Wybory w Słowacji: Robert Fico ma swój długopis w pałacu prezydenckim

8 miesięcy temu

Za Słowacją wybory prezydenckie. Wygrał Robert Fico. To znaczy wygrał Peter Pellegrini, bo to on formalnie będzie nowym prezydentem, ale nie od dziś wiadomo, iż jest człowiekiem bez kręgosłupa i własnego zdania. Niejednokrotnie udowadniał, iż na skinienie Ficy jest gotów na zmianę wcześniej głoszonego poglądu. Zapracował sobie na przydomek „podržtaška”, który można przetłumaczyć jako „sługus” czy „popychadło”.

Pellegrini wygrał nie ze względu na słabość swego kontrkandydata Ivana Korčoka, wręcz przeciwnie. Po zwycięstwie Korčoka w pierwszej turze Fico i Pellegrini zrozumieli, iż nie mogą pokonać go bez intensywnej pomocy ze strony ekstremalnych wyborców. Zgodnie z oczekiwaniami Pellegriniemu udało się przejąć sporą część głosów antysystemowych zwolenników Štefana Harabina.

W pierwszej turze Ivan Korčok zebrał 958 tys. głosów (42,51 proc.), a Peter Pellegrini 834 tys. (37,02 proc.). W drugiej, dzięki wysokiej jak na wybory prezydenckie frekwencji 61,1 proc., ten ostatni otrzymał 1 409 255 głosów (53,12 proc.), a Korčok o 165 546 mniej (46,87 proc.).

Wyniki wyborów prezydenckich są niejako powtórzeniem wyników wyborów parlamentarnych z września 2023 roku, w których blok lewicowo-nacjonalistyczny również miał nieco większą przewagę. Fico sam ponoć namawiał dziennikarzy, by artykuły o zwycięstwie tytułowali „referendum o sprawowaniu władzy przebiegło pomyślnie”.

Choć początkowo wydawało się, iż Ficy jest zupełnie obojętne, czy Pellegrini dostanie się do pałacu, w rzeczywistości jego wygrana sprawia, iż walec rozjeżdżający demokrację i państwo prawa będzie mógł się w pełni rozpędzić.

Nieczysta gra

Kampania przed drugą turą wyborów pokazała, jak bardzo Fico i Pellegrini bali się przegranej. Z niemrawej kampanii, w której Pellegrini jak ognia unikał debat z udziałem przeciwników, stała się naprawdę brudną grą. Według prawa wyborczego żadna trzecia strona nie może agitować na rzecz kandydata, ale ministrowie i urzędnicy koalicji nie potrafili uszanować obowiązujących przepisów. Po social mediach krążyły deepfake’owe filmy i przerobione zdjęcia, do słowackich domów trafiały gazety opowiadające się za jedynym słusznym kandydatem.

Mimo obowiązującej ciszy wyborczej social media polityków HLAS-u Pellegriniego i SMER-u Ficy zapełniły sfabrykowane zdjęcia żołnierza z obejmującą go płaczącą matką – wszyscy twierdzili, iż Korčok wyśle Słowaków na wojnę z Rosją. Choć bez problemu można znaleźć w internecie filmy, na których sam Pellegrini mówi, iż tylko rząd i parlament mogą zadecydować o wysłaniu żołnierzy na front, to w walce o fotel prezydenta kłamał ludziom prosto w twarz. Słowacy uwierzyli, iż prezydent posiada takie uprawnienia.

Teraz to Ministerstwo Spraw Wewnętrznych będzie rozstrzygać o ewentualnym łamaniu prawa wyborczego. Szef ministerstwa jest z ramienia HLAS-u i sam opłacał reklamy filmów szerzących kłamstwa na temat Ivana Korčoka, więc można się domyślić, jak to się skończy.

Brakuje tylko większości konstytucyjnej

Ficy udało się to, czego nie dokonał Babiš w Czechach. Ten w ostatnich wyborach prezydenckich grał kartą rzekomego zamiaru wysłania żołnierzy na wojnę przez swego kontrkandydata Petera Pavla. Jednak Czesi w odróżnieniu od Słowaków nie uwierzyli w tę propagandę. Babiš przegrał.

Kampania w Słowacji wyraźnie pokazała, iż Pellegrini, podobnie jak Robert Fico, ma gdzieś połowę społeczeństwa. Postawił na kłamstwa i mity, na prorosyjski sentyment i ataki na demokratycznych partnerów Słowacji. Postępował zgodnie z podręcznikiem stworzonym przez Orbána, który mówi, iż nie będzie nam tu rozkazywać Bruksela ani opłacane przez Zachód organizacje pozarządowe.

Fico ma to, czego chciał – władzę w parlamencie i w pałacu prezydenckim. Jemu nie udało się zdobyć prezydentury 10 lat temu, teraz ma swojego sługusa. Jedyne, czego brakuje mu do pełni szczęścia, to większość konstytucyjna. Jej zdobycie nie jest wykluczone, zwłaszcza iż mimo rozjeżdżania walcem państwowych instytucji, mimo protestów części społeczeństwa i gróźb kierowanych wobec dziennikarzy i sędziów poparcie mu nie spada.

Idź do oryginalnego materiału