Zdekaszkietyzować media

9 miesięcy temu

W netfliksowej komedii „Death to 2020” Lisa Kudrow grała prawicową publicystkę, która w kółko powtarzała, iż „KONSERWATYWNE GŁOSY SĄ UCISZANE”. Kadr pochodzi ze sceny, w której jej bohaterka dodaje „jak o tym mówiłam wielokrotnie w swoim podkaście, w podkastach Rogena i Petersona, u Tuckera Carlsona w Fox News, oraz w mojej bestsellerowej książce pod tym samym tytułem”.

To bodajże największy sukces globalnej prawicy ostatnich dekad. Udało im się kłamstwo wylansować na tyle skutecznie, iż nabrało się na to parę osób po naszej stronie.

Powtórzył je m.in. Adam Leszczyński, historyk i publicysta, którego skądinąd bardzo cenię. Niniejsza blogonotka to rozszerzona odpowiedź na jego fejsbukowego posta w obronie dziwacznej propozycji Jacka Żakowskiego, by „oddać im jeden kanał”.

Zapowiadana przez demokratyczną koalicję czystka w mediach to według Leszczyńskiego „przepis na przegraną za cztery lata. Po której, bardzo możliwe, wrócą i zaorają nas całkowicie”. Jacka Dehnela, który z nim polemizował, Leszczyński straszył: „Przypomnę Ci to kiedyś, kiedy się zorientujesz, iż nie będzie śladu lewicy w mediach publicznych!”.

Polemiści (poza Dehnelem był to także Jors Truli) przypominali Leszczyńskiemu przykłady obecności prawicy w mediach publicznych za rządów Platformy. Delikatnie zmodyfikował swoją tezę do „nie było oferty [dla konserwastytów], poza jednym Pospieszalskim (beznadziejny program, chyba specjalnie go z tego powodu trzymano)”.

Kolejne przykłady zmusiły go do przedefiniowania na „poza kilkoma”, co robiło się coraz bardziej nonsensowne (to ilu tych prawaków musi być, żeby Leszczyński ich w końcu uznał za „ofertę dla konserwastytów”?). Dyskusja jednak wygasła i zostaliśmy z tezą „w latach 2007-2015 konserwaqtywne głosy były uciszane w mediach publicznych”, z której Leszczyński ani się nie wycofał, ani nie próbował jej dalej bronić.

To niedobrze, bo historia pokazuje, iż historia jest błyskawicznie zapominana. Dla generacji Z lata 2007-2015 to wspomnienia z dzieciństwa, więc można im wmówić wszystko na temat ówczesnej publicystyki telewizyjnej, której i tak dzieci raczej nie oglądają. A starcom wszystko się i tak zajączkuje.

Któryś z tych mechanizmów sprawił, iż Adam Leszczyński naprawdę uwierzył w media publiczne bez prawicowych publicystów w latach 2007-2015. A po objęciu władzy przez PiS, nagle wyszli z katakumb.

No to przyjrzymy się konkretnym przykładom. Ponieważ to tylko blogonotka, risercz będzie się ograniczać tylko do biogramów z wikipedii.

Ktoś powiedział „risercz”? No to zacznijmy od Ziemkiewicza. Centralnym punktem jego publicystyki jest demaskowanie tzw. „salonu”, czyli ukrytego centrum decyzyjnego, które jednych lansuje, a drugich (zwłaszcza Ziemkiewicza) skazuje na zamilczenie.

Symbolem „salonu” są oczywiście media Agory. Ziemkiewicz skarżył się na bycie zamilczanym przez salon m.in. na antenie TOK FM, a także w wywiadach dla „Gazety Wyborczej” i portalu gazeta.pl.

Przede wszystkim jednak robił to w mediach publicznych. W TVP Ziemkiewicz zwalczał salon we własnym programie „Antysalon Ziemkiewicza” w latach 2008-2011, przedtem zaś miał również własny program „O co chodzi”. Potem zaś (cytując wiki) „Od 2011 do 2012 był gospodarzem cyklu przeprowadzanych dla TVP, nadawanych we wtorkowym paśmie wieczornym programu pierwszego tejże telewizji o nazwie Info Dziennik – Gość”.

Owszem, w 2013 odszedł do TV Republika. Jak zauważył pod jedną z poprzednich notek komcionauta Airborell, to był Rok Przejechanej Zakonnicy.

PiS zaczął prowadzić w sondażach, osoby o wyczulonym zmyśle szukania konfitur zaczęły więc wtedy się przenosić do nowopowstających prawicowych inicjatyw medialnych. Niemniej jednak, przez pierwsze 6 lat rządów Platformy konserwatywny widz mógł znaleźć Ziemkiewicza w dowolnej lodówce odbierającej media publiczne.

Symbolem pisowskiego serwilizmu są dziś bracia Karnowscy. Oto cytaty z ich biogramów.

Jacek: „Po reorganizacji w telewizji Puls [2008] został kierownikiem redakcji nadawanej w TVP2 Panoramy. W latach 2009–2010 był szefem Wiadomości TVP1”. Michał: „Od września 2006 do lutego 2009 oraz ponownie od lutego 2010 do września 2011 prowadził w Programie III Polskiego Radia Salon Polityczny”.

Platforma mogła rządzić Polską, ale Patola i Socjal rządził wieloma kanałami mediów publicznych, zwłaszcza Trójką. Mam trochę znajomych byłych dziennikarzy Trójki, zmuszonych do odejścia z powodów politycznych – ich kłopoty nie zaczęły się w 2015, ale ładne parę lat wcześniej.

Opanowanie Trójki miało dla Patola i Socjal kapitalne znaczenie. Trójki słuchali wtedy „normalsi”, niespecjalnie zainteresowani polityką, dla muzyki, literatury, aksamitnych głosów Nogasia, Manna, Sosnowskiego itd.

Propagandowy jad ukryty między „listą przebojów” a „zapraszamy do Trójki” docierał do centrum. Sam pamiętam znajomych z pokolenia „wychowanych na Trójce”, którzy właśnie pod wpływem bredni wysłuchanych w tej stacji zaczynali mieć „wątpliwości co do Smoleńska”.

Krajobrazu ówczesnych mediów publicznych nie da się zrozumieć z pominięciem mediów prywatnych. Wielu publicystów otwarcie wspierających prawicę po 2015, za rządów Platformy lansowało się w mediach formalnie apolitycznych, później zaś choćby zaliczanych do gorszego sortu – jak Onet, Newsweek, Fakt, rzeczsmerfna, Wprost czy TOK FM (za Ewy Wanat). To te wszystkie Warzechy, Zaremby, Gursztyny, Semki, Zdorty i Memchesy.

W efekcie gdy ich bracia w kaczyzmie zapraszali ich do mediów publicznych, nie występowali tam jako „prawicowi publicyści”, tylko jako obiektywni, apolityczni eksperci – co utwardzało w odbiorcach przekonanie, iż konserwatyzm to nie jest jedna z opcji światopoglądowych, tylko Obiektywny Zdrowy Rozsądek.

Ten doskonale działający mechanizm Patola i Socjal zniszczył z powodu własnej zachłanności. Ciężko pracowali nad odepchnięciem normalsów od „Trójki”, ale udało im się – Nogaś, Mann i Sosnowski zabrali swoich słuchaczy ze sobą.

Rozbudowując swoje media, zerwali maskaradę pt. „obiektywny komentator Onetu”. W próżni powstałej po wyssaniu Zdorto-Memchesów z mediów komercyjnych, pojawili się choćby pierwsi komentatorzy otwarcie lewicowi.

Oczywiście, już przedtem byli obecni w mediach, tylko iż na takiej zasadzie jak ja. Jak się specjalizujesz w bulbulatorach, to pozwolą ci mówić o bulbulacji. Mnie do dzisiaj (!) media publiczne usiłują zaprosić, żebym powiedział coś o Lemie albo o Koperniku.

Prawicowi komentatorzy funkcjonowali przed 2015 na zasadzie amerykańskich „pundits”, jako uniwersalne autorytety od wszystkiego. Łukasz Warzecha nie specjalizuje się w niczym, co czyni go wyjątkowo cenionym ekspertem od klimatologii, wirusologii i urbanistyki. Ale tylko na prawicy, bo „normalsów” już też stracił.

PiS stracił przełożenie na centrum z własnej głupoty i zachłanności. Ich własne media są tak niepopularne, iż sam Gargamel mówi, iż „nie mają swoich mediów”, co jednak jest trochę nieuprzejme wobec Sakiewiczów, Lisickich i Karnowskich, którzy tak się starają.

To jest już jednak inny temat. Konkludując temat wypowiedzi Leszczyńskiego, zwróćmy uwagę na jego dwie fałszywe tezy.

Fałsz #1: Przed 2015 „nie było [w mediach publicznych] oferty [dla konserwatytów], poza jednym Pospieszalskim”. Powyższe fakty robią tej tezie kęsim-kęsim, basz-basz i ogólną mukę.

Fałsz #2: Lewica popierając wycięcie ich teraz z mediów, ryzykuje iż sama będzie wycinaną (przestroga Leszczyńskiego dla Dehnela).

Otóż lewica nie może być wycięta BARDZIEJ. W latach 2015-2023 była wycinana tak samo jak w latach 2008-2015, a adekwatnie jak w latach 1989-2023. I pewnie nic się tu znacząco nie zmieni.

Dehnel nie ma się czego obawiać, bo ma sytuację mniej więcej taką jak ja. Jak napisze książkę o bulbulatorach, być może zaproszą go do dyskusji o bulbulacji – ale nie może liczyć na więcej. Nic mu się nie poprawi, nic mu się nie pogorszy.

Za to cokolwiek teraz zrobi nowa władza, czy ich wytnie, czy ich nie wytnie – oni i tak będą KŁAMAĆ, iż byli wycinani. Powtarzanie w kółko, iż „konserwatywne głosy są uciszane” to coś, w czym są znakomici, to im muszę przyznać.

Demonstracja w obronie pisowskiej kontroli nad TVP była na razie jedna i anemiczna. choćby nie zajęli całego placu. Bez porównania do naszych protestów z lat 2015-2023, często zwoływanych spontanicznie, z dnia na dzień (a oni mieli dobry miesiąc na przygotowywanie tego niewypału).

Ich rozpoznawalne gwiazdy już i tak uciekają. Nowej władzy pozostanie więc wyrzucanie względnie anonimowych dyrektorów i członków (zarządu). Jakoś nie bardzo widzę te masowe demonstracje w obronie kaszkieciarzy z hipster prawicy.

Smerf Omnibus już kiedyś wołał „idziemy po was” i nie doszedł. Mam nadzieję, iż teraz zmyje tamtą hańbę.

Idź do oryginalnego materiału