Dane IMiGW pokazują, iż wody w wierzchniej warstwie gleby przybywa. Sytuacja jest zgoła inna, niż latem.

  • Czytaj także: Europa wysycha. „Jeden miesiąc nie rozwiązał problemu”

Potrzebne są kolejne dni z opadami

Ta chłodna, kapryśna dla nas pogoda niewątpliwie pomogła, ale do realnej naprawy sytuacji hydrologicznej w Polsce droga jeszcze daleka.

– Krótkookresowo jest niewątpliwe nieco lepiej niż było np. miesiąc temu, ale średnio- i długookresowo przez cały czas panuje silna susza. Wielomiesięczne deficyty wody (opady znacznie poniżej średnich wieloletnich przy silnym parowaniu) wciąż przekładają się na silnie sczerpane zasoby wód podziemnych – zaznacza prof. Rzonca.

Poziom wilgotności gleby w warstwie 28-100 cm dnia 1 września, 1 i 13 października 2025 roku. Źródło: IMiGW.

Powyższe zestawienie map z IMiGW pokazuje, iż wbrew pozorom wciąż mamy poważną suszę. Te dane potwierdzają wcześniejsze słowa hydrologa, iż „potrzeba jeszcze więcej opadów. Tak rozłożonych w czasie, ale jednocześnie dość intensywnych”.

Tak więc obecne opady to wciąż za mało. Na szczęście prognozy są całkiem optymistyczne. Według tych na najbliższe dwa tygodnie, niemal każdego dnia będą występować opady deszczu. Nie będą one obwite, wręcz choćby słabe, za to jednocześnie dominować będzie duże zachmurzenie i niskie temperatury. To prawdopodobnie pozwoli na odbudowę zasobów wodnych w naszym kraju.

  • Czytaj także: Dlaczego polskie rzeki schną na wiór? Prof. UJ: deficyt wody będzie się pogłębiał

Polska walczy z suszą nie tylko latem. Jesień też się liczy

Gdy myślimy o suszy, zwykle mamy na myśli lato: popękaną ziemię, wyschnięte rzeki, zżółkłe pola. Tymczasem, jak przypomina prof. Rzońca, również jesień odgrywa kluczową rolę w odbudowie bilansu wodnego kraju.

– Wydaje się, iż susza już po okresie wegetacyjnym jest mniej groźna. W wymiarze doraźnym pewnie tak jest, zwłaszcza z punktu widzenia rolnictwa. Jednak najważniejszą sprawą z uwagi na długookresowe zasoby wodne jest uzupełnianie wody w podziemnych warstwach wodonośnych, czyli proces zasilania wód podziemnych.

O ile rolnicy mogą wyjechać w pole i zasiać zboża ozime, czy zebrać jesienne plony, jak np. kukurydzę, to problem leży właśnie w zasobach wód podziemnych.

– To wody podziemne potem zasilają nasze rzeki i źródła, i z nich możemy korzystać dzięki studni. Ich zasoby będą w największym stopniu decydować o ogólnych zasobach wodnych Polski w następnych latach, w tym także o dostępności wody dla rolnictwa – tłumaczy prof. Rzonca.

Jak dodaje „zasilanie wód podziemnych odbywa się tylko poprzez infiltrację (wsiąkanie) wód opadowych. Dlatego brak lub niedobór opadów, choćby jesienią, jest dla nas wysoce szkodliwy”.

Sytuacja ta pokazuje, iż Polska wciąż znajduje się w strefie potencjalnego kryzysu wodnego, a problem może powracać każdego roku. Odbudowa zasobów podziemnych jest więc nie tylko kwestią ekologii, ale i bezpieczeństwa. W wielu gminach konieczne było wprowadzenie ograniczeń w korzystaniu z wody. Choć dziś mało kto o tym pamięta, to w marcu tego roku władze gminy Jastrzębie na Mazowszu wprowadziły uchwałę zakazującą podlewania ogródków, trawników, napełniania basenów i mycia samochodów wodą z gminnej sieci. Podobne apele o oszczędzanie pojawiały się także w innych regionach kraju.

Zdjęcie tytułowe: Hubert Bułgajewski

Idź do oryginalnego materiału