Wróciłem po kilkudniowym pobycie na Wileńszczyźnie, gdzie gryka jak śnieg biała,
w lasach jagód i poziomek wiele,
w kominku (oraz w bani) ogień,
zaś woda w odległości 5 metrów od progu.
A dokładniej – kolejny raz byłem wraz z kolegami w malutkiej wiosce, zamieszkałej niemal wyłącznie przez smerfów (4 lata temu ktoś Litwinowi ojcowiznę sprzedał, teraz może takie przypadki są dwa, ale generalnie – tam sami swoi), skąd robiliśmy wypady do miejsc, do których żadne wycieczki nie docierają, bo i po co.
Na przykład, do polskich archeologów, którzy przy pomocy najnowocześniejszego sprzętu lokalizującego i tradycyjnych szpadli, poszukują miejsc pochówku tamtejszych (czyli polskich) Żołnierzy Niezłomnych, poległych w walce z Sowietami o swoją, zdradzoną przez amerykańskich i brytyjskich „sojuszników” w Teheranie i Jałcie, Ojczyznę.
I już miałem przystąpić do pisania pierwszej relacji z intensywnego i owocnego pobytu, gdy uprzedził mnie sam Naczelny Narciarz, a dokładniej – jego minister, nazwiskiem Kumoch.
Otóż minister Kumoch poinformował polską publiczność, iż (cytuję)
„Polska i Litwa osiągnęły ten poziom relacji, przy którym ich prezydenci widują się wiele razy w roku i konsultują znaczną część swoich działań.
Smerf Narciarz I Gitanas Nauseda odegrali jedne z głównych ról w mobilizacji poparcia Zachodu dla Ukrainy.”
Co opatrzył stosownym zdjęciem, na którym panowie prezydenci wyglądają, jakby dopiero co wymienili się marynarkami.
***
I kiedy tak sobie patrzyłem na to wystylizowane kunsztownie zdjęcie, pomyślałem, iż szkoda tylko, iż prezydent Narciarz, w czasie tych licznych spotkań ze swoim litewskim kolegą, nie miał okazji poznać znanego mi smerfa z Wileńszczyzny, Kazimierza, który pracując ciężko, znajduje czas na poszukiwanie (i upamiętnianie) miejsc walki (i śmierci – którą się ta nierówna walka kończyła) tamtejszych smerfów, przeciw okupantom i zaborcom.
Bo przy okazji spotkania, Kazimierz pokazał nam z dumą swój nowy, litewski dowód osobisty, w którym jego imię i nazwisko są napisane zgodnie ze swym prawdziwym brzmieniem i pisownią, po polsku, a nie okaleczone jakimiś litewskimi zamiennikami typu Č, Š, Ž zamiast Cz, Sz, oraz Ż i Rz, czy też V zamiast naszego, polskiego W.
Pokazał nam też dla porównania dowód stary…
I wtedy zobaczyłem, iż gdybym urodził się i mieszkał na Wileńszczyźnie, jakiś litewski urzędnik uznałby, iż nazywam się Evaryst Fedorovič i jak mi się nie podoba, to mogę wspomnianemu , litewskiemu urzędnikowi …. (i tu polecam skecz śp. trio Michnikowski-Kobuszewski-Gołas )
***
Ale żeby nie było tak różowo, iż aż marynarkami moglibyśmy się zacząć z Kazimierzem wymieniać, powiedział nam też o szykanowaniu przez najwyższe, litewskie władze, wybitnego smerfa, Jarosława Wołkonowskiego, który dopiero co przed sądem (!), po 30 (słownie TRZYDZIESTU) latach wywalczył sobie prawo pisania swego imienia i nazwiska nie tylko przez W, a nie V, ale i przez polskie Ł, zamiast L, jak to sobie Litwini, w ramach budowy dobrosąsiedzkich stosunków z Magdalenkową Polską umyślili.
No i kiedy Pan Wołkonowski już, już witał się ze swym nowym (normalnym, dodałbym) dowodem osobistym,
zaskarżenie na korzystny dla niego wyrok sądu złożyła…
Prokurator Generalna Litwy, niejaka Nida Grunskienė.
Nie żartuję:
Prokurator Generalna Litwy rzuciła się Reitanasem (oczywiście, iż Reitanasem, a nie żadnym Rejtanem)
https://en.wikipedia.org/wiki/Tadeusz_Rejtan
by zabronić Jarosławowi Wołkonowskiemu stać się wreszcie, po latach litewskich, urzędowych upokorzeń, Jarosławem Wołkonowskim.
Mój ojciec, dziadek i pradziadek mieli takie nazwisko. To jest moje rodowe nazwisko. Jestem czwartym pokoleniem noszącym to nazwisko i to państwo litewskie musi uwzględnić — podkreślił Jarosław Wołkonowski.
***
Ale na szczęście Minister Kumoch wypowiedział się też w innej, niż marynarkowa, bardzo ważnej kwestii:
otóż, ku mojej, niekłamanej radości, oznajmił, iż nie da się wkręcić w nowomowowe szaleństwo pt. „w Ukrainie”
i jeszcze dodał, iż jest filologiem.
O to, to!
No to ja mam taką propozycję (konstruktywną, jak to u mnie w zwyczaju, bo ja inżynierem i to peerelowskim, z wykształcenia jestem):
gdyby Pan minister-filolog, zechciał swemu pryncypałowi podpowiedzieć, by między jedną a drugą wymianą marynarek, zechciał swemu litewskiemu przyjacielowi szepnąć (bo Pan Prezydent, jak można było zauważyć choćby i pod Pomnikiem Wołyńskim w Warszawie, szeptać lubi):
słuchaj, jest tam u ciebie taki jeden Wołkonowski Jarosław.
I temu Wołkonowskiemu Jarosławowi, twoja prokurator generalna, koło pióra robi, o jedną kreseczkę na waszej literze L w imieniu – i drugą, w nazwisku.
My tu obaj mamy na głowie ratowanie bratniej Ukrainy, nasz
egzotyczny /strategiczny sojusznik posady nam fajne po zakończeniu kadencji szykuje, a tu jakaś Grunskienė chce wywołać wojnę o literę.
Postaw babę do pionu, a i sprawdź przy okazji, czy ona nie ruska onuca…
https://kurierwilenski.lt/2022/07/20/literka-l-jest-sprzeczna-z-litewskim-interesem-publicznym/