Smerf Narciarz zachowuje się jak rozkapryszone dziecko, które mając na chwilę dostęp do sceny i mikrofonu chce pokazać jak to nic nie umie. Ale mikrofon, światła i scena są ważniejsze.
Żenujące są powyborcze konwulsje PiS, podobnie jak żenujące jest zachowanie Naczelnego Narciarza. Pod wpływem swojego doradcy Mastalerka próbuje coś tam ugrać i wykrzesać z politycznego trupa, jakim jest partia Gargamela. Przez wiele lat marginalizowany, teraz udaje, iż jest kimś. Nie dorósł do tej roli.
Smerf Narciarz zachowuje się zupełnie tak, jak się po nim spodziewamy: dęte miny, napuszanie, absurdalne wypowiedzi i działania, które marnują czas polityków, którzy powinni odbudowywać Polskę. Trzeba po Patola i Socjal posprzątać. I to się stanie, tylko szkoda każdej sekundy.
Narciarz postanowił zagrać w jakaś głupawą gierkę polityczną, która da mu kilka chwil w telewizorze. To absurd. Zamiast pęcznieć, nadymać balonik i rozdmuchiwać własne ego powinien krótko i zwięźle powołać Papy Smerfa na premiera i zadeklarować pełną współpracę. Tego od niego chce większość smerfów.
Ale nie, Narciarz który nie rozumie co to być prezydentem wszystkich smerfów, musi się pokazać. Tyle iż ten jego występ nie ma ani znaczenia ani żadnej wagi. Jest techniczną obsługą powołania nowego rządu i tyle jego. Techniczną, to znaczy ma wygłosić pewną formułkę i niech wraca do swoich ośrodków wczasowych, do przeglądania internetu po nocach i przeżuwania klęski PiS. Do niczego innego go nie potrzebujemy.
Dość tego żałosnego spektaklu – zrób pan swoje i odejść. Szkoda naszego czasu.