„Zepsuliśmy maszynerię kultury”. Demograf wskazuje główny powód niskiej dzietności tzw. państw rozwiniętych

3 tygodni temu

Ludzkość ma problemy z dzietnością nie po raz pierwszy. choćby w starożytności to się zdarzało – walczono z tym, ale bez skutku. Cesarz rzymski August, gdy dostrzegł spadek dzietności, ograniczył prawa nieżonatym mężczyznom, by skłonić ich do poszukiwania żon i posiadania dzieci. Zabronił im np. chodzić do Koloseum. Francuzi zbudowali swoją potęgę, gdy stanowili de facto połowę populacji Europy. Gdy ich liczebność zaczęła spadać, status mocarstwa stracili, co przypieczętowały I oraz II wojny światowe. Byli świadomi, iż niska dzietność do tego doprowadzi, ale nie potrafili jej podnieść. Dzisiaj też nie mamy na to dobrego sposobu – mówi w rozmowie ze Sebastianem Stodolakiem na łamach tygodnika „MAGAZYN Dziennik Gazeta Prawna” Robin Hanson, profesor nadzwyczajny ekonomii na Uniwersytecie George’a Masona i były pracownik naukowy w Instytucie Przyszłości Ludzkości Uniwersytetu Oksfordzkiego.

W rozmowie z Hansonem Sebastian Stodolak zwrócił uwagę, iż istnieje wiele teorii na temat tego, dlaczego dzietność spada. – Pan ma własną? – zapytał dziennikarz. W odpowiedzi rozmówca powiedział, iż powodem takiego stanu rzeczy jest to, iż „my wszyscy zepsuliśmy maszynerię kultury”.

Kultury ludzkie określają to, jak się zachowujemy: jak mamy traktować rodzinę i dzieci, pracę, sąsiadów, wojnę, bogów itd. Dają nam normy i wartości. Skąd się biorą kultury? Zasadniczo z losowej zmienności i selekcji. To po prostu dobór naturalny, czysta przypadkowa zmienność. Jeszcze kilka wieków temu świat był pełen setek tysięcy małych kultur chłopskich, z których każda liczyła 1 –2 tys. przedstawicieli. Ponieważ te kultury były małe, miały niewielki poziom wewnętrznej innowacyjności. Nie mogły się też rozprzestrzeniać, były niekompatybilne z innymi, nie wdawały się z nimi w relacje itd. Istniała jednak silna selekcja. jeżeli kultura była słaba, zanikała pod naporem głodu, epidemii, wojen. Łatwo było większość z tych kultur unicestwić. Jednocześnie jednak w wyniku tej samej presji selekcyjnej te kultury miały bodziec, by próbować zachowywać się inaczej niż sąsiedzi, którzy mieli problemy z przetrwaniem. Słowem: następowała adaptacja. Te małe kultury, którym udawało się to najlepiej, stawały się coraz większe. W końcu wygrała ta, która świetnie sobie radzi – przynajmniej na tle przodków – z głodem, wojnami, epidemiami – podkreślił naukowiec.

Hanson zwrócił również uwagę, iż do ograniczenia dzietności przyczynia się intensywne rodzicielstwo. – Oczekuje się, iż rodzice będą zwracać większą uwagę na każdego potomka, a to utrudnia posiadanie większej liczby dzieci, prawda? Po drugie, oczekujemy od ludzi kompleksowego wykształcenia. Bez niego będziesz zarabiać gorzej i będziesz mieć niższy status społeczny. Na wykształceniu zależy dziś zwłaszcza kobietom. W efekcie decyzja o dzieciach jest odkładana. Kolejna rzecz to przekonanie, iż najpierw trzeba się ustabilizować finansowo, zanim założy się rodzinę. A jeszcze kilkadziesiąt lat temu małżeństwa zawierano, zanim młodzi ukształtowali swoje ścieżki zawodowe i gdy adekwatnie nie wiedzieli jeszcze, czego chcą. Z innych czynników mających wpływ na malejącą liczbę dzieci można wymienić upadek religii, a także stykanie się kultur w ramach globalizacji, co prowadzi do dominacji wzorców zachowań z kultur bezdzietnych. Do tego dochodzi równość płci (…) Nie twierdzę, iż równość płci jest moralnie zła albo iż kobiety nie powinny studiować. Wskazuję na wielowymiarowość mechanizmów rządzących człowiekiem i jego cywilizacją. Natomiast myślę, iż powinniśmy przyznać, iż w pewnym sensie konserwatyści mieli rację. Zmienialiśmy kulturę zbyt szybko, nie do końca wiedząc, co robimy. Ale być może tak musiało być i istnieje swego rodzaju cywilizacyjna cykliczność: od rozwoju do dekadencji, gdy przestajemy być zainteresowani kwestią płodności, a wolimy koncentrować się na samych sobie, własnym komforcie, autoekspresji. Możliwe, iż w rozwój kultury jest wpisany taki mechanizm załamania i nie jest to bezpośrednio wina żadnej pojedynczej osoby czy pojedynczego trendu – podsumował rozmówca Sebastiana Stodolaka.

Źródło: „Magazyn Dziennik Gazeta Prawna”

TG

Idź do oryginalnego materiału